FYI.

This story is over 5 years old.

związki

Odpieprzcie się od otwartych związków

Jestem w otwartym związku. Znaczy to, że osoba, która obściskuje mnie w nocy to nie zawsze mój kochający facet, z którym jestem od czterech lat. Wciąż słyszę te same uwagi i pytania

Jestem w otwartym związku. Mówiąc wprost, znaczy to, że osoba, która obściskuje mnie w nocy to nie jest zawsze mój kochający facet, z którym jestem od czterech lat. I tak jest fajnie, bo czasem dostaję SMS-a z tekstem: „Jadę do X, kocham Cię", jesteśmy więc na tym samym wózku. To się zaczęło, gdy mieszkaliśmy w dużej odległości od siebie – głównie dlatego, że wydawało nam się to bardziej sensowne, niż zdradzanie się i udawanie, że kłamstwa są spoko.

Reklama

Tymczasem okazało się, że to jest bardzo fajne – zbliżyło nas to do siebie na wiele sposobów, których bym nie oczekiwała. Czuję się teraz kimś w rodzaju geniusza erotycznego na wyższym poziomie, gdyż oboje nauczyliśmy się, metodą prób i błędów, czego dokładnie od siebie chcemy – zarówno jeśli chodzi o przyjemności seksualne, jak i nudniejsze rzeczy, takie jak kwestie zaufania i bliskości. Czasem używam nawet takich słów jak „partner" czy „kochać się". I przyznawanie się do tego sprawia, że czuję się jak jakaś hipiska z fletnią Pana prosto z koszmaru nocnego, ale kim ty niby kurwa jesteś, Rutgerze Hauerze?

Wiem, co teraz myślisz (o ile nie należysz do moich bardzo dobrych znajomych, którym o tym mówiłam): „Czy przypadkiem cała masa londyńskich zwolenników poliamorii nie znienawidziła cię z powodu tego, co wtedy napisałaś?". Fakt, zgadza się. Ale mój facet i ja traktujemy poliamorię inaczej. Bycie zwolennikiem poliamorii pełną gębą oznacza spotykanie się i kochanie wielu ludzi, a, bądźmy szczerzy, kto ma czas, by kochać więcej niż jedną osobę? Tu bardziej chodzi o puszczanie się – będąc w szczęśliwym związku. Z takim modelem otwartego związku wiąże się mnóstwo problemów, lecz nie więcej, niż w przypadku każdej innej formy relacji.

Z tych rzeczy, z którymi musimy mierzyć się jako para, chyba najbardziej irytujące jest to, że wiadomo, że kiedy ujawni się charakter naszej relacji, będzie to jedyna rzecz, o której ludzie będą chcieli rozmawiać przez resztę nocy. Gówno mnie obchodzi życie miłosne kompletnie nieznanych mi ludzi i powiem wam kilka rzeczy, których nigdy nie powinniście mówić ludziom, którzy są w otwartym związku.

Reklama

„NIE JESTEŚ ZAZDROSNA?"

Odpowiedź brzmi: tak, oczywiście, że jestem. Wszystko, czego nauczyliśmy się o związkach, wiąże się z modelem prawa własności do cudzego ciała. „Z tą obrączką stajesz się bezpłciowa. Nigdy więcej nie patrz na nikogo uwodzicielsko, ZWŁASZCZA, jeśli jest atrakcyjny. Tylko na mnie. Nawet, gdy oboje będziemy starzy i grubi".

Dlatego trzeba przyzwyczaić się do tego, żeby nie padać ofiarą nieokiełznanych ataków depresji, usłyszawszy, że wasz „partner" ruszył w miasto i poznał inną pannę. Gdyby was zapytać, dlaczego ta druga osoba jest dla was taka ważna, powiedzielibyście: „Głównie dlatego, że nigdy nie dotykamy innych ludzi"? A może wymienilibyście najpierw listę rzeczywistych, ludzkich zalet, które sprawiają, że ten człowiek jest dla was tak pociągający? Zazdrość pojawia się w każdym związku – monogamicznym, prawie monogamicznym czy kompletnie nie-monogamicznym – i każdy rodzaj związku miłosnego może skorzystać na tym, że obydwie strony wzniosą się ponad swój instynkt posiadania i poczucie niepewności. COKOLWIEK ma być, niech się stanie.

„CZY TO NAPRAWDĘ FUNKCJONUJE?"

Wyobraźcie sobie, że ktoś wam opowiada, że spotyka się z facetem w tradycyjny sposób, oboje są bardzo szczęśliwi, on ma na imię Trevor i jest naprawdę super. I wtedy, w połowie opowieści o tym, cóż to uroczego uczynił Trevor podczas kolacji z okazji drugiej rocznicy, mówicie: „Fajna historia, ale jesteś pewna, że nie okłamujecie siebie samych, że niby jesteście tacy szczęśliwi? Bo wygląda na to, że wszystko, na czym ci zależy, nie ma specjalnie odbicia w rzeczywistości".

Reklama

Widzicie – jeśli tak to ujmiecie, znaczy, że jesteście kretynami.

„WIESZ, TO JEST NIESAMOWITE, ALE JA BYM NIGDY TAK NIE MOGŁA"

To najbardziej irytujący tekst, bo jest przejawem bardzo agresywnej pasywnej agresji. Rozumiem, że forma mojego związku może zbijać z tropu i ciut przerażać (bo jest inna, a zmiany są trudne), ale ja nie proszę was, żebyście też byli w takim związku. Nie pytam nawet, czy bylibyście tym zainteresowani. Taki jest nasz wybór, to fakt, ale to nie jest jakiś szeroko zakrojony projekt mający na celu nawracanie was.

My po prostu… to robimy. Słysząc te wszystkie protekcjonalne teksty o tym, jakie to niesamowite, że funkcjonujemy inaczej, lecz że to z pewnością nie jest coś, co sami moglibyście robić, zachowujecie się jak starzy nudziarze, nadzorujący przestrzegania status quo, czy zdajecie sobie z tego sprawę, czy też nie. Dajcie więc spokój, proszę.

„… CHCESZ SIĘ PIEPRZYĆ?"

Czasem zabawną, a czasem bardzo dziwną rzeczą jest, że niektórzy znajomi (i wielu nieznajomych) widzi w człowieku bezpieczną przystań, by wypróbować na nim swoje zamiary seksualne. Trudno ich za to winić i nie potrafię dokładnie powiedzieć, co czuję w tym przypadku, gdyż – niespodzianka! – na ogół darzę większym zrozumieniem zaproszenia do perwersyjnych eksperymentów ze strony osób, które wydają mi się atrakcyjne.

Z jednej strony są ludzie, którzy zakładają, że laska w otwartym związku po prostu pieprzy się ze wszystkimi dookoła i w ten właśnie sposób się do człowieka odnoszą, a to jest grubiańskie. Z drugiej strony zdarzają się interesujące, głębokie rozmowy z innymi ludźmi o ich własnych preferencjach i sekretnych pasjach. Którzy potem pytają: „Hej, nie spróbowalibyśmy tego razem?" No, tacy są fajni.

Podsumowując: każdy, kto był kiedyś sam na weselu, jest gejem w konserwatywnej rodzinie, albo też zmaga się z rozstaniem, podczas gdy wszyscy jego przyjaciele zdają się przeżywać rozkosze miłości, wie, że bycie definiowanym przez status swojego związku bądź też preferencje seksualne jest nudne i upraszczające. Może najwyżej stać się przedmiotem beznadziejnej konwersacji. Jeśli chcielibyście czasem pogadać o polityce związków, cudownie, ale ja nie zawsze mam na to ochotę. Zaproście mnie na kawę albo, jeszcze lepiej, jakiś alkohol, to pogadamy, OK? A dopóki do tego nie doszło, porozmawiajmy lepiej o misternie uczesanym zaroście tego faceta. A oboje będziemy się lepiej bawić.