FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Zmierzch szeryfów

Amerykańscy gliniarze nie mają dobrej prasy. Trudno o czarniejszy PR, chyba że zaczęliby niemowlakom w wózkach pryskać gazem po oczach za domniemane włóczęgostwo
Joe Bish
tekst Joe Bish

Amerykańscy gliniarze nie mają dobrej prasy. Trudno o czarniejszy PR, chyba że zaczęliby niemowlakom w wózkach pryskać gazem po oczach za domniemane włóczęgostwo. Mundurowi już od paru lat zbierają cięgi od amerykańskiej opinii publicznej. Dostało im się za strzelaniny, w których zginęli nieuzbrojeni cywile (głównie czarnoskórzy), oraz za to, jak potraktowali demonstrantów podczas manifestacji Occupy. Powszechny sprzeciw budzi także ich arogancka postawa wobec wszelkiej krytyki.

Reklama

Pewnie, brytyjscy funkcjonariusze też mają swoje za uszami. Zdarzają się kontrowersyjne starcia z policją z użyciem broni palnej, ale to na szczęście rzadkość.

Chciałem dowiedzieć się więcej o amerykańskich glinach. W tym celu skontaktowałem się z Mattem Taylorem z nowojorskiego oddziału VICE'a. Miałem nadzieję, że rzuci trochę światła na tak znienawidzonych w tym kraju stróżów prawa.

Na początek wyjaśnij, na czym polegają różnice między policją stanową, szeryfami, policją federalną itp.

Na najbardziej podstawowym poziomie, gdy chodzi o bezpośrednie kontakty z funkcjonariuszami i ich wizerunek wśród obywateli, policja stanowa i miejscowi funkcjonariusze czy szeryfowie niezbyt się od siebie różnią. Wszyscy noszą broń i w miarę tradycyjny mundur. Federalni zdecydowanie mniej rzucają się w oczy. Na szczeblu federalnym istnieje wiele różnych organów ścigania, np. US Marshal czy FBI, ale nie ma czegoś takiego jak „policjant federalny".

Kapuję. Wygląda na to, że każdy glina nosi spluwę. Czy ta zasada dotyczy wszystkich w policyjnej hierarchii: od komendanta przez śledczego do zwykłego krawężnika?

Prawie każdy glina w USA nosi broń. Wyjątkiem są komendanci lub funkcjonariusze wyższego szczebla, np. detektywi, którzy albo w ogóle nie noszą broni, albo kabura nie jest tak widoczna jak u krawężników. Przykładowo: komisarz nowojorskiej policji Bill Bratton (szczebel wyżej od komendanta) nie pokazuje się ze spluwą. Jego rola ma w większym stopniu wymiar polityczny.

Reklama

Jaka jest różnica między zarobkami komisarza a zwykłego stójkowego? Czy jest na tyle duża, by wywołać wewnętrzny zatarg?

Jest spora, ale nie gigantyczna. Daleko jej do przepaści, jaka dzieli zarobki szeregowych pracowników i prezesów większości amerykańskich korporacji. Nawet zwyczajny krawężnik może nieźle zarabiać w niektórych rewirach. Dorastałem na wschodzie Long Island, w miasteczku East Hampton, które jest miejscowością wypoczynkową. Z tego, co wiem, gliny w tym mieście są ustawione do końca życia. Zarobki przekraczają średnią krajową dzięki względnie niskim podatkom, nie brak wartościowych nieruchomości itp. Związki zawodowe policji przynajmniej do niedawna stanowiły liczącą się siłę polityczną. Obecnie ich wpływy słabną, co zresztą dotyczy większości amerykańskich organizacji zrzeszających pracowników.

Wróćmy jednak do Nowego Jorku. Starcia między związkami zawodowymi policji i powiązanymi ugrupowaniami a burmistrzem wcale nie należą do rzadkości. Przedmiotem sporów bywają zarówno pieniądze, jak i ofiary śmiertelne wśród cywilów.

W Wielkiej Brytanii podział na policjantów i resztę społeczeństwa nie jest tak silnie zarysowany jak w niektórych miejscach USA. Zdarzają się kontrowersje, ale z reguły są wyciszane. Tymczasem gliniarz w Stanach nie boi się trąbić na cały kraj o swoich krzywdach. Czy ma to jakiś związek z amerykańskim patriotyzmem, który domaga się szczególnego szacunku dla stróżów porządku publicznego?

