FYI.

This story is over 5 years old.

wywiad

​Jestem darmozjadem

Ludzie narzekają, że nie mogą znaleźć pracy, a Piotrek mniej więcej od czasu Mundialu 2010 jest bezrobotny i — jak sam twierdzi — wcale nie zamierza tego zmieniać

Zdjęcie główne: Jakub Orzeł

Piotrek jakiś czas temu przekroczył magiczną granicę trzydziestki. Przez kilka dobrych lat pracował za granicą, w końcu jednak zatęsknił za Polską. I chyba średnio mu się to opłacało — mniej więcej od czasu Mundialu 2010 jest bez pracy. Jest zdrowy, silny, nie najgorzej wykształcony. Pod żadnym pozorem nie wygląda na bezrobotnego z kilkuletnim doświadczeniem. Dlaczego więc facet, który bez problemu znalazłby robotę woli ciągle żyć na garnuszku mamy i liczyć, że koledzy znów zaproszą go na picie? Oto jego historia. Soundtrack do wywiadu - Castet - "Robota to głupota".

Reklama

VICE: Dlaczego nie masz roboty?
Piotrek: Najprostsza odpowiedź jest chyba najtrafniejsza. Jestem zwyczajnie leniwy. Nie chcę iść do jakiejś gównianej pracy. Mieszkam u mamy, więc nie toczę codziennych wojen o przeżycie. To w dużej mierze kwestia wygody. Moja dziewczyna dostała niedawno w spadku fajną chatę w kamienicy i powiedziała, że mogę z nią zamieszkać. Postawiła tylko jeden warunek.

Domyślam się, że chodzi o znalezienie pracy.
Właśnie tak. Jesteśmy ze sobą z 7 lat i ostatnio głównie wysłuchuję od niej litanii z cyklu „jaki to ty jesteś nieodpowiedzialny, zacznij coś robić ze swoim życiem". Rzeczywiście, ma trochę racji, ale nie spieszy mi się jednak ani do podjęcia przypadkowej roboty, która z pewnością mnie nie będzie satysfakcjonować, ani do z zamieszkania z dziewczyną.

Jak radzisz sobie z pieniędzmi?
Każdy, kto chciałby rzucić pracę i żyć bez zobowiązań, musi mieć świadomość, że zaciśnięcie pasa to w takiej sytuacji smutna konieczność. Bez stałego dopływu forsy nie kupisz butów za trzy stówy ani nie postawisz ziomkom whisky. A żeby mieć swoje grosze, próbowałem różnych sztuczek. Przez kilka miesięcy sprowadzałem zepsuty sprzęt z Anglii, po czym naprawialiśmy go z kumplem i sprzedawaliśmy drożej na Allegro.

Nie było z tego kokosów, ale na weekend i nowe spodnie starczało. Niestety, nasze źródło wyschło i musieliśmy zwinąć ten mały biznes. Próbowałem rozkręcić swój interes, ale dałem sobie spokój — prowadzenie swojej firmy w Polsce to jakaś makabra. Koledzy śmieją się ze mnie, że wydają na mnie więcej kasy niż ja na swoją dziewczynę. Na początku się wkurwiałem, ale tak przecież na dobrą sprawę jest. Ostatnio urzędasy umorzyły mi nawet mandaty, bo i tak nie miały tego jak ściągnąć.

Reklama

Chodzisz do pośredniaka?
A co oni mi tam zaoferują? Dałem sobie spokój po tym, jak po raz kolejny chcieli mnie wysłać na jakąś halę produkcyjną za marne grosze. Nie mam za bardzo argumentów — przerwałem studia na trzecim roku, nie robiłem żadnych kursów. Chodzę na rozmowy kwalifikacyjne — znam się całkiem nieźle na komputerach, po angielsku mówię bardzo dobrze, więc może wreszcie trafi mi się coś fajnego. Na razie jednak niestety, głównie słyszę „oddzwonimy do pana".

Zdjęcie: Paul Graham, udostępnione dzięki życzliwości artysty i Galerii Les Filles du Calvaire. Photo editor: Nicolas Poillot.

