FYI.

This story is over 5 years old.

Newsy

Brytyjczycy w Polsce mówią, co dla nich oznacza Brexit

„Sama idea nieograniczonego podróżowania i wolnego handlu jest niezła, ale głosowałem za wyjściem z Unii i jestem bardzo zadowolony z wyniku"

Fot. Wikipedia

Możemy mówić, że Brexit to smutny moment w historii Europy. Wraz z referendum dotyczącym Brexitu odeszła pewnego rodzaju pewność, że choć trochę opieszała Unia Europejska stanowi ważny, także spójny monolit na mapie Europy, którego roli nie dało się łatwo podważyć emocjami. Otworzył się za to rozdział może nie pełen niepokoju, ale po prostu niepokojący oraz wymagający wypracowania zupełnie nowej strategii w UE.

Reklama

Pomyślałem jednak, że na temat najlepiej wypowiedzą się sami Brytyjczycy, którzy wybrali życie na obczyźnie. Według oficjalnych danych w Polsce jest ich 6 tys. – ale od 2006 r. nikt ich nie liczył, a żadne prawo nie wymaga rejestracji od obywateli Unii, zatem może ich być kilkakrotnie więcej. Konsekwencje Brexitu mogą być dla nich równie poważne, co dla Polaków mieszkających na Wyspach. Choć tak naprawdę stanowią wielką niewiadomą.

Poprosiłem kilku z brytyjskich imigrantów, żeby opowiedzieli mi o niuansach referendum i tym, jak widzą teraz swoją przyszłość.

Stuart, 44 lata, tłumacz, w Polsce od 15 lat

Uważam, że to najciekawszy moment w brytyjskiej polityce, jaki w życiu widziałem. Zawsze mieliśmy wybory, w których dwie główne partie wymieniały się władzą. Dzisiejsza sytuacja pociągnie za sobą ogólnoeuropejskie i globalne konsekwencje.

Torysi zorganizowali referendum, żeby naprawić swoją partię. W kwestii Europy zawsze borykali się z wewnętrznymi podziałami. Dzięki wygranej w referendum mogliby pogrzebać temat Europy przynajmniej aż do następnego pokolenia, a przy okazji wytrącić główny argument UKIP-owi. Niezły plan, tylko że przegrali. Kampania skupiała się przede wszystkim na imigracji i ekonomii. Przeciętnego obywatela zdecydowanie przerasta zrozumienie złożonych konsekwencji wyjścia dużej nowoczesnej gospodarki z organizacji takiej jak UE. Ekonomiści tworzą całe modele w tym celu.

Reklama

W referendum chodziło tak naprawdę o to, kto będzie sprawował władzę na brytyjskiej prawicy

W referendum chodziło tak naprawdę o to, kto będzie sprawował władzę na brytyjskiej prawicy, a problemy, które poruszało, są albo nie do rozwiązania, albo zbyt skomplikowane, by dokonać racjonalnego wyboru.

Jeśli Wielkiej Brytanii uda się wynegocjować jakieś porozumienie w rodzaju Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej, to prawie nic się nie zmieni. Referendum to tylko pierwszy krok. Możliwie, że niedługo będziemy wybierać nowy rząd, który zajmie się wprowadzaniem Brexitu w życie. Większość polityków nie chciała Brexitu, więc pewnie będzie pełno opóźnień i wykrętów. Jedynie wygrana UKIP dałaby stuprocentową gwarancję pełnego Brexitu, ale głosować za opuszczeniem Unii w referendum to jedno, a wybrać UKIP na partię rządzącą to zupełnie inna sprawa. Referendum dotyczyło tylko jednego zagadnienia, w wyborach parlamentarnych trzeba wziąć pod uwagę dużo więcej: jak partia będzie zarządzać państwowymi instytucjami, edukacją, polityką zagraniczną, wojskiem itd. UKIP potrzebowałby około 40% głosów – mało prawdopodobne, choć po czwartku nie można wykluczyć żadnej możliwości. Gdyby wygrali, bardzo martwiłbym się o przyszłość Wielkiej Brytanii.

