FYI.

This story is over 5 years old.

Film

Wszystko, co wam umknęło w „Nienawistnej ósemce”

A więc myślisz, że wiesz wszystko o najnowszym filmie Quentina Tarantino? Sprawdźmy

The Weinstein Company

Od piątku w polskich kinach można oglądać Nienawistną ósemkę, ostatnie dzieło spod ręki Quentina Tarantino. Ósme dziecko cudownego samouka Hollywood podzieliło opinie krytyków, podobnie jak i fanów jego twórczości. Ich trzonem stał się argument, który paradoksalnie kiedyś potraktowano by, jako atut reżysera – że Tarantino powtarza i przetwarza już kiedyś opowiedziane historie. Tyle że tym razem czerpie garściami nie tyle z cudzych dokonań, co zapożycza od samego siebie, podkrada własne sztuczki – oddając sobie cześć.

Reklama

Na pierwszy rzut oka, film rzeczywiście posiada wszelkie elementy składowe, tak dobrze znane z dotychczasowej twórczości Tarantino: Nienawistna ósemka ocieka brutalnością – każdy strzał z rewolweru skutkuje fontanną posoki, rozbryzgującej się na bohaterów i wszystko w ich obrębie; lwią część fabuły reżyser poświęca dialogom bohaterów i drobiazgowemu przedstawieniu ich charakterologii; historia w swojej konstrukcji przypomina pełnometrażowy debiut reżysera – Wściekłe Psy, także przez fakt zaangażowania w projekt tych samych, dobrze znanych (chociaż ostatnio zapomnianych przez wysokobudżetowe produkcje) aktorów, przez co Internet zdążył już przechrzcić żartobliwie ósemkę na Grateful Mates. Ok, póki co jesteśmy co do tego zgodni.

To wszystko jednak jest jedynie powierzchowną warstwą historii. Jeżeli przyjrzysz się dokładniej, między wierszami dostrzeżesz narratorski kunszt Tarantino, który sprawia, że Hateful 8 to majstersztyk intertekstualności. Poniżej znajdziesz wszystko, co ci umknęło podczas seansu Nienawistnej ósemki.

Tekst zdradza pewne fragmenty fabuły.

Wspaniała nienawiść

Dziki Zachód pokryła gruba warstwa śniegu, gdzieś pośród białych górskich szczytów znajduje się chatka – schronienie przed nadciągającą burzą dla ośmiu sukinsynów spod ciemnej gwiazdy. Atmosfera jest napięta, nikt sobie nie ufa, ktoś nie mówi o sobie całej prawdy, ktoś inny nie wyjdzie stąd żywy. Tak w skrócie można by opisać patową sytuację, w którą Quentin Tarantino rzuca swoich bohaterów.

Kluczowym staje się tu charakterologia tych ośmiu postaci. Tarantino po raz pierwszy w swojej filmowej karierze przedstawia świat, gdzie nie ma pozytywnych bohaterów – wszyscy są źli. Tym samym zadaje kłam dawno przyjętej retoryce westernu, gdzie zawsze znajdzie się chociaż jeden szlachetny, który stanie w obronie słabszego.

Reklama

Chociaż takie jednostki byłyby niewątpliwie pięknym symbolem fundamentów, na jakich budowano Amerykę, Quentin świadomie odrzuca to narracyjne pokłosie po filmach z Johnem Waynem i klarownym podziałem na złych i dobrych kowbojów. Tym samym przedstawia nam nihilistyczny obraz świata: pełnego rasizmu, kłamstw, niesprawiedliwości i mizoginii, gdzie zasługi nie mają żadnego znaczenia i liczy się tylko przetrwanie jednostki. Nazwa filmu jest nie tylko oczywistym nawiązaniem do Siedmiu Wspaniałych, kultowego dzieła w reżyserii Johna Sturgesa z 1960 roku – ale też jego lustrzanym odbiciem. Na Dzikim Zachodzie Tarantino nie ma wspaniałych ludzi, są tylko nienawistni.

Piękny chłopiec hersztem bandy

Wśród krytyki dotykającej Nienawistną ósemkę, jednym z głosów niezadowolenia było zaangażowanie do projektu Channing Tatuma, który nie spodobał się widzom w roli szefa bandy zbirów. Od chwili jego pojawienia się na ekranie, widzimy, jak bardzo odstaje od swoich nieociosanych współtowarzyszy. Jest od nich młodszy, czystszy, ogolony, uczesany, a w trakcie rozmowy nawet zagaduje w języku francuskim (!). Czy Tarantino postradał zmysły, zatrudniając go do tej roli? Nie widział, jak bardzo odstaje od archetypu złoczyńcy? Właśnie w tym rzecz, że widział.

Channing Tatum. Źródło: Flickr/Anthony Easton

Jak słusznie zauważa Simon Gallagher z portalu whatculture.com, to modelowy zabieg o nazwie Anti-Typecast Cameo, którego notabene użyto także w filmie Pewnego razu na Dzikim Zachodzie z 1968 roku. Tam w roli głównego antagonisty reżyser Sergio Leone zatrudnił błękitnookiego przystojniaka Henry'ego Fondę, co również kłóciło się z przyjętym w westernie obrazem antagonisty.

Reklama

Jako widzowie przyzwyczailiśmy się, że wygląd zewnętrzny złoczyńcy jest przedłużeniem jego wewnętrznego zepsucia – stąd takie atrybuty, jak groźna aparycja, zarost, blizna itp. Przecież skoro zły, to musi być brzydki, prawda?