Reklama

Coś w tym jest. Chodzi ci pewnie o naszą miłość do broni palnej i silnych facetów ze spluwami. Ta westernowa mentalność à la John Wayne objawia się w bałwochwalczym stosunku do sił zbrojnych (nawet jeśli dopuszczają się okrucieństw wobec cywilów i innych wojsk) oraz glin. Utarło się przekonanie, że biali Amerykanie kochają i szanują gliniarzy, bo ci dają im poczucie bezpieczeństwa. Tymczasem czarni, Latynosi i inne mniejszości wyrastają w kulturze, która nakazuje im zachować nieufność wobec mundurowych.

Odnoszę wrażenie, że w ciągu ostatniego roku społeczeństwo zaczęło inaczej patrzeć na gliny niż do tej pory. W latach 90. i pierwszej dekadzie nowego milenium strzelaniny z udziałem glin i kolorowych były na porządku dziennym. Oczywiście budziły społeczny sprzeciw, ale na nieporównywalnie mniejszą skalę niż zabójstwa z zeszłego lata (Erica Garnera w Nowym Jorku i Michaela Browna w Ferguson). Początków tej zmiany należałoby szukać w zabójstwie Trayvona Martina na Florydzie w 2012 roku, chociaż sprawcą nie był prawdziwy glina, tylko członek straży sąsiedzkiej [George Zimmerman] o bandyckich skłonnościach.

No właśnie, niektórym wystarcza odrobina władzy, żeby poczuć się gliną. Każdy strażnik w centrum handlowym czy ochroniarz nosi pałkę, broń palną lub paralizator. Skąd ta potrzeba u zwykłego obywatela, żeby się zbroić po zęby? Skąd wśród ludzi tyle niczym nieuzasadnionej agresji?

Trafiłeś w sedno. Chyba właśnie stąd biorą się strzelaniny w Ameryce, prawda? Co roku mnóstwo ludzi strzela do siebie i ginie od kul. W wielu z tych incydentów gliny nie biorą nawet udziału.

Reklama

Jeśli chodzi o wewnętrzny przymus posiadania spluwy, któremu ulega przeciętny Amerykanin, nie da się tradycyjnie zwalić całej winy na gry wideo czy filmy. W Ameryce mitologizuje się przemoc. Do tego należy jeszcze dodać beznadziejny system opieki psychiatrycznej – faceci (bo są to prawie zawsze mężczyźni), którzy powinni trzymać się z dala od spluw i przebywać w ośrodkach zamkniętych, chodzą uzbrojeni po ulicach. W latach 80. i na początku 90. USA miały bardzo wysoki odsetek przestępczości. Posiadanie broni można było wtedy jakoś uzasadnić. Ale od dwóch dekad liczba brutalnych przestępstw nie przestaje gwałtownie rosnąć.

Przyczyn należy także szukać w naszej kulturze, której fundamenty stanowią wiara w jednostkę, kapitalizm i Boskie Przeznaczenie. To zachęca ludzi do zbrojenia się na własną rękę. Nie wystarcza, że gliny i wojsko mają w opór broni. Zwykły obywatel też musi mieć spluwę pod poduszką.

W jakim stopniu funkcjonariusze policji są narażeni na niebezpieczeństwo? Gdy z rąk policjanta ginie cywil, najczęstszym wytłumaczeniem jest „strach funkcjonariusza o własne życie". Co na to statystyki?

Glina w Ameryce coraz mniej musi się bać o własną skórę. Według statystyk FBI w 2013 roku w wyniku popełnienia przestępstwa zginęło 27 policjantów. To spadek w porównaniu z latami 2012 i 2011. Jeśli pamięć mnie nie zawodzi, to także najniższy odsetek od około 50 lat. Dane za 2014 rok, które udostępni FBI, pewnie wykażą wzrost, ale w rzeczywistości policjanci bardzo rzadko giną z rąk cywilów. Tymczasem liczba cywilów zabitych przez gliny w 2013 roku była najwyższa od 20 lat i sięgnęła 450 osób [dokładnie 461].

Reklama

Dlaczego ofiarami zabójstw popełnionych przez funkcjonariuszy najczęściej padają czarnoskórzy mężczyźni?

Rasizm stanowi nieodłączny element amerykańskiego dziedzictwa i nadal jest obecny w codziennym życiu. Pokłosiem dawnej, usankcjonowanej przez państwo dyskryminacji jest nieproporcjonalnie większe zagrożenie ubóstwa wśród czarnych. Dlatego większość z nich mieszka w dużych miastach, gdzie gliny czują się jak panowie i władcy. Nawet jeśli konkretny glina nie jest uprzedzony, to siłą rzeczy będzie miał w pracy więcej do czynienia z czarnymi niż białymi. Poza tym telewizyjne stacje informacyjne i popkultura wpajają Amerykanom strach, a w najlepszym razie nieufność wobec czarnych mężczyzn.