James, 25 lat, właściciel restauracji, w Polsce od 2 lat

Głosowałem za Brexitem i jestem bardzo zadowolony z wyniku. UE przeżera korupcja, to antydemokratyczna, faszystowska organizacja, która tłumi i depcze zdrową konkurencję i innowację i tak naprawdę służy tylko sobie i wielkim korporacjom. Każdy doświadcza tego na własnej skórze, ale nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę. Sama idea nieograniczonego podróżowania i wolnego handlu jest niezła, ale UE blokuje każdą próbę zawarcia umów handlowych poza systemem, co szkodzi gospodarkom wszystkich państw członkowskich. Nakłada surowe regulacje, na których korzystają wyłącznie wielkie biznesy, a przez które mniejsze firmy i osoby prywatnie nie są konkurencyjne. To bardzo ogranicza gospodarki krajów Unii.


Reklama

Tylko ważne sprawy. Polub fanpage VICE Polska, żeby być z nami na bieżąco


Jednym z głównych problemów jest to, że Parlament Europejski nie ustanawia żadnych praw. Europosłowie nie mają praktycznie żadnej władzy. Wszystkie uchwały podejmuje Komisja Europejska, której członkowie nie są wybierani w wyborach ani poddani żadnej kontroli. Dysponują ostateczną władzą nad wszystkimi krajami członkowskimi, a wyborcy nie mają żadnej możliwości, żeby ich usunąć. To faszyzm w czystym wydaniu i kompletne zaprzeczenie demokracji. Każdy, kto popiera tę organizację, jest albo mocno niedoinformowany, albo sam korzysta z tego skorumpowanego układu, bądź jest jego częścią. Niemożliwe, żeby ktokolwiek, kto zrozumie, jak działa system i dalej go popiera, mógł jednocześnie być zwolennikiem demokracji.

Sarah, 30 lat, seksuolog, w Polsce od 3,5 miesiąca

Jestem cyfrową koczowniczką – pracuję jako seksuolog przez internet, więc mogę wykonywać mój zawód wszędzie.

Jestem załamana Brexitem. W takich chwilach emocje często biorą górę, więc nie tak łatwo mi oddać to, co myślę i czuję. Jest kilka powodów. Po pierwsze, mój kraj jest teraz bardzo podzielony – wynik wyniósł 49% i 51%. Referendum wyzwoliło wiele gniewu, frustracji i strachu, które gromadziły się w ludziach całymi latami. Jestem też bardzo przybita, bo to ogromny błąd, którego konsekwencji dla przyszłości Wielkiej Brytanii i całej Europy nawet się nie domyślamy.

Reklama

Musimy pamiętać, DLACZEGO powstała Unia Europejska: by zapobiec kolejnej wojnie. Zaskakujące, jak Brexit podzielił moich znajomych. Trudno mi pogodzić się z faktem, że wielu z nich żywi głęboko zakorzenione przekonania, o których nie miałam pojęcia. Często zakładamy, że ludzie, których lubimy, są do nas podobni pod wieloma względami i jeśli nie nadarzy się okazja do rozmowy o polityce, możemy tak naprawdę nigdy ich nie poznać.

Myślę, że najgorsze, co możemy teraz zrobić, to dać się podzielić.

Bardzo podoba mi się Polska i postanowiłam tu się osiedlić

Na tym zresztą polega geniusz polityków, którzy doprowadzili do obecnej sytuacji, bo niezależnie od tego, czy zdecydowalibyśmy, że zostajemy w Unii, sama konieczność wyboru musiała doprowadzić do głębokiego rozłamu. Nie mam zamiaru tańczyć, jak mi zagrają. Z drugiej strony, jestem pełna obaw o moją własną przyszłość. Bardzo podoba mi się Polska i postanowiłam tu się osiedlić. Najbardziej zauroczyli mnie sami Polacy: otwarci, przyjaźni i gościnni. Wszyscy się cieszą, gdy próbuję mówić po polsku. To dla mnie wielka zachęta.