Channing Tatum w roli zimnokrwistego złoczyńcy, jest anomalią pośród stereotypów, których nauczyło nas kino – a wszystko, co wychodzi poza margines naszych oczekiwań, budzi naszą konsternację, więc siłą rzeczy, wydaje nam się błędem. Decyzję reżysera traktujemy jako fragment, który nie pasuje do układanki. Umyka nam fakt, że ów układanka od samego początku była jedynie naszą projekcją, podyktowaną przyzwyczajeniami.

Biały Dziki Zachód

Chociaż Nienawistna ósemka to western, Tarantino z charakterystyczną dla siebie finezją przemyca w nim kwestie prawdziwych nierówności społecznych i gorszego traktowania, spowodowanego przez kolor skóry – z czym borykają się Stany Zjednoczone od zawsze, po dziś dzień.

W ten sposób, poprzez nakreślenie postaci i ich dialogów, Tarantino wykorzystuje narrację epoki po Wojnie Secesyjnej, by pokazać, że rasizm jest częścią składową historii Stanów Zjednoczonych. Ten filmowy komentarz jest niczym przełożenie słów Ta-Nehisi Coatesa, jednego z najpopularniejszych czarnych głosów Ameryki, autora książki Between the World and Me, napisanej w konwencji listu do syna autora (tytuł zdobył w 2015 roku nagrodę National Book Award w kategorii Nonfiction): „Oto, co chciałbym abyś wiedział. W Ameryce, tradycją jest niszczyć czarne ciało — to nasze dziedzictwo".

Reklama

Źródło: The Weinstein Company/YouTube

Nie bez ironii reżyser do roli zawistnego mordercy południowców i białych rasistów, wybiera Samuela L. Jacksona, który przecież wystąpił w Django – bezbłędnie wcielając się w postać Stephena, oddanego sługę bezwzględnego plantatora z Południa.

W Nienawistnej ósemce, Samuel L. Jackson gra majora Marquisa Warrena, żołnierza Północy, który swoją bezwzględnością mógłby być ucieleśnieniem niegdyś wypowiedzianego cytatu tego aktora, tyle że w innym filmie: „[…] I uderzę z wielką pomstą i zapalczywością na tych, którzy braci mych otruć i zniszczyć próbują. I zrozumiesz, że imię me Pan, gdy moją pomstę uczynię nad wami" [fragment Biblii, Ezekiel 25:17].

Tym samym major Marquis Warren staje się chodzącą zemstą i gniewem, będąc jednocześnie dowodem i konsekwencją krzywd z ręki białego człowieka. Oczywiście nie umniejsza to faktu, że Warren też jest sukinsynem, tak jak cała reszta.

To Coś w filmie

Filmowi zarzuca się, że się dłuży (trwa 187 minut), natomiast w oczekiwaniu na nieuchronną rzeź w stylu Tarantino, widz otrzymuje kryminał w stylu „kto zabił?" – jednak przypisanie autorowi scenariusza fascynacji twórczością Agathy Christie byłoby nadinterpretacją. Nienawistna ósemka to przede wszystkim ukłon w stronę kultowego dzieła sci-fi, filmu Coś z 1982 roku, w reżyserii Johna Carpentera.

Plakat do filmu COŚ. Reż. John Carpenter. Rok produkcji 1982 rok. Universal Pictures.

Coś (oryginalny tytuł: The Thing) jest adaptacją powieści Who Goes There?, autorstwa Johna W. Campbella, Jr. Akcja filmu dzieje się na Antarktydzie, z dala od jakiejkolwiek cywilizacji, pośród ośnieżonych gór – gdzie grupa naukowców odkrywa w lodzie zamrożone szczątki istoty z innej planety. Szybko okazuje się, że tajemniczy stwór żyje i potrafi imitować wygląd oraz zachowanie innych, w tym ludzi. Tak oto pośród szalejącej na zewnątrz śnieżnej burzy, grupka naukowców zostaje uwięziona z potworem w ludzkiej skórze – nie wiedząc, kto jest kim i komu można ufać.

Reklama

Nie sposób nie zauważyć elementów wspólnych tych obrazów – zwłaszcza, że w obu tych filmach jedną z głównych ról zagrał Kurt Russel, a ścieżkę dźwiękową do nich skomponował Ennio Morricone. I tu dochodźmy do swoistej wisienki na torcie…

Ennio Morricone – Oscar czy Malina?

To aż dziwne, że włoski kompozytor Ennio Morricone nie otrzymał w swojej karierze Oscara. Teraz to może się zmienić, jako że został nominowany do złotej statuetki za ścieżkę dźwiękową do Nienawistnej ósemki. Mało kto jednak zwrócił uwagę, że oprócz oryginalnych utworów napisanych specjalnie dla Tarantino do jego filmu, reżyser wykorzystał w nim kompozycje, nagrane wcześniej przez Włocha do wspominanego filmu Coś. W 1983 roku Morricone dostał za nie nominację nagrody Złotej Maliny – teraz, w 2016 roku dostaje nominacje do Oscara. Zabawne.

Źródło: Flickr/Gabriel Molina

Może tak właśnie Tarantino to sobie zaplanował – by zażartować z tego hollywoodzkiego blichtru, a może to zwykły przypadek? Jedno nie ulega wątpliwości: reżyser po raz kolejny bawi się kinem, celebruje je w każdej klatce uchwyconego obrazu i wyciera sobie gębę niewiedzą generic audience. Puentą tego zabiegu staje się sposób nakręcenia filmu, taśmą o szerokości 70 mm – techniką nieużywaną w kinie od 23 lat. Dając malkontentom marudzącym na treść… piękny obrazek. Aż żal byłoby oglądać go na ekranie laptopa.