FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Skonfrontowałam się z moim gwałcicielem przez SMS-a

Było mi niedobrze. Byłam ogromnie zła. Nie, nie zła. Byłam wściekła

Artykuł pierwotnie ukazał się w VICE w USA

Przed chwilą, około 1 w nocy, odebrałam telefon. To całkiem normalne dla kogoś, kto przyjaźni się z komikami. To był numer kierunkowy spoza miasta, co również jest typowe. Potem usłyszałam głos w słuchawce.

– Czy to Hana Michels? – zadrżałam. Znałam ten głos.

– Tak.

– Mówi Brian. Pamiętasz mnie?

– Tak.

Brian (zmieniłam imię na potrzeby artykułu) zaczął mi tłumaczyć, dlaczego do mnie dzwoni. Był alkoholikiem. Brał udział w programie 12 kroków. Przyznał, że wie, co mi zrobił – to nie było w porządku. Ale nie wszedł w szczegóły dotyczące jego czynu. Więc wytłumaczę: Brian był moim przyjacielem. I zgwałcił mnie.

Reklama

Po jego długiej polemice na temat odkupienia zapadła długa cisza.

– Mam nadzieję, że to nie jest nie w porządku, że zadzwoniłem do ciebie?

Słowa „w porządku" wykradły się z moich ust. To nie było w porządku. Ale sparaliżował mnie strach. Przez lata wyobrażałam sobie konfrontację z Brianem, a gdy nadeszła wreszcie okazja, nie mogłam wydusić ani słowa. Nie sądziłam, że dźwięk jego głosu tak na mnie zadziała.

– Mam nadzieję, że możesz mi wybaczyć.

– W porządku – powiedziałam jeszcze raz i natychmiast się rozłączyłam, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.

Było mi niedobrze. Byłam ogromnie zła. Nie, nie zła. Byłam wściekła. Myślałam o tym, co Brian właśnie powiedział. Tak, było mu naprawdę przykro, ale nie sprecyzował dlaczego. Może nawet nie pamiętał. Nie dzwonił do mnie, bo żałował. Dzwonił do mnie, bo musiał przeprosić (krok dziewiąty). Co najgorsze: był spokojny. Jakby bezczelnie oczekiwał, że dostanie rozgrzeszenie.

Potem myślałam o tym, co powiedział, i zdałam sobie sprawę, że nie wybaczam mu. Wcale. Nie mogłam się przemóc, żeby mu wybaczyć, bo nawet nie wiedziałam, czy zdaje sobie sprawę, że to, co mi zrobił, było straszne. Fakt, że do mnie w ogóle zadzwonił, świadczy o tym, że wiedział, że zrobił coś złego. Ale randkowi gwałciciele nie zawsze zdają sobie sprawę, że są gwałcicielami. Uważają, że gwałcą tylko nieznajomi w ciemnych uliczkach, a nie przyjaciele w mieszkaniu.

Nie wiedział, jaki wpływ to na mnie miało, bo nie odważyłby się ze mną skontaktować. Nie wiedział o moich fantazjach na temat zemsty albo o tym, że przez niego przeprowadzałam się z miasta do miasta. Nie wiedział też o moich koszmarach, które – jak się dowiedziałam – są symptomem zespołu stresu pourazowego. Zaczęłam się pakować, żeby pojechać do miejsca, gdzie ostatnio podobno mieszkał. Nie wiedziałam, co zrobię: wybiję mu szybę cegłą, uderzę go kijem bejsbolowym czy będę krzyczeć – wiedziałam tylko, że jadę go skrzywdzić.

Reklama

Przyjaciel wybił mi to z głowy. Nie wiedziałam, czy Brian nadal tam mieszka, ostatecznie mogłam zostać aresztowana albo jeszcze gorzej. Byłam zbyt wystraszona, żeby skonfrontować się z nim przez telefon. Wyszukałam go w Googlach i dowiedziałam się, gdzie pracuje, ale pomysł, żeby podejść do jakiejś recepcjonistki i powiedzieć: „Cześć, macie tu faceta, który mnie zgwałcił lata temu" i stać tam, czekając na odpowiedź, nie miał sensu. Musiałabym porozmawiać z nim osobiście.

Sprawdziłam swój telefon. Jego numer się zapisał. Bałam się, że na dźwięk jego głosu znów sparaliżuje mnie strach, więc napisałam SMS-a: „Nie wybaczam ci. To, co zrobiłeś, jest niewybaczalne. Zgwałciłeś mnie. Wiedziałeś, że byłam pijana. Wiedziałeś, że boję się mężczyzn z powodu mojego eks".

Z każdym słowem nabierałam odwagi.

„Po tym, jak powiedziałam »nie«, wsadziłeś mi rękę w spodnie i powiedziałeś, że jestem kłamczuchą, bo jestem mokra. Upiłeś mnie i zastraszyłeś, bo ciągle powtarzałam »nie«. DLATEGO uprawialiśmy seks. Nie dlatego, że cię pragnęłam. Nigdy cię nie chciałam".

Wściekłość napełniała moje palce gorącem, gdy stukałam w ekran.

„Mam nadzieję, że jeśli masz córki, to nie możesz patrzeć im w oczy. Mam nadzieję, że nie możesz nawet rozmawiać z własną matką, nie wspominając tego, co zrobiłeś i kim jesteś. Nie wybaczam ci. Nie odpisuj. Nigdy więcej się ze mną nie kontaktuj".

Nie otrzymałam żadnej odpowiedzi.

Poczułam ulgę. Powiedziałam swoje. Ale nie zamknęłam sprawy do końca, tak jak zawsze o tym marzyłam. Nie pojechałam nigdy do niego, nie wywalili go z pracy. Może spokojnie żyć. W kolejnych dniach rozmawiałam z krewnym, który przeszedł przez 12 kroków i powiedział mi, że musiano uprzedzić Briana, żeby nie szukał wybaczenia, jeśli wyrządzi to więcej zła niż dobra – więc Brian postąpił wbrew wytycznym, żeby oczyścić swoje brudne sumienie, a ja mu nie pozwoliłam.

Pytano mnie, dlaczego nie poszłam na policję bezpośrednio po tym, co się stało, a moja odpowiedź jest prosta: przez lata nie chciałam przyznać sama przed sobą, że zostałam zgwałcona. Żyłam w zaprzeczeniu. Nie miałam też dowodów – poszłam z własnej woli do jego mieszkania, ale użył prezerwatywy, którą natychmiast wyrzucił. Podziwiam ofiary gwałtów, które zgłaszają się na policję, i żałuję, że nie byłam w stanie wykluczyć Briana ze społeczeństwa. Ale wiem, że nawet jeśli poszłabym na policję, nadal śniłoby mi się przynajmniej raz w tygodniu, że ktoś mnie gwałci. Nadal żyłabym w strachu. Nic nie mogłoby tego zmienić.

Nie sądzę, żeby istniało coś takiego jak „zamknięcie przeszłości" dla ludzi, którzy przeżyli prawdziwą traumę, ale cieszę się, że nie pozwoliłam mu tego osiągnąć.

Zamknięcie, sposób, który pozwala ruszyć dalej ze swoim życiem, jest niezwykle wszechmocny, jeśli w ogóle istnieje. Prawdopodobnie Brian nie jest socjopatą, skoro szukał przebaczenia. Czuł się winny zranienia mnie.