FYI.

This story is over 5 years old.

podróże

Z życia włamywacza

Dziś w nocy włamujemy się przez okno. Ja stoję na czujce i jak zobaczę policję daje znać telefonem. Chata jest dobrze wyposażona: mnóstwo książek, ubrań jest nawet pianino

Kiedy wchodzisz pierwszy raz na nowo otwartą chatę każdy szczegół się liczy, każda nawet niewielka duperela może opowiedzieć ci historię dawnych lokatorów; jacy byli, czym się zajmowali, dlaczego już ich nie ma i co najważniejsze, ile ty możesz pomieszkać w tym budynku. Lepiej się mieszka ze świadomością, że w domu poprzednio też byli skłotersi. Daje to poczucie, że szlak w tym miejscu jest już przetarty.

Reklama

Dziś w nocy włamujemy się przez okno. Ja stoję na czujce i jak zobaczę policję daje znać telefonem. Chata jest dobrze wyposażona: mnóstwo książek, ubrań jest nawet pianino, tak jakby ktoś zostawił te pomieszczenia i zniknął. Na stoliku w przedpokoju są jeszcze nawet zakurzone rękawiczki przyszykowane do wyjścia.

Z jednej strony to dobra opcja bo wszystko jest: prąd, gaz, miękkie łóżka i fotele. Z drugiej strony trochę niepokoi nas to, że te wszystkie rzeczy są tam po prostu zostawione. Tak jakby ktoś miał zaraz wrócić.

Zostajemy w tym domu. Ja, John, Paweł, Patrick, Venus i nasza nowa ekipa z Hiszpanii, czyli dwie dziewczyny: Marica, Rocio i chłopak Mariki, Clod. Czujemy się razem naprawdę dobrze więc jest git. Okno otwieramy łomem lekko je podważając. Typowe angielskie okno otwierane z dołu do góry. Zmieniamy zamki, zabijamy okna gwoździami i robimy to samo z innymi wejściami do domu.

Wszędzie książki - widać, że ktoś tu lubił czytać. Mnóstwo ubrań, płyty, zdjęcia, rożnej maści bibeloty, pamiątki. Szpargały są w każdym z pokoju na każdym z trzech pięter plus piwnica gdzie są najciekawsze rzeczy - te wiekowe. Trochę jak w muzeum: stare lampy, stoły, telefony, karty, albumy, kobieca toaleta jakby czas tu stanął w latach pięćdziesiątych. Oglądamy to wszystko godzinami, to lepsze niż telewizja. Poznajemy prywatne życie właścicielki domu i jej całą historię życia plus historię życia członków jej rodziny. Powiecie może, że to mało etyczne. Ja też.

Reklama

Stare, gustowne meble z drewna. Na wszystkim mnóstwo kurzu. Ekipa z Hiszpanii szybko się zadamawia. Grają na pianinie, palą haszysz, imprezujemy, czytamy książki, które tu zostały, słuchamy znalezionych starych płyt, przeszukujemy dom, oglądamy wszystkie prywatne listy, rzeczy, szperamy. Dochodzimy w końcu do tego, że mieszkała tutaj starsza kobieta, ale nie wiadomo co się z nią stało. Czy umarła czy jest chora? W końcu znajdujemy jakieś jej zdjęcia. Kobieta około siedemdziesięcioletnia uprawia na nich seks grupowy z rożnymi partnerami. Jak dla jakiegoś dziadka to towar jak z Playboya, innymi słowy: puknąłby. Babcia ewidentnie dobrze się tu bawiła. Miedzy tymi zdjęciami ta sama kobieta siedzi w swoim ogrodzie pod kocem w okularach i wygląda jak dobroduszna babuszka, czekająca na wnuczka z jabłecznikiem.

Skłoty to małe laboratoria na przykładzie których w powiększeniu możesz zobaczyć jak działa świat. Jeżeli myślisz, że znajdujesz się w normalnym otoczeniu to się mylisz. Większość skłotersów to ludzie po przejściach, czasem uzależnieni od narkotyków, z zapasem dużej agresji lub innymi schowanymi jeszcze dziwnymi emocjami, które przy pierwszych spotkaniach mogą być niezauważalne. Zawsze jest jednak jakiś powód dla którego trafili do takiego życia.

Jest ciekawie, jest coraz ciekawiej, imprezujemy trochę. Robimy nawet moje urodziny z balonami, haszyszem, muzyką i tańcami. Szperamy trochę i staramy sobie tutaj zrobić jakiś prowizoryczny dom. Pomimo tego, że jesteśmy ultra koczownikami, ultra dlatego, bo nawet jak na skłotersów dość często zmieniamy domy. Nie z naszego wyboru – nie dane jest nam przycupnąć gdzieś na więcej niż na parę tygodni, lub miesięcy, więc się tułamy. Jednak mimo to, cały czas, nawet tutaj u Mis Pipe jak ją nazywaliśmy, staramy się stworzyć prowizoryczny dom, nawet na parę dni, lub tygodni, poczuć się trochę jak cywilizowani ludzie.

