FYI.

This story is over 5 years old.

jedzenie

​Przez tydzień próbowałem żyć jak Gwyneth Paltrow

Bycie na czasie z najnowszymi trendami w zdrowym odżywianiu jest równie sztuczne i stresujące jak śledzenie wybryków Kardashianek

Artykuł pochodzi z VICE Germany.

Uwielbiam Gwyneth Paltrow. Ale z tym uczuciem jest tak jak z moją miłością do sera pleśniowego i Macareny – moi przyjaciele tego nie rozumieją. „Gwyneth Paltrow? Czy to nie ta laska, która mówi ludziom, żeby żyli, jedząc tylko algi i kiełki? I żeby oczyszczać pochwę parą wodną?" – pytają.

Jasne, Gwyneth Paltrow jest jedną z tych celebrytek z głową pełną dobrych rad. Przeważnie nienawidzę ludzi, którzy próbują mi powiedzieć, że mój styl życia nie jest dość dobry. Jem prawie jak wegetarianin, a do tego w zeszłym tygodniu zrobiłem dwa przysiady. Żyję najlepiej, jak potrafię. Dla mnie bycie na czasie z najnowszymi trendami w zdrowym odżywianiu jest równie sztuczne i stresujące jak śledzenie wybryków Kardashianek.

Reklama

Rok temu syrop z agawy moim uświadomionym znajomym dbającym o zdrowie wydawał się czymś wspaniałym. W zeszłym miesiącu upiekłem ciasto z dodatkiem tego specyfiku i zostałem potraktowany, jakbym próbował wcisnąć im jakieś dopalacze. Okazało się, że syrop z agawy już nie jest taki zdrowy – teraz powoduje raka. Czy jedzenie zawsze musi być albo superzdrowe, albo rakotwórcze?

Wydawało się, że jest tylko jedna osoba, której mogę ufać w kwestii ulepszania mojego życia: Gwyneth. Kilka dni temu natknąłem się na jej książkę kucharską, It's All Good. Prezentuje w niej zdrowie przepisy, które – jak sugeruje tytuł – na pewno wszystkie są dobre i wspaniałe. Notka na okładce obiecywała, że dzięki niej będę lepiej wyglądać. Od razu ją kupiłem.

Czytając przedmowę, zrozumiałem, że ja i Gwyneth jesteśmy zupełnie różnymi ludźmi. Moje życie to picie beczek wina i traktowanie bufetu „jesz, ile chcesz" zbyt dosłownie. Jeżeli chcecie żyć jak Gwyneth, musicie pożegnać się z następującymi produktami: kawą, alkoholem, mlekiem, jajkami, cukrem, skorupiakami, rybami głębinowymi, ziemniakami, pomidorami, paprykami, bakłażanem, kukurydzą, glutenem, mięsem i soją. Czyli w zasadzie z każdą rzeczą, dla której warto żyć.

Ten purytanizm mnie zszokował. Opadła mi szczęka i na pewno wyplułem przy tym kilka papryk i całą rybę głębinową. Czy będę w stanie prowadzić właściwy tryb życia i jeść jak królowa pretensjonalnych przemian chociaż przez kilka dni? Musiałem się przekonać.

Reklama

DZIEŃ 1

Każdy dzień na diecie Paltrow zaczyna się od szklanki świeżo wyciśniętego, zielonego soku, który jej zdaniem działa zupełnie jak kawa. Niestety składa się z obrzydliwych rzeczy, których nigdy bym nie tknął w ich stałej formie (kapusta, imbir, mięta i cytryna). Do tego musiałem zmierzyć się ze swoim lękiem przed sokowirówką. To stara, głośna maszyna, z której czasem wydobywa się dym. Włączyłem ją i poczułem się jak pies w sylwestra.

Połknąłem tę zieloną breję, czując się, jakbym grał w remake'u Two Girls One Cup. Zrobiłem to dla urody. Sok nie był taki zły. Może nawet mi smakował?

W ciągu dnia za przekąskę służyły mi migdały, które moczyłem w wodzie przez sześć godzin. Gwyneth mówi, że to doskonała przekąska. Widać, że nigdy nie próbowała frytek z topionym serem i chili con carne. Zapomniała też wspomnieć, że jej przekąska jest bez smaku. Ale co tam, wieczorem szedłem na przyjęcie z kolacją.