A jak wygląda robota gliny na amerykańskiej prowincji, gdzie konflikty na tle rasowym są rzadsze?

Z pewnością pod wieloma względami jest łatwiej. Biali mieszkańcy przedmieść i wsi często znają się z miejscowymi glinami. Pamiętam takie przypadki z własnego podwórka, czyli kurortu turystycznego na wschodzie Long Island. Ludziom nieraz udaje się tam wymigać od płacenia mandatu, bo chodzili z gliną z drogówki do jednego liceum. Najwięcej problemów pojawia się w dzielnicach zamieszkanych głównie przez czarnych, gdzie funkcjonariusze są w większości biali. Przykłady to Ferguson czy North Charleston, w którym parę tygodni temu doszło do tragedii [śmiertelne postrzelenie Waltera Scotta].

Na początku miesiąca od kul 73-letniego ochotnika w biurze szeryfa w hrabstwie Tulsa w Oklahomie zginął czarnoskóry Eric Harris. Ofiara była nieuzbrojona. Dlaczego pozwolono obywatelowi w tak podeszłym wieku pracować jako ochotnik w policji? Kto wpadł na pomysł, żeby dać mu broń palną i paralizator?

Reklama

Jeden z członków naszej redakcji właśnie pisze o tym artykuł. Dlaczego w ogóle istnieje w policji instytucja ochotników? Podejrzewam, że ma to jakiś związek z polityką zaciskania pasa. Podobnie do państw członkowskich UE, którym narzucono politykę oszczędności, wiele rządów stanowych i miejscowych organów władzy w USA musiało obciąć budżet wskutek kryzysu finansowego. Stąd większa rola ochotników. A poza tym żyjemy w kulturze gloryfikującej broń palną. Częścią naszej historii jest wyznaczanie przypadkowym ludziom roli szeryfa, który zaprowadzi porządek za pomocą broni. O tym traktuje film W samo południe. I chyba do dziś się to nie zmieniło.

W Wielkiej Brytanii mamy funkcjonariuszy służby wsparcia policji. Nie mogą jednak nikogo aresztować, a tym bardziej nosić broni, w tym paralizatora. Wystarczy sama świadomość ich obecności.

Kapuję. Typowo brytyjski rozsądek!

W jakie jeszcze skandale, oprócz zabójstw na tle rasowym, była zamieszana amerykańska policja?

Często słychać o brutalnych pobiciach, nawet jeśli nie kończą się zgonem ofiary. Jednym z najsłynniejszych przypadków jest pobicie Rodneya Kinga w 1991 roku. No i korupcja. Występujący w prawie amerykańskim przepadek mienia w trybie postępowania cywilnego pozwala glinom na konfiskatę przedmiotów należących do przestępców. Czasem część skonfiskowanej gotówki czy narkotyków trafia do kieszeni gliny.

To samo robią bramkarze w klubach nocnych.

Zgadza się, tylko że w niektórych przypadkach w nielegalnym procederze bierze udział wielu policjantów. Z tym problemem zmaga się Filadelfia i parę innych dużych miast w USA. Doszło do tego, że federalni zaczęli zmieniać przepisy, by zniechęcić gliny do przywłaszczania sobie skonfiskowanych dóbr.

Jezu! Ostatnie pytanie: czy sam zadarłeś kiedyś z glinami? Jeśli tak, jak było?

Głównie zdarza mi się podpadać drogówce. Należę jednak do niesamowicie uprzywilejowanej grupy społecznej. Po pierwsze jestem biały. Po drugie zaliczam się do wyższej klasy średniej, co ma niebagatelne znaczenie dla funkcjonariuszy. Od przyjazdu do Nowego Jorku (czyli od około czterech lat) moje kontakty z policją praktycznie ograniczają się do zera. Gliny nie mają w zwyczaju patrolować zamożnych dzielnic jak np. Williamsburg czy East Village, w których mieszkają biali przedstawiciele wolnych zawodów. Prędzej znajdziesz ich we Flatbush, East New York i innych gorszych dzielnicach słynących z przestępczości oraz brutalnych akcji policyjnych.
Jakieś dwa lata temu mojego kumpla zatrzymał glina ubrany po cywilnemu. Miało to miejsce w Williamsburgu. Koleś pracuje w mediach i pochodzi z dobrego domu, ale ma ciemny kolor skóry. Gliniarz automatycznie założył, że facet ma coś wspólnego z dilerką.