Do czego kobiecie potrzebny jest facet?

FYI.

This story is over 5 years old.

VICE guide to guys x AXE

Do czego kobiecie potrzebny jest facet?

Po latach badania sprawy, wiem, że od mężczyzny oczekuję głównie wiary i wsparcia. Wiary w to, że mogę zrobić i osiągnąć wszystko o czym zamarzę. Wsparcia i motywowania, bym realizowała swoje ambicje i kreowała nowe

Dyskusje na temat podziału cech, ról w relacjach, życiu i w domu ze względu na płeć nie mają końca. Jako dziewczyna radykalnie samodzielna i zaradna zastanawiałam się czym dla mnie i podobnych mi kobiet jest ta enigmatyczna męskość, czego od facetów oczekują dziewