Playlista na majówkę: Twardowski

FYI.

This story is over 5 years old.

majówka 2017

Playlista na majówkę: Twardowski

Nie da się do tego tańczyć, trudno tego słuchać w oderwaniu od albumów jako całości, ale i tak jest super.

Nazywam się Twardowski i, podobnie jak DJ Adamus, jestem pionierem samplingu w Polsce i słucham muzyki z wikipedią, żeby zawsze móc zabłysnąć w sytuacji towarzyskiej lub jurorskiej rodem z "Twoja Twarz Brzmi Znajomo". Drogie MTV, oto moja selekcja, do której nie da się tańczyć i bez sensu jest słuchać pojedynczych utworów, a nie całych albumów.

Mndsgn - Use Ya Mnd (twentyfourseven)

Najprościej byłoby określić artystę podpisującego się Mndsgn jako "ten od Knxwledge'a" - bo to właśnie Knx wiedzie prym wśród cudownych dzieci Abletona, stowarzyszonych niegdyś jako Klipmode. Mndsgn wydaje się z tej brygady najbardziej zachowawczy, bo wydaje regularne albumy, nie robi zylionów beattape'ów (Knx), czy też "audiowizualnych moodboardów" (Suzi Analogue). Jednak bardziej klasyczną formę rekompensuje treścią - dwie jego płyty - "Inedia" oraz "Breatharian" traktowały o niejedzeniu (Stachursky! <3). Utwór, który chciałbym Szanownemu Czytelnikowi zaproponować, pochodzi z albumu "Body Wash", wydanego w Stones Throw. Album opowiada historię bezdomnego, którego przygarnia tajeminicza kobieta, która nakazuje mu się wykąpać. Od tytułowego płynu do mycia bezdomny bohater doznaje transcendentalnych halucynacji… i na tym może lepiej by było poprzestać. Brzmieniowo jest super: 80sowo, syntezatorowo, z mocno przefiltrowanymi wokalami.

Reklama

Yussef Kamaal - Yo Chavez

Yussef Kamaal to duet założony przez Henry'ego Wu. Henry Wu to główny genetyk InGenu, odpowiedzialny za całą chryję - od fuckupu z velociraptorami, aż po indominusa rexa - więc jakikolwiek jego poboczny projekt nie może być słaby. I nie jest. Jest to świetne nowoczesne i przystępne jazz fusion, grane przez samouków. Niby są to tylko gary, bas oraz rhodes i parę syntezatorowych presetów z Norda, ale brzmi to świetnie.

Ów utwór zamieszczam też jako drobną przestrogę: Yussefa i Kamaala niedawno nie wpuszczono do USA, najprawdopodobniej w związku z antymuzułmańskim banem autorstwa prezydenta Trumpa. Gdzie tu przestroga? Kultura (w tym muzyka) zawsze traci jak się głosuje na populistów - bo populiści uchwalają naprędce przygotowane akty prawa powszechnego do załatwiania partykularnych interesów, nie bacząc na konsekwencje.

Thundercat - Friend Zone

Ten utwór jest na mojej liście, bo bardzo szanuję ironię jako kategorię estetyczną. Bardzo też lubię głos Thundercata i muzykę Mono/Poly. Ironia jest tu godną odnotowania warstwą: jest to utwór złośliwie szafujący stereotypami o friendzonie, wydany jako singiel w walentynki. W szczególności doceniam nawiązanie do powszechnie znanego faktu, że będąc zawieszonym w friendzonie, dużo się gra w gry - Diablo i Mortal Kombat to dobry pomysł - można się wyżyć.

HudMo - Haum Sweet Haum

Dużo gram w gry, może nawet trochę za dużo, ale wierzę, że to najbardziej kompletna i aktualna forma ekspresji kultury (no dobra - popkultury). Skoro więc w mojej piramidzie potrzeb gry znajdują się bardzo blisko muzyki, tym bardziej cieszy, kiedy za muzykę do gry nie jest odpowiedzialny kolejny siwiejący już weteran demosceny, tylko ktoś z powodzeniem funkcjonujący na za przeproszeniem rynku muzycznym. W tej właśnie kategorii umieszczam Hudsona Mohawke i jego soundtrack do Watch Dogs 2, wykorzystujący wszystkie możliwe soundtrackowe tropy, jednocześnie przepuszczając je przez typowo Hudson-Mohawke'owy filtr estetyczny. Warto odnotować, że sama gra jest satyrą na Dolinę Krzemową i subkulturę hakerską (i spokojnie tak właśnie mógłby wyglądać i brzmieć sequel kultowo-cheesowego filmu "Hakerzy") i soundtrack też świetnie to oddaje. W obliczu powyższej argumentacji, wierzę, iż napisanie wprost, że to muzyka z gry, pojawiająca się w sytuacjach skradankowych, nie jest już takie dezawuujące.

Reklama

Tornado Wallace - Today

To jest utwór z gatunku ładna muzyka: można próbować dorabiać gatunkowe szuflady, ale będzie ciężko, bo są tu 80sowe syntezatory, akustyczne gitary, niby-balearyczny (o mamo…) klimat, wokal bez treści od którego cięzko się oderwać - wszystko jest idealnie zgrane i pięknie płynie. Wierzę, że jest to muzyka, którą każdy z nas - robiących muzykę - powinien chcieć umieć zrobić, i tak nie będzie potrafił zrobić, załamie się nie potrafiąc wytworzyć czegoś tak lekkiego i spójnego, zrobi coś swojego (meh) a i tak ogólny poziom muzykoróbstwa w społeczeństwie istotnie się podniesie. Nie wstydzę się przyznać, że ja tak mam.

Clap! Clap! - Hope ft. Oy

Na papierze to jest niezły bałagan: afrykański field recording + cięte sample, ewidentnie juke'owy rodowód + tradycyjne perkusje - wszystko poklejone przez Włocha, niegdyś muzyka jazzowego. Jednak ta chora mieszanka technologii z tradycją działa idealnie, tworząc zupełnie abstrakcyjną wizję muzyki plemiennej z równoległego wszechświata. W tę pomieszaną estetykę równie świetnie wpisuje się rysunkowy teledysk, wyglądający jakby Joan Miro próbował aplikować do GIT Produkcji.