FYI.

This story is over 5 years old.

podróże

Meksykańska masakra legalną marihuaną

Legalizacja marihuany spowodowała dotkliwy kryzys wśród karteli i ich rolników

Zdjęcie: Flickr/Brett Levin

Według danych FBI w ciągu ostatnich 20 lat przyczyną połowy aresztowań na tle antynarkotykowym była marihuana. Dodatkowo według Departamentu Sprawiedliwości (DOJ) przepływ większości nielegalnych narkotyków kontrolowany jest bezpośrednio przez meksykańskie kartele. Powołane przez DOJ nieistniejące już Centrum ds. Nadzoru Narkotyków w 2011 roku odkryło, że największe kartele kontrolują handel marihuaną, heroiną i metamfetaminą w ponad tysiącu amerykańskich miast.

Reklama

Legalizacja marihuany spowodowała dotkliwy kryzys wśród karteli i ich rolników. Niektóre doniesienia sugerują, że DEA [amerykańska agencja rządowa, której zadaniem jest walka z narkotykami i sprawy narkotykowe związane z USA – red.] bardziej stara się chronić meksykańskie kartele, niż je rozbijać.

O dominację na narkotykowym rynku długo walczyło siedem meksykańskich karteli: Sinaloa, Los Zetas, Gulf, Juárez, Knights Templar, La Familia i Tijuana. Podczas gdy mniejsze kartele obsługiwały tereny przy granicy południowo-wschodniej i południowo-zachodniej, ta siódemka nadzorowała ulice wielkich miast.

„The Washington Post" doniósł ostatnio, że na terenach Sinaloa wstrzymano uprawy z powodu znacznego spadku cen. Wcześniej kilogram kosztował 100 dolarów, teraz tylko 25 dolarów. Cytując jednego z farmerów: „To już się nie opłaca. Mam nadzieję, że Amerykanie skończą z tą legalizacją".

VICE News rozmawiał z byłym agentem federalnym Terrym Nelsonem, komandosem, który zapobiegał przemycaniu narkotyków przez południową granicę. Nelson twierdzi, że zanim w stanach Waszyngton i Kolorado zalegalizowano marihuanę do zastosowań medycznych oraz rekreacyjnych, w USA każdego roku zbierano 4,5 mln kilogramów zioła. Cztery razy tyle towaru pochodziło z Meksyku.

Patrząc na domniemane porozumienie DEA z Sinaloa i gniew z powodu legalizacji marihuany, możemy odnieść wrażenie, że DEA chce zmiażdżyć legalne zioło, tylko po to, by chronić interesy kolegów w kartelach. Jednak nie do końca…

Reklama

Dokładna liczba nielegalnych substancji przemycanych przez granicę jest trudna do oszacowania. Czarnego rynku nie da się bowiem kontrolować w 100 proc.

– Czy kartele ucierpiały? Tak. Kartele to zorganizowana działalność przestępcza, której 35-40 proc. zysków pochodzi ze sprzedaży marihuany. W tej chwili nie są już w stanie przemycić takiej ilości zioła – stwierdził Nelson.

Badania przeprowadzone przez Meksykański Instytut Konkurencyjności dowiodły, że legalizacja narkotyków w USA ograniczy działalność karteli i zmniejszy ich dochody o 30 proc.

Były specjalista DEA ds. wywiadu Sean Dunagan powiedział VICE News, że jest jeszcze za wcześnie na ocenę sytuacji:

– Wszystko, co przyczyni się do uregulowania legalnego handlu, przyczyni się również do obcięcia dochodów karteli. W pewnym momencie ta działalność przestanie być dla nich opłacalna – tak było z bimbrownikami, którzy zniknęli po zakończeniu prohibicji.

Szef ds. działań DEA James Capra powiedział senatorom w styczniu 2014 roku, że naród jest przerażony legalizacją, a poza tym jest to niebezpieczne i nieodpowiedzialne. Agencja nadal zajmuje się sprawami dotyczącymi marihuany.

Patrząc na historyczne porozumienie DEA z Sinaloa i gniew z powodu legalizacji marihuany, możemy odnieść wrażenie, że DEA chce zmiażdżyć legalne źródła zioła tylko po to, by chronić interesy kolegów w kartelach. Jednak nie do końca…

– DEA nie chce końca narkotykowej wojny – odpowiedział Nelson, gdy zapytałem, czy krytyka legalnego zioła może być spowodowana przyjaźnią agencji z Sinaloa. – Jeśliby się skończyła, agenci z DEA nie dostaliby już więcej zabawek i pieniędzy oraz nie mieliby też żadnego wpływu na Biuro Spraw Zagranicznych. Nie jestem zwolennikiem teorii spiskowych, ale nie ma dymu bez ognia.

Reklama

DEA i Sinaloa: Symbioza korzyści

Kartel Sinaloa uzyskał rozgłos, gdy w styczniu 2014 roku wyciekły szczegóły operacji „Fast and Furious". Okazało się wtedy, że agenci DEA ignorowali akcje przemytnicze kartelu, a za donoszenie zapewniali jego członkom nietykalność.

