FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Sens życia według Vaporwave

Vaporowcy wolą trawę od innych narkotyków

Wyszystkie ilustracje pochodzą z vimeo.com/martagiec 

Zaczęło się od tego, że moja siostra, Marta, postanowiła opanować metodę animacji 3D. Był to okres, w którym rzadko się widywałyśmy, bo całkowicie pochłonęła ją praca przy kompie. Programy do montażu filmowego ma w małym paluszku, ale tworzenia trójwymiarowych figur uczyła się od zera. W końcu opanowała tę umiejętność do tego stopnia, że zrobiła kilka vaporowych klipów. To, że na ten czas Marta zamieniła się w geekowego mnicha, nie oznacza że straciłyśmy kontakt. Wymieniałyśmy się mailami i linkami, podsyłałyśmy sobie muzykę, filmy i zdjęcia. Skończyło się tak, że na imprezach piłyśmy Fiji water. No dobra, oryginalną wodę piłyśmy tylko raz, ale za to potem z tej prześlicznej butelki piłyśmy białe wino oszukując ochronę klubu, że wnosimy napój aloesowy. No cóż, Fiji nie jest tania i można ją dostać tylko w Almie. Jaki związek ma woda źródlana z cyfrowymi palmami generowanymi przez moją siostrę? Ścisły.

Reklama

Vaporwave jest po trochu wszystkim. Nurtem kulturowym, estetycznym, gatunkiem muzyki, stylem ubierania się i dla niektórych pewnie też życia. Muzyka łączy w sobie syntezatorowe brzmienia sprzed trzech dekad ze współczesnymi osiągnięciami programów do generacji dźwięków. Podobnie klipy. Są miksem nostalgicznej tęsknoty za czasami, których większość fanów vaporu nie może nawet pamiętać z racji młodego wieku. Wyrazem romantycznego wyobrażenia o przeszłości. Stanowią estetyczną podróż od starożytności, przez  pierwszą wersję Miami Vice po czasy Windowsa 95 i komórek z klapką, wydających ten irytujący monofoniczny dźwięk. Vaporowcy wolą trawę od innych narkotyków. Piją wodę i uprawiają sporty. Mimo, że można stwierdzić, że vapor wave determinuje różne dziedziny życia, zawahałabym się przed nazwaniem go subkulturą. W subkulturze z założenia o coś chodzi, nawet jeśli ostatecznie w praktyce okazuje się, że głównie o dobrą zabawę. Bitnicy, hipisi, punkowcy i wiele innych w razie pytań, potrafiliby zamanifestować cel swojej odmienności i działań. Współcześnie, kiedy w porównaniu do przeszłych pokoleń, żyje nam się dosyć wygodnie, dorabianie sobie ideologii do odmienności byłoby trochę na siłę. Odmienność jest celem samym w sobie, odcięciem od mainstreamu i unifikacji kultury, którą zawdzięczamy rozwojowi mediów z Internetem na czele.

Vaporwave rozprzestrzenia się dzięki globalnej sieci. Przeglądając konta (twórców, nie powielaczy) na tumblr, czy YT nie wiadomo czy mamy do czynienia z osobami, które na co dzień swoim wyglądem i zainteresowaniami deklarują fascynację vaporem. Całkiem prawdopodobne, że natrafiamy na ludzi, którzy po dziesięciu godzinach programowania w jakimś ciasnym boksie na dziesiątym piętrze biurowca, wracają do domu i w sypialnianym studio sklejają dźwięki. Potem wrzucają je na soundclouda czy na bandcampa, często udostępniając za darmo.

Reklama

Jak ze wszystkim co urodziło się w Internecie, vaporwave się przeistacza. Twórcy z różnych dziedzin czerpią z niego i dodają coś od siebie, wpływając na jego całokształt. Ramy, w które możemy wrzucić coś z etykietą, a właściwie tagiem Vapor, są coraz większe. Poprosiłam moją siostrę, żeby trochę mi wiedzę na jego temat uporządkowała.

VICE: Jesteś geekiem?

Marta Giec: Chciałabym, czuję że wtedy życie byłoby znacznie prostsze, wiele rozwiązań moich problemów znajdowałoby się tuż przed oczami na ekranie komputera. Tymczasem praca z komputerem to dość często walka z samym sobą i doświadczeniem vaporyzującej przyjemności napływającej z sieci. Są momenty zgeekowania w trakcie intensywnej pracy nad klipem, ale ten wspaniały stan trwa za krótko, rozpala zwoje mózgowe za rzadko. Ale pracuję nad tym, może kiedy uda mi się samemu w pełni zainstalować piracki windows 7 wraz z całym oprogramowaniem do pracy i uznam że tak, oto nadszedł ten moment: jestem geekiem.

VICE: Strony, które polecasz.

Tumblr! Soundcloud z naciskiem na linki do megasherów gdzie można ściągnąć całe kolekcje albumów vaporwave., blnder-models.com.

VICE: Czemu kolumny i popiersia?

Nigdy się nad tym nie zastanawiałam jeśli mam być szczera… przyjęłam te eleganckie symbole wysokiej kultury basenu morza śródziemnego niczym świeżo wypieczoną bułeczkę - kiedy ktoś serwuje coś świeżego, apetycznego i pobudzającego zmysły (choć w tym wypadku lepiej stwierdzić że wyobraźnię) nie zadaję pytań tylko delektuję się, poza tym dostrzegam silne nawiązanie do prekursora surrealizmu de Chirico w jego okresie kolumn i popiersi. Estetyka marzenia sennego pasuje idealnie do vaporawave, wystarczy przyjrzeć się kilku okładkom na soundcloudzie by się o tym przekonać.

Reklama

VICE: Eco virtual - co to jest?

Moim zdaniem to jest już ruch działający w obrębie vaporyzmu, a wszystko zaczęło się od pewnego kolesia robiącego muzykę vaporwave pod pseudonimem \eco virtual, jego zainteresowanie zjawiskami przyrody w anturażu zcyfryzowanej kultury, w której żyjemy pod postacią grafiki i fotografii udzieliło się wielu ludziom chętnie subskrybującym jego page na Facebooku - polecam- w codziennym scrollingu piękno fotopostów ecovirtual poraża!

VICE: Łyżwa czy trzy paski?

Hmmmm… raczej łyżwa jakbym miała wybierać, zgrabny opływowy kształt uwodzi.

VICE: Jaka muzyka?

Polecam dużo chillwavu!dope, vapor rap, oczywiście vaporwave, oraz dużo muzyki eksperymentalnej i slocore, początkującym vaporowcom polecam posłuchać krótkiego albumu PARADISE DISC by Blank Banshee oraz muzyke z GTA

VICE: Sad boys, sad girls?

Uhh, ciężkie zjawisko, można o tym długo gadać. W sumie zasadza się na weltschmerzu, rodzaju romantycznego niepokoju, tylko z tą różnicą że zamiast wyglądać przez okno czy w dal ze zbocza, taki chłopiec czy dziewczyna będzie zwracać swe smutne spojrzenie w okno monitora swojego kompa albo telefonu.

VICE: Czemu Fiji? 

Bo to natural artesian water.

VICE: Czemu vapor?

Bo to waporystyczna przyjemność, podróż w głąb oderwania dzięki spowolnionym dźwiękom afirmujących melodii.

Dzięki za rozmowę. 

Vaporwave ociera się o seapunk, normcore, health goth i witch house. Można odnieść wrażenie, że za każdym razem kiedy któryś z internetowych, niszowych nurtów przenika do mainstreamu, zostaje zastąpiony czymś nowym. Najpierw nikomu się to nie podoba, potem podłapie to kilku trendsetterów, styliści Rihanny i zabawa zaczyna się od nowa. Coś przestaje być modne w momencie, kiedy zaczyna być modne. Trendy ujednolicają, a zarazem są środkiem by wyróżnić się z tłumu. W rezultacie nurt staje się popularny, kiedy chodzi już tylko ciuchy.