Ciekawostka: Gwyneth uwielbia przyjęcia z kolacją, ale tylko w Europie, bo jej zdaniem rozmowy są tu bardziej wyszukane. Gdy była na jednym z takich przyjęć w Ameryce, ktoś siedzący obok niej zapytał, gdzie kupiła dżinsy. DŻINSY! Co za koszmar.

Postanowiłem być dobrym gościem i przyniosłem na imprezę najbardziej świadomy z deserów Gwyneth: jagody z bezglutenową kruszonką z płatków komosy ryżowej. Był to hit przyjęcia. Moja przyjaciółka Sarah, która jest świetnym szefem kuchni, pochwaliła mnie za przyniesienie takiego pysznego deseru. Komplementy uderzały mi do głowy. Zastanawiałem się, czy Sarah moczyła kiedyś migdały. Ogólnie przyjęcie było wielkim sukcesem i nikt nie próbował zejść na temat dżinsów.

Reklama

DZIEŃ 2

Drugi dzień mojego eksperymentu to legendarna potrawa Gwyneth: zupa miso z grzybkami shitake i płatkami bonito [znanymi także jako katsuobushi, to płatki suszonego tuńczyka – red.]. W swojej pierwszej książce kucharskiej Córeczka Tatusia (My Father's Daughter) zdradziła, że jadła tę zupę na śniadanie i na obiad. GWYNETH! Ta sama zupa dwa razy dziennie? Szaleństwo.

Tak jak Gwyneth chciałem jeść dużo miso, więc spytałem pracownicę supermarketu w sąsiedztwie:

– Przepraszam, gdzie znajdę suszone płatki bonito?

Spojrzała na mnie, jakby chciała powiedzieć: „Wyjdź stąd natychmiast" i zniknęła w którejś alejce, nie odzywając się ani słowem.

Zupa smakowała świetnie, nawet bez płatków bonito. Podczas jedzenia postanowiłem pooglądać na YouTubie wywiady z Gwyneth. Czuję taką więź z moją mentorką, że aż wyszeptałem zawstydzony do ekranu:

– Gwyneth, niestety nie mogłem znaleźć płatków bonito…

Czułem, że mi wybacza.

– Wciąż nie mogę uwierzyć, że jadłaś tę zupę dwa razy dziennie! – zaśmiałem się, zanim się zorientowałem, że mój problem jest chyba o wiele większy, niż mi się wydawało.

Wieczorem tego dnia spotkałem się ze znajomymi w barze.

– Wiecie, że Gwyneth pali tylko jednego papierosa dziennie? – zapytałem.

Nawet nie czekałem na odpowiedź. To jedna z moich bomb prawdy o Paltrow, którą uderzyłem tamtej nocy. Widziałem, że moi znajomi w ciszy rozważali plusy i minusy naszej znajomości.

– Ona nie trzyma się swojej diety cały czas, więc mój wyjątek jest zupełnie w porządku! – powiedziałem głośno i napiłem się piwa.

Reklama

Po trzeciej kolejce (ups!) jedna z moich znajomych zaproponowała, żebyśmy poszli kiedyś razem na jogę. Oczywiście była to słabo zamaskowana próba uciszenia mnie, ale zgodziłem się z wielkim entuzjazmem. Poćwiczmy razem jogę i nie rozmawiajmy o dżinsach. Gwyneth byłaby zachwycona.

DZIEŃ 3

Obudziłem się słaby i gotowy porzucić moją dietę. Może to przez piwo. Oczywiście nie miałem tak silnej woli jak Gwyneth, która w swoje urodziny w 2012 roku nie zjadła tortu i zamiast tego poskubała „urodzinowy talerz owoców" z przyjaciółkami Sofią Coppolą i Cameron Diaz.

Ale potem przypomniałem sobie, że była na pieszej wędrówce w Arizonie i usłyszała kamienie szepczące mantrę: „Znasz odpowiedź. Ty jesteś nauczycielem". Byłem bardzo cicho i miałem nadzieję, że ściany mi coś wyszepczą. Niestety, słyszałem tylko, jak mój sąsiad staruszek kaszle i charczy.