11 lat temu koneksje Sinaloa z DEA ujawnił podczas zeznania Jesus Vicente Zambada-Niebla, znany także jako „El Mayito". Ten syn przywódcy Sinaloa Isamaela „El Mayo" Zambady przyznał przed sądem, że agenci DEA zaoferowali mu układ w zamian za informacje na temat wrogich karteli i kolumbijskich lordów narkotykowych.

Oprócz tego prawnik kartelu Sinaloa Humberto Loya-Castro powiedział „El Universalowi", że agenci DEA obiecali nie wnosić oskarżenia przeciwko Joaquínowi „El Chapo" Guzmánowi Loera, którego głośne aresztowanie w 2014 roku zszokowało w Meksyku wiele wpływowych osób.

W odpowiedzi na śledztwo prowadzone przez federalną Komisję ds. Nadzoru, dyrektor DEA Michele Leonhart wystosowała list, w którym odcięła się w znacznym stopniu od sprawy „Fast and Furious", twierdząc, że takiego działania dopuściła się Agencja ds. Alkoholu, Tytoniu i Broni Palnej nadzorowana wtedy przez Phoenix DEA. El Mayito zeznał jednak coś zupełnie innego.

Dunagan, pracując dla DEA, stacjonował w Meksyku dwa lata. Nie zauważył wtedy bezpośrednich związków pomiędzy „Fast and Furious" a walką DEA z handlem marihuaną, ale twierdzi, że pozyskiwanie informacji to naprawdę pogmatwana sprawa.

Reklama

Teoretycznie agent DEA może wejść do jakiegokolwiek sklepu z marihuaną w Kolorado, zarekwirować pieniądze i aresztować wszystkich.

– Czasami chcielibyśmy skupić się na konkretnym kartelu i informatorze – mówi Dunagan. – Kartele dobrze o tym wiedzą. Wykorzystują tę sytuację w zamian za wiadomości o ich konkurentach. To paradoks: nie prowadzisz śledztwa na podstawie dowodów, ale na podstawie tego, czego dowiesz się od informatora.

DEA kontra legalizacja

2 kwietnia 2014 roku odbyło się posiedzenie Kongresu w sprawie polityki antynarkotykowej. Leonhart i wspierające ją osoby ogłosiły, że nie poprą DOJ oraz polityki Obamy dotyczącej marihuany i nadal będą traktować medyczną oraz użytkową marihuanę jako nielegalny narkotyk pierwszej kategorii (jedynie z wyjątkiem stanów Kolorado i Waszyngton).

Zioło pozostało na federalnej liście narkotyków o wysokim priorytecie, a to – mówiąc delikatnie – skomplikowało ich legalizację w USA. Dunagan twierdzi, że nawet w stanach, w których marihuana została zalegalizowana, według DEA łamane jest prawo federalne.

– Nie ma czegoś takiego jak legalny biznes marihuanowy, teoretycznie agent DEA może wejść do jakiegokolwiek sklepu z marihuaną w Kolorado, zarekwirować pieniądze i wszystkich aresztować – stwierdza Dunagan.

Dlaczego więc DEA nie wybierze się do Rocky Mountain, by wszystkich aresztować? Ponieważ prezydent tego nie chce. Tak jakby.

Za swoje niesprecyzowane zdanie na temat marihuany Obama został nazwany przez Kongres „schizofrenikiem". W styczniu 2014 roku – odwołując się do przykładu stanów Waszyngton i Kolorado – prezydent powiedział w „The New Yorker", że „rozwój legalizacji jest bardzo ważny".

Reklama

– Dlaczego więc w innych stanach ludzie są za to nadal ścigani? To już odrębne pytanie. Myślę, że tylko z powodów ideologicznych. Większość agentów DEA wyznaje proste zasady: narkotyki są złe, musimy powstrzymać tę plagę – dodaje Dunagan, który obecnie współpracuje z Law Enforcement Against Prohibition, organizacją non profit zrzeszającą profesjonalistów przeciwnych wojnie narkotykowej i faworyzujących legalizację.

Do walki z legalnymi sklepami z marihuaną i klinikami z marihuaną medyczną DEA wykorzystuje banki. Giganty takie jak HSBC i Wachovia nie mają żadnych problemów z praniem miliardów dolarów należących do karteli. Nie współpracują jednak z legalnym przemysłem marihuany na ścisłe polecenie DEA.

Niedawno okazało się, że DOJ prowadzi sprawę, w której banki oskarżone są o przekręty podatkowe. W 2012 roku HSBC zapłaciło już rządowi 1,9 mld dolarów, żeby uniknąć procesu.

Te pieniądze to jednak i tak tylko kropla w morzu. Środki przeznaczane na wojnę narkotykową są kilkadziesiąt razy wyższe. Według Przymierza na rzecz Polityki Narkotykowej (DPA) na walkę z marihuaną USA wydają rocznie 51 mld dolarów. W 2010 roku ekonomista z Harvardu Jeffrey Miron wyliczył, że legalizacja pozwoliłaby oszczędzić potężne sumy pieniędzy, a dochód z podatków przyniósłby 46,7 mld dolarów rocznie.

– Od 1972 roku wydaliśmy 1,3 bln na wojnę z narkotykami. Co nam z tego przyszło? Narkotyki są tańsze i można je dostać łatwiej niż kiedykolwiek wcześniej – podsumowuje Nelson.

Śledź Mary Emily O'Harę na Twitterze: @maryemilyohara.