Martwi mnie też to, co dzieje się na poziomie wielkiej polityki i co będzie, jeśli Unia będzie chciała pokazowo ukarać Wielką Brytanię. Czy i na jakich warunkach zostaniemy w Europejskiej Wspólnocie gospodarczej? Jak będzie wyglądała przyszłość naszej wymiany handlowej? Negocjacje na te tematy mogą przebiegać w bardzo złej atmosferze. Bardzo mnie to niepokoi. Jestem z pokolenia Y, więc całe moje dorosłe zawodowe życie upłynęło pod znakiem Wielkiej Recesji – to zmarnowane dziesięciolecie. Jeśli Zjednoczone Królestwo znów pogrąży się w recesji albo w depresji, to będzie oznaczać kolejne stracone dziesięć lat. Nie stać mnie na takie marnotrawstwo.

Reklama

Jako imigrantka w Polsce mam nadzieję, że faktycznie niewiele się zmieni przez następne dwa lata – tyle podobno wynosi minimalny okres negocjacji – w dodatku liczone od momentu przyjęcia oficjalnej uchwały przez parlament. Dzięki temu będę miała trochę więcej czasu, żeby odnaleźć się i urządzić w Warszawie, a także dowiedzieć się, jakie wymagania będę musiała spełnić, żeby móc tu zamieszkać. Mam nadzieję, że Wielka Brytania nie zacznie źle traktować Europejczyków mieszkających na wyspach, bo kraje UE mogą odpowiedzieć tym samym wobec Brytyjczyków. Bardzo chcę zostać w Polsce: ludzie, których spotykam tu na ulicy, są wspaniali, uwielbiam też klimat Warszawy i świetnie mu się tu mieszka. Wszystko to dzięki Unii Europejskiej – bez niej nie mogłabym z taką łatwością tu przyjechać i zamieszkać.

Aaron, 26 lat, menadżer ds. rozwoju rynkowego w brytyjskiej firmie, w Polsce od ponad 2 lat

Co myślę o Brexicie? Nie chcę przeklinać, ale uważam, że totalnie zjebaliśmy! Obie strony tylko siały panikę pośród wyborców, a w kampanii zabrakło faktów. Zwolennicy wyjścia z Unii sporo ugrali na haśle, że pieniądze, które wpłacamy teraz do UE, pod ich kierownictwem pójdą na służbę zdrowia. Teraz okazuje się, że wcale nie mają takiego zamiaru, choć od samego początku właśnie to obiecywali.

Na szczęście z nikim spośród moich przyjaciół nie pokłóciliśmy się o politykę. Szanuję cudze wybory, niezależnie od tego, czy się z nimi zgadzam.

Reklama

Jak już mówiłem, podczas kampanii wszyscy tylko starali się straszyć wyborców, zamiast przedstawić im faktyczne konsekwencje decyzji o odejściu z UE.

Nie potrafię jeszcze powiedzieć, jakie skutki będzie miał dla nas Brexit. Zobaczymy, jak rozwinie się sytuacja w ciągu najbliższych tygodni i miesięcy.

Adrian, 46 lat, nauczyciel angielskiego, w Polsce od 15 lat

Próbowałem zarejestrować się na głosowanie, ale okazało się, że nie mogę, bo zbyt długo przebywam poza granicami Wielkiej Brytanii. Głosowałbym za pozostaniem w Unii.

Jestem wściekły. Rozumiem, że limit 15 lat pobytu poza Zjednoczonym Królestwem jest potrzebny w przypadku powszechnych wyborów, ale ponieważ w Polsce jestem europejskim migrantem ekonomicznym, Brexit bezpośrednio mnie dotyczy. W Unii Europejskiej żyje i pracuje 1,2 miliona Brytyjczyków. Wielu z nich oczywiście mogło głosować, bo od ich wyjazdu z Wielkiej Brytanii nie upłynęło jeszcze 15 lat, ale pozostali – tak jak ja – mogą być bardzo zawiedzeni, że nie pozwolono im oddać głosu. To najważniejsze wydarzenie, jakie miało miejsce w Europie od kilkudziesięciu lat. Przez to, że nie mogłem głosować, spędziłem ostatnie kilka tygodni, próbując przekonać „niezdecydowanych", by głosowali za pozostaniem w UE, czasem z bardzo przygnębiającym efektem.

