FYI.

This story is over 5 years old.

Film

Wszystko co najlepsze w polskim serialu

Czekając na polską wersję „Gry o Tron" (animacje smoków mamy już ogarniętą z „Wiedźmina"), przypominamy 10 najlepszych polskich seriali

Zdjęcie Youtube

Na przestrzeni ostatnich lat formuła seriali uległa drastycznym zmianom. Warto też dodać, że wszystkim wyszło to na dobre – twórcom, aktorom, ale przede wszystkim nam, widzom. Obecnie to nie my kupujemy seriale, to one kupują nas – wysokimi budżetami, znanymi nazwiskami, dotychczas kojarzonymi z kinową salą i przepłaconym popcornem. Samo hasło „serial" przestało być pejoratywne i nie kojarzy się już tak bardzo z seriami nieśmiertelnych tasiemców, rodem z Ameryki Łacińskiej. To filmy w częściach, które poprzez swoją cykliczność, trzymają w szachu miliony oddanych widzów. Przypomina to taniec, do którego zapraszają nas twórcy kolejnych tytułów. To natomiast przywołuje na myśl relikt zamierzchłych czasów — monopolu prasy, gdy poczytni autorzy wydawali swoje książki rozdział po rozdziale, fragment po fragmencie w kolejnych wydaniach magazynów. Wtedy czytelnik, tak jak teraz widz, żył historią serwowaną na bieżąco, aż do zakończenia serii.

Reklama

Jesteśmy serialowymi ćpunami, uzależniamy się od kolejnych odcinków, które stają się integralną częścią naszego życia. Ekscytujemy się nimi, tak samo często rozmawiając o nich, jak i uciekając od dyskusji, bojąc się zdradzenia przyszłej fabuły ulubionego tytułu. W epoce seriali i ich triumfu wciąż jednak czekamy na polską odpowiedź, mogącą godnie stanąć w szranki z zagranicznymi produkcjami. Niestety, na razie możemy tylko podglądać profesjonalistów, samemu siedząc na ławce rezerwowych. Przesadzam? Może to nasze odwieczne kompleksy, każą chwalić tylko cudze? Patrząc z nadzieją w przyszłość, że kiedyś doczekamy się polskiej wersji „House of Cards" lub „Gra o Tron" (animacje smoków mamy już ogarniętą, wystarczy wspomnieć kinowego „Wiedźmina"), przypominamy najlepsze polskie seriale. To tytuły klasyków z naszego podwórka, które na przestrzeni lat trzymały w napięciu, śmieszyły, zaskakiwały i przełamywały bariery. Kilka z nich było na tyle wpływowych, że zmieniły mody panujące na rynku i zainspirowały do tworzenia całej masy mniej udanych klonów. I choć niektóre może trochę zapomniane, to wszystkie zasługujące na miano kultowych.

Kapitan Sowa na tropie (1965)

Sympatyczny kapitan Sowa, pionier wśród śledczych goszczących na naszych ekranach, jest polskim odpowiednikiem detektywów światowego kina noir. Z ciężkiej atmosfery tamtego gatunku zaczerpnął płaszcz, papieros w ustach, ciętą ripostę i kryminalną tajemnicę, którą w każdym odcinku trzeba było rozwiązać. A te, jak na lata 60. dostarczały widzom masy wrażeń: wystarczy przypomnieć dramatyczny pościg Syrenki za Wartburgiem, brukowanymi ulicami Warszawy. Innym klimat serialu przypomni jeden z najpoczytniejszych kryminałów PRL-u, „Zły". Co ciekawe, za reżyserie 8 odcinków odpowiada nie kto inny, a sam Stanisław Bareja, który na przestrzeni lat stał się wręcz synonimem Midasa polskiej kinematografii.

Reklama

Czterej pancerni i pies (1966)

Tę nazwę kojarzy każdy Polak, niezależnie od wieku. Pewnie dlatego, że co pokolenie, serial jest przypominany przez polską telewizję. Czterech towarzyszy broni przeczesujących pole walki w czołgu „Rudy 102". A do tego wszystko w akompaniamencie pięknej Poli Raksy i super inteligentnego owczarka, Szarika. Wiadomo, że przedstawiona tu wojna jest obrazem fikcji, prawie że sielanki, nie wspominając o propagandzie wylewającej się z odbiorników. Właśnie to przysporzyło serialowi zaciekłych przeciwników. Nie przeszkadza to jednak by całe rodziny wciąż siadały przed telewizorami. Bo jak na ówczesne czasy, serial ten mógł spokojnie szczycić się tytułem superprodukcji. Świetna obsada, wielka kasa i autentyczny poniemiecki sprzęt sprawiły, że nic nie mogło zatrzymać „Rudego 102". Pomimo kontrowersji związanych z zaprezentowanym obrazie wojny, każdy przyzna, że tytuł należy do kategorii „nieśmiertelnych".

Stawiam na Tolka Banana (1973)

Serial dla młodzieży o młodzieży z młodzieżą. I to tą buntowniczą, „trudną", która za sprawą Tolka Banana, zaczyna zmieniać swoje podejście do życia. Ta antyanarchistyczna opera mydlana szerzyła wtórne prospołeczne frazesy w sposób na tyle ekscytujący, by do tej pozornie edukacyjnej pozycji przykuć całe pokolenie, rzucające swe zajęcia, by móc obejrzeć kolejny odcinek serialu. Naprzód przygodo!

07 zgłoś się (1976)

Prawdopodobnie najbardziej znany polski serial kryminalny. Nasz rodzimy James Bond, tyle że z milicji. Widzowie mogli tu znaleźć kryminalne zagadki i romanse głównego bohatera z całą gromadą pięknych pań. Są pościgi z Dużymi Fiatami i Polonezami w roli głównej, które emocjonowały równie mocno co te z Astonem Martinem DB5. Borewicz jednych śmieszył, drugich fascynował. Był jednak polskim protoplastą kryminalnych seriali. Bronisław Cieślak, odtwórca głównego bohatera na zawsze będzie się kojarzył z porucznikiem Borewiczem. Nawet jeśli teraz usilnie stara się nas przekonać, że na nazwisko ma Malanowski.

Reklama

Alternatywy 4 (1983)

Stanisław Bareja kontratakuje! Swym obnażaniem absurdów panującego wówczas ustroju, zdobył sobie publikę, pokazując uroki minionej epoki. „Alternatywy 4" to jeden z jego koronnych klejnotów, gdzie z premedytacją operował komicznymi wyolbrzymieniami, podsumowując trudy początku lat 80. Swoją galerią bohaterów, genialnie pokazywał społeczne zróżnicowanie. Blok mieszkalny, w którym działa się większość akcji, był świetnym środowiskiem dla mikro świata, jaki powstał poprzez lokatorskie interakcje sąsiadów. Walka o przydział mieszkania, remonty, przymusowa koegzystencja w grupie – proza życia codziennego stawała się apogeum przeżywanych dramatów, zmieniających się w komedię. Jego gra na nerwach cenzorów sprawiła, że serial przeleżał na półkach 3 lata, zanim trafił do telewizji.

W labiryncie (1988)

Serial-rzeka. Był pierwszą polską telenowelą, którą robiono „z marszu" – na bieżąco. Tydzień w tydzień ekipa tworzyła na 30-minutowy odcinek. Prezentowane tu rozterki bohaterów, ubrane w modne ciuchy i luksus w wydaniu schyłku PRL-u, wzbudzały pożądanie i zazdrość szarego obywatela. W momencie najwyższej oglądalności — wg ankietowych obliczeń — frekwencja serialu osiągnęła 16 milionów widzów! Z telewizyjnego labiryntu wyszliśmy w 1991 roku, po 3 latach emitowania serialu w telewizji. Pozostała tylko pamieć po piosence Grzegorza Markowskiego, która kończyła każdy odcinek.

Ekstradycja (1995)

Po transformacji, w latach 90. Coraz częściej mówiło się o problemie przestępczości zorganizowanej, co podłapała też telewizja. „Ekstradycja" pokazywały zmagania komisarza Halskiego z polską mafią. Tym samym, po latach, serial przestał wreszcie zajmować się codziennością szaraczków. Policjanci i bandyci oraz ich niekończące się potyczki znów stały się modne. Natomiast Marek Konrad, wcielający się w głównego bohatera, też doczekał się łatki telewizyjnego twardziela.

Reklama

Oficer (2004)

Zwroty akcji, kłamstwa, intrygi, zagadki – pewnym momencie „Oficer" stał się synonimem tych haseł. Będąc świetnie skonstruowaną układanką, przyciągał przed telewizory rzesze fanów. „Oficer" prócz dużej dawki emocji dał nam jeszcze jedno — przedstawił polskiemu odbiorcy (genialnego wówczas) Borysa Szyca.

Pitbull (2005)

Najpierw był film o tym samym tytule, potem Patryk Vega rozwinął jego pewne wątki i całość przeniósł w odcinkach na mniejszy ekran. I dzięki mu za to! Serial uderzał widza bezpardonową brutalnością. Szare realia i główni bohaterowie, policjanci nieróżniący się prawie niczym od ściganych przestępców, wydały się czymś o wiele bliższym gorzkiej rzeczywistości. Jako widzowie byliśmy świadkami zacierających się granic pomiędzy dobrem i złem. To balansowanie na granicy prawa przykuło swą realnością polskich widzów. Patryk Vega, w tworzeniu swojego dzieła, oparł się na dokumentacji o pracy policji. I właśnie ten realizm, z którym na co dzień byśmy nie chcieli się spotkać, sprawił, że serial ten zapisał się na stałe w kanonie polskiej telewizji. Szkoda, że ostatni sezon tak bardzo odstawał od dwóch wcześniejszych.

Czas Honoru (2008)

Ten serial był powiewem świeżości na polu polskich produkcji telewizyjnych, przywrócił nam wiarę w seriale historyczne. Przyciągnął elektryzującym urokiem przed ekrany nawet te osoby, które dotychczas militaria i historię miały w głębokim poważaniu. Wplecione w wydarzenia zdjęcia dokumentalne wmontowane są na tyle sprawnie, że jesteśmy w stanie uwierzyć autentyczność obrazu. Zaangażować się emocjonalnie w maskaradę, która koniec końców, jedynie podszywa się pod rzetelne źródło wiedzy. W serialu czasami biją w oczy przeinaczenia i wręcz idylliczne przedstawienie realiów wojny, ale powiedzmy sobie szczerze — czy potrzebujemy wiernych kopii wydarzeń nawet w serialach, mającym dostarczyć przede wszystkim rozrywki?