Pewnie odstrasza ich moja przerwa w pracy. W ubiegłym roku wkręciłem się do zagranicznej firmy, która w Polsce produkowała stroiki świąteczne. Praca była chujowa, no i tylko na trzy tygodnie w grudniu, ale potraktowałem to jako odskocznię od bezrobocia. Potem obiecywali mi, że jak otworzą halę w Holandii, bez problemu dostanę tam robotę, ale telefon milczy do dzisiaj. Wiesz, ja mam takie dość prawicowe podejście. Nie uważam, żeby należały mi się jakieś zasilacze czy pomoce — nie pracuję to nie mam kasy, proste. Przecież jakbym był bardzo zdesperowany, to poszedłbym na strefę ekonomiczną zapierdalać za najniższą krajową.

To co właściwie robisz w tygodniu?
Inwestuję w siebie, rozwijam się. Z boku może wyglądać, że jestem darmozjadem — i być może rzeczywiście tak jest — jednak daleki jestem od spędzania całych dni przed komputerem. Codziennie jeżdżę na rowerze, czasami biegam. Przeczytałem mnóstwo książek, nadrobiłem zaległości muzyczne i filmowe. Z kulturą jestem na bieżąco. Szkoda, że za to nie dostaje się kasy. W weekend natomiast nie mam litości dla swojej wątroby.

Reklama

Zdjęcie: Jakub Orzeł.

Muszę jakoś pozbyć się energii skumulowanej przez cały tydzień. Czasami zaczynam picie już przed południem. Zdarza mi się podczepić pod imprezę znajomych — jestem towarzyską jednostką i zawsze znajdzie się ktoś, kto postawi piwko albo cztery. Od mamy staram się nie brać kasy, ale nie zawsze jestem w stanie te starania wcielić w życie.

Wypada staremu chłopowi ciągle brać kasę od mamy?
No nie powiem przecież, że to jakiś powód do dumy. Kiedyś się mojej mamie jeszcze zrewanżuję. Co jakiś czas toczymy ze sobą walki, ale potem idę na jej działkę popracować albo coś naprawię w domu i sytuacja na kilka tygodni się uspokaja.

Masz jakichś bezrobotnych znajomych?
Takich etatowych to nie. Wiadomo, zawsze jest rotacja pracy, więc zdarzy się, że ktoś przez miesiąc siedzi na chacie — wtedy mogę liczyć na jego towarzystwo. Spora część moich kumpli ma jednak na głowie kredyty, narzeczone, dzieci, więc zwyczajnie nie mogą sobie pozwolić na brak stałego dopływu gotówki. Często narzekają, jak beznadziejne czują się w robocie i jak marzą o moim beztroskim życiu. Marne to pocieszenie, ale ogromna większość moich znajomych, która skończyła studia nie pracuje w zawodzie, tylko męczy się z jakąś gównianą robotą na umowę zlecenie.

Powrót do kraju — z perspektywy czasu — był błędem?
Teraz za granicą nie ma już takiego prosperity jak jeszcze kilka lat temu. Do Polski wróciłem głównie dlatego, że przestałem zarabiać tyle, żeby móc coś odłożyć i moja zagraniczna egzystencja w gruncie rzeczy niespecjalnie różniła się od tej polskiej. Teraz, patrząc na wyniki pierwszej tury wyborów i pustkę, w której stronę dryfuje nasz kraj, coraz bardziej kusi mnie, żeby stąd spierdalać.

Podziękujmy miłościwie nam panującym za gigantyczny burdel na rynku pracy. Poczekam jeszcze do wyborów parlamentarnych, jeśli nic się nie zmieni, to spakuję torbę i wyjadę. Choćby po to, żeby udowodnić mamie i dziewczynie, że nie jest ze mną jeszcze tak źle.

Nie boisz się, że w przyszłości będziesz miał poważny problem z kasą?
O emeryturze nawet nie myślę. I tak albo jej nie dożyję, albo do tego czasu ZUS zdąży paść. Nieciekawie wygląda tylko kwestia ubezpieczenia czy wizyt lekarskich — od kiedy nie jestem zarejestrowany w pośredniaku, wszystko to muszę ogarniać prywatnie.

Czasami żartuję, że jeśli do siedemdziesiątki nie ogarnę tyle kasy, żeby być bezstresowym emerytem, będzie znaczyło, że jestem pierdołą i należy mi się życie w biedzie.