FYI.

This story is over 5 years old.

Newsy

„GATSBY”

Baz Luhrmann, podejmując się adaptacji „Wielkiego Gatsby'ego”, spotkał się z tym samym problemem co Walter Salles przy „W drodze” - jak pozostać wiernym przedstawianej epoce, zachowując surowość pierwotnego tekstu. Salles świetnie ujął atmosferę lat 5...

Baz Luhrmann, podejmując się adaptacji „Wielkiego Gatsby'ego”, spotkał się z tym samym problemem co Walter Salles przy „W drodze” - jak pozostać wiernym przedstawianej epoce, zachowując surowość pierwotnego tekstu. Salles świetnie ujął atmosferę lat 50-tych w Stanach Zjednoczonych, ale można dyskutować czy ukazani przez niego Dean i Sal wystarczająco pragnęli żyć.

Stare powiedzenie mówi, że z dobrej książki jest zły film, ale na przykład gniot w stylu „Ojca Chrzestnego” pozwolił zrobić świetny film. Ta mądrość wywodzi się z myśli, że dobra książka zależy od kunsztu literackiego, który traci swą magię w innej postaci. I tak jak zauważył każdy (filmowy) krytyk, to co czyni „Wielkiego Gatsby'ego” wielkim to proza Fitzgeralda. Pozwalamy klasykom na wiele błędów, bo kochamy ich postacie. Gdy starsze historie wskrzeszane są w formie filmu, konflikt przeszłości i przyszłości musi zostać pogodzony. Ten problem nie jest spowodowany kiepską grą aktorską. To rezultat upływu czasu i zamknięcia książki w drogocennej szufladce „klasyki”.

Reklama

Przenosząc „Gatsby'ego” na duży ekran, Baz Luhrmann zadawał sobie pytania w stylu „Co zadziała?” i, jak w przypadku „Romeo i Julii”, „Jak ożywić ten stary materiał w nowym środowisku, dla współczesnej publiczności?” W jakiś sposób udało się Luhrmannowi pozostać lojalnym zarówno oryginalnemu tekstowi i dzisiejszej widowni. Muzyka jazzowa lat 20-tych była surowa i niebezpieczna, ale gdyby Luhrmann użył jej dziś, nadałby filmowi styl wystawy muzealnej – niestosowny dla mainstreamu, ani dla wysokiej kultury, ponieważ wszyscy wiedzieliby czego się spodziewać. Spekulowano na temat technologii 3D użytej w filmie, ale szczerze to żaden problem. Działa, ale nie dekoncentruje i nie zmienia gry. Dobrze się to ogląda.

Krytycy, którzy zjechali film za brak lojalności wobec książki, to hipokryci. Ci ludzie zarabiają na „odczytach” i krytyce tekstów, w celu generowania teorii o wątpliwych wartościach, albo żeby po prostu zarobić. Film Luhrmanna to jego „odczytanie” i adaptacja tekstu – jego „krytyka”. Ile osób miałoby coś przeciwko inscenizacji „Hamleta” w kosmosie? Na pewno mniej niż tych, którzy krytykują „Gatsby'ego”. Może to dlatego, że „Gatsby” traktuje o czasie i miejscu, a Shakespeare, w mojej opinii, głosi bardziej uniwersalne idee i uczucia. Luhrmann potrzebował tchnąć życie w aurę lat 20-tych i odniósł sukces.

Film działa na człowieka zupełnie inaczej niż książka. Oprócz najbardziej kinowych tekstów, filmy powstałe na literackich źródłach muszą mieć mocniejszy wątek. Kiedy Gatsby odzyskuje Daisy, historia trochę się uspokaja. Nie obchodzi nas tak naprawdę ich relacja, a napuszone starania Gatsby'ego, by podnieść swój ekonomiczny i społeczny status w celu odzyskania dziewczyny. To uniwersalny i rzadko osiągalny cel, obecny również w dzisiejszych czasach. Pragnienie Gatsby'ego okazuje się dziecinne: nie tylko chce zdobyć Daisy, ale kontrolować jej uczucia. Przypomina mi to moje licealne związki, w których torturowałem dziewczyny za to, że dawały się innym chłopakom w pierwszej klasie. Daj sobie spokój, koleś. Mamy obsesję na punkcie jego obsesji, ale nie rusza nas, kiedy osiąga swój cel.

Poza tym, jeden z minusów szaleństwa Nicka na punkcie Gatsby'ego – ucieczka w terapeutyczne opisywanie ich przyjaźni – sprawia, że ich relacja staje się o wiele głębsza. Jak długo się tak naprawdę znali? Nie byli aż tak blisko, prawda? I co Nick widzi w Gatsbym? Że prowadził lewe interesy i zarabiał dużo pieniędzy? Że kochał się w kobiecie? Że powtarzał „old sport” cały czas i był czarujący? Czy Nick zakochał się w Gatsbym? Fitzgerald miał wiele powodów w prywatnym życiu, by uwielbiać postaci podobne do Gatsby'ego (Monroe Stahr także łączy biznes i romantyczne obsesje w „The Love of the Last Tycoon”), głównie dlatego że Fitzgerald nie mógł poślubić Zeldy zanim nie odniósł sukcesu literackiego. Ale Nick, poza akcją, nie ma osobistych udziałów w historii. Umieszczenie go w filmie podnosi jego stawkę, a zarazem czyni obsesję na punkcie Gatsby'ego jeszcze bardziej zagmatwaną. Ale może Luhrmann rozumuje, że tego typu zamieszanie jest interesujące – i kto mógłby go za to winić. A może po prostu kochał Gatsby'ego, i gdyby mógł żyć obok niego, tak jak Tobey i Leo w rzeczywistości, wszystko byłoby w porządku. To w sumie też brzmi jak niezły film. Ale chyba już powstał - „Entourage”.

Podsumowując, Luhrmannowi się udało, i to jest najważniejsze. Film trzyma się kupy. Obejrzeliśmy, poczuliśmy, zaangażowaliśmy i cofnęliśmy się w czasie.

Zobacz też:

Ulubiony narkotyk biedoty
Na pożyczkę: cała prawda