Reklama

Szukanie mieszkania najczęściej wygląda tak, że po prostu łazisz, lub jeździsz rowerem po ulicach, rozglądając się które domy mogą być puste. Patrzysz gdzie są blachy na oknach, sprawdzasz czy przed domem są śmieci. Najważniejszym elementem są listy. Zaglądasz przez skrzynkę na listy do środka domu, jak znajdziesz stertę ulotek pod drzwiami znaczy to, że nikt tu nie zagląda i powinno być bezpiecznie zająć ten budynek. Jeżeli nie masz pewności, między drzwi a futrynę wkładasz papier i jak go za parę dni nie będzie, znaczy, że ktoś otwierał drzwi.

Zazwyczaj po prostu chodzmy po okolicy; zawsze coś się znajdzie. Po jakimś czasie zaczynasz być wyczulony na puste miejsca i tak naprawę tylko je zauważasz na ulicy. Percepcja wyostrza ci się do tego stopnia, że jesteś w stanie bardzo szybko stwierdzić co dolega danemu budynkowi; dlaczego stoi pusty i jaka może być jego historia.

Prąd kradniemy na rożne sposoby. Czasem po prostu w ten sposób, że za niego nie płacimy. Jest to tak naprawdę najbardziej ryzykowna opcja, ponieważ można za to iść siedzieć. Kolega opowiadał mi jak mieszkając na jednym ze skłotów wpadła im policja na chatę i przymknęli ich za to, że mieli włączony elektryczny czajnik. Kradzież prądu to większe przewinienie niż skotłowanie mieszkań.

Przez parę dni i nikt jeszcze nie zorientował się chyba, że do domu wprowadzili się skłotersi. Szybko przekonujemy się jednak, że okolica nie jest tak bardzo friendly jak byśmy chcieli. Sąsiedzi zaczynają nas wytykać palcami i na dzielni rozchodzi się wieść, że zajęliśmy chatę ponoć jakiegoś autorytetu, którym była tu nasza babuszka. Gdyby oni wiedzieli o zdjęciach!?

Reklama

Drzwi zazwyczaj puszczają pod dwoma dużymi łomami, które wciskasz tam gdzie są zamki. Stajemy we dwójkę i naraz pociągamy do siebie tak aby zamki puściły. Tak można to zrobić dość szybko, ale trzeba uważać aby żaden przechodzień ani policja cię nie zobaczyli, bo akcja jest dość spektakularna. Dobre są też okna, które czasem łatwo możesz podważyć łomem i wejść o ile nie są zabite gwoździami od góry. Robią tak właśnie na wypadek podważania ich łomem.

Na początku zastanawiałem się dlaczego większość skłotersów chodzi ubrana na czarno. Czerń to optymalne rozwiązanie. Wszystkie inne ubrania trzeba by w kółko prać. Otwierając nowe budynki, żyjąc w ten sposób ma się ciągle do czynienia z brudem; z brudem skipowego jedzenia, z brudem opuszczonych miejsc, starych szaf, mebli, okien, parapetów w końcu z brudem ludzi i swoim własnym.

Pod nasz dom ciągle przychodzi jakiś facet z domu obok. Nazywa się chyba Peter. Gada z nim Venus bo mówi płynnie po angielsku. Rokowania odbywają się przez drzwi. Nic to nie daje, choć łazi pod nasze drzwi chyba codziennie, lub robi to jego żona. W końcu wysyłają księdza z lokalnej parafii na mediacje do nas. Urzęduje jakieś dwieście metrów od naszego domu. Rozmowa miła, nie kłócimy się. Idzie zima więc gadaniem o wyprowadzce nic z nami nie wskóra.

Kominek u Mis Pipe niestety nie działa a szkoda, mogłoby być znacznie przytulniej. Gdyby sąsiedzi nas tak zobaczyli, jak czytamy książki należące do Mis Pipe, siedząc przy kominku i pijąc jej wykwintne, stare wina. Pewnie zalała by ich krew, że to co oni wypracowywali tutaj przez lata: swoje małe prywatne raje, my bezczelni „kryminaliści" mamy od tak, po prostu tak to sobie wzięliśmy. Główne okno od naszego jest wielkie i wychodził na ulicę naszych sąsiadów. Nie wieszamy nawet firanek. Przez chwilę można poczuć się jak dobrze prosperująca, angielska klasa średnia – tak było to bardzo miłe uczucie. Nie jesteśmy jednak żadną klasą średnią, ale londyńskimi koczownikami z różnych stron świata.

Pamiętam, że zawsze chciałem być reporterem, podróżnikiem jakimś, jeżdżącym po świecie człowiekiem zdającym relację z ryzykownych wypraw. Teraz nieopatrznie się nim stałem. Moją wyprawą jest wielkie miasto, a misją konieczność przeżycia.

W chwili, gdy już przychodzą do nas komornicy z nakazem opuszczenia mieszkania, wpadają im do rąk porno zdjęcia Mis Pipe. W eskorcie policji wychodzimy z domu. Sąsiedzi śmieją się i tryumfują, nie wiedzą jeszcze, że noc przed naszą eksmisją otworzyliśmy na tej ulicy sąsiadujący z nami inny budynek i właśnie tam zmierzamy.