Myślę, że kampania wyborcza w sprawie Brexitu stanowiła swego rodzaju wojnę pomiędzy intelektualistami a niewykształconymi

Myślę, że kampania wyborcza w sprawie Brexitu stanowiła swego rodzaju wojnę pomiędzy intelektualistami a niewykształconymi. Przeciętny Brytyjczyk nie czyta „The Financial Times" ani „The Economist", nie ufa też „ekspertom". Zamiast tego zaczytuje się „Daily Mail" i chętnie słucha szokujących, kłamliwych sloganów, takich jak bujda o 350 milionach funtów tygodniowo, którą wciskali ludziom zwolennicy Brexitu. Możliwe, że część mojej rodziny głosowała za wyjściem. Nie chcą się przyznać, za czym głosowali, a to zły znak.

Reklama

Problem polega na tym, że mnóstwo zwykłych Brytyjczyków, choć na ogół to przyjaźni, hojni i życzliwi ludzie, wierzy faszystom pokroju Farage'a, który wmawia im, że żyje im się źle i że po wyjściu z UE wszystkie wydumane przez niego problemy, których sami nie potrafią wskazać, dopóki nie przeczytają o nich w jakiejś gazecie, znikną jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nie sądzę, żeby ktokolwiek w mojej rodzinie stracił kiedyś pracę na rzecz imigranta, albo przez imigranta musiał dłużej czekać w kolejce do lekarza, albo odczuł i potrafił nazwać jakikolwiek bezpośredni negatywny wpływ UE na swoje życie – a mimo to potraktowali głosowanie w sprawie Brexitu jak pytanie: „kawa czy herbata?". Jakby konsekwencje pozostania i opuszczenia Unii w ogóle się od siebie nie różniły. Nie jestem w stanie tego zrozumieć.

Moja ciotka powiedziała mi w czwartek: „Wyjeżdżamy teraz na parę dni. Niezależnie do tego, kto wygra, będziemy mieli o czym rozmawiać, jak wrócimy". Zupełnie jakby chodziło o wyniki Mam talent, a nie koszmarną perspektywę, w której Wielka Brytania zmienia się w ufortyfikowany zaścianek wstecznych ksenofobów.

Będę starał się o polskie obywatelstwo. Kocham Polskę. Doznałem z jej strony samego dobra. Ludzie są wspaniali, a kraj piękny i z wielkim potencjałem. Nie chcę wracać do Wielkiej Brytanii po tym, jak zobaczyłem, ilu moich rodaków tak zaciekle odrzuca i odcina się od naszych europejskich sąsiadów. Szczerze mówiąc, w tej chwili jest mi trochę wstyd, że jestem Brytyjczykiem.

Mam nadzieję, że Brexit nie doprowadzi do sytuacji, w której inne państwa też będą chciały odejść. Jasne, Unia nie jest tutaj bez winy i musi wyciągnąć z tego wszystkiego naukę – mam nadzieję, że wkrótce pojawią się zmiany na lepsze. Uważam jednak, że lepiej, gdy ludzie są zjednoczeni i razem pracują na wspólną, lepszą przyszłość. Wielka Brytania woli iść samotnie wstecz. Nie takiej Wielkiej Brytanii pragnę być częścią.

Myślę, że to wszystko dlatego, że większość wyborców jest źle poinformowana. Nie chodzi mi o to, że ktoś ich celowo wprowadza w błąd albo po prostu kłamie, ale o to, że sami nie próbują zdobyć rzeczowych informacji. Nie sprawdzają oparcia w faktach ani nie szukają różnych źródeł. Tragedia.

Nie wiem jeszcze, jakie skutki będzie miał Brexit. Oczywiście nic się nie zmieni do momentu, aż zostanie przywołany Artykuł 50, ale nie wiem co polski rząd wynegocjuje z już pozaunijną Brytanią. W najlepszym razie czeka mnie przeprawa z biurokracją, w najgorszym będę musiał wyjechać z Polski.