Bądź z nami tydzień w tydzień. Polub nasz fanpage VICE Polska

Postanowiłem poćwiczyć fitness z DVD Metamorphosis. To dzieło Tracy Anderson – trenerki Gwyneth i geniusza stojącego za „metodą Tracy Anderson". Postanowiłem spróbować kardio, podczas którego Tracy nic nie mówi. Przez 30 minut tańczy energicznie do muzyki jak z pornosa. Po tych 30 minutach nie tylko byłem spocony, ale padałem z nóg. Położyłem się na podłodze i zacząłem wspominać dni, w których mogłem zjeść tyle glutenu, ile tylko chciałem.

DZIEŃ 4

Miałem zakwasy, ale dałem radę się wyczołgać z łóżka i dotrzeć na bazar z ekoproduktami. Miałem nadzieję, że znajdę składniki na klasyk Gwyneth, fasolę w sosie pomidorowym z melasą. Ale niechcący wpadłem na coś innego: płatki bonito! Naprawdę istnieją! Na tym targu można znaleźć wszelkie przysmaki Gwyneth: syrop z brązowego ryżu, bezglutenowe tosty i mąkę z migdałów. Przez chwilę byłem pewien, że opakowanie makaronu orkiszowego szeptało: „Znasz odpowiedź, ty jesteś nauczycielem!".

Wróciłem do domu i zrobiłem fasolę. Smakowała w porządku, ale wyglądała, jakby już raz przeszła przez czyjś układ trawienny. Nie nadawała się na Instagrama.

Reklama

Kilka godzin później spotkałem się ze znajomymi na jodze, tak jak postanowiliśmy po pijaku. Początek moich próbnych zajęć był dość niegroźny, pomijając to, że nie jestem zbyt elastyczny i ciężko było mi zrobić cokolwiek bez piszczenia jak Michael Jackson. A jeżeli wydaje się wam, że jedzenie kilograma fasoli na godzinę przed jogą to dobry pomysł, to radzę wam to przemyśleć.

Joga z pewnością spodobała mi się bardziej niż pokaz taneczny Tracy Anderson. Ale i tak moją ulubioną pozycją zdecydowanie jest shavasana, czyli leżenie na ziemi z rozrzuconymi kończynami, jak po zjedzeniu wielkiego kebsa.

DZIEŃ 5

Gdy Gwyneth Paltrow rozstała się z Chrisem Martinem w marcu 2014 roku, określiła to jako „świadome rozstanie". Gwyneth jest chyba lepszym człowiekiem niż ja. Ja po każdym rozstaniu mówiłem znajomym, że osoba, z którą się spotykałem, zginęła w wypadku na łodzi.

W każdym razie piątego dnia mojej Paltrodiety postanowiłem się z nią świadomie rozstać. Po raz ostatni wycisnąłem zielony sok, schrupałem rozmiękłe migdały i zaprosiłem znajomych na obiad – wegetariańskie pierożki Gwyneth.

Obiady u Buchingera (czyli u mnie) przeważnie są wielką porażką. Znajomi nawet nie ukrywają, że szukają w aplikacjach czegoś przyzwoitego do zeżarcia. Ale tego wieczoru stawka była o wiele większa. Byłem zdenerwowany jak facet z tupecikiem podczas tornada. Przygotowując posiłek, rozmyślałem o moich ostatnich dniach. Owszem, Gwyneth jest ekscentryczną osobą, z której łatwo się naśmiewać, szczególnie gdy rozmawia z kamieniami w Arizonie i atakuje swoją pochwę parą wodną. Ale ona chyba wie, jak prowadzić dobre życie.

Wszystkie potrawy z jej książki, które przetestowałem, były przepyszne. Prawie nie czułem się głodny i nawet dostałem na Facebooku wiadomość od starszego faceta, który nazwał mnie „rześkim chłopcem xD" – zakładam, że miał na myśli to, iż stałem się jeszcze ładniejszy. Pierogi też nie zawiodły, moi znajomi nie mogli uwierzyć, że to pyszne danie wyszło z mojej kuchni, z domu znanego ze spalonych świątecznych ciasteczek i koszmarnej sokowirówki. Może wszystkie denerwujące rzeczy, które ludzie mówią o odżywianiu, nie są tak głupie, jak zawsze myślałem.

Mój mały eksperyment dobiegł końca i czułem, że dumna i uśmiechnięta Gwyneth siedzi tuż obok, patrzy na mnie i mówi z uśmiechem:
– Tylko nie pytaj o moje dżinsy.

Obserwuj Michaela na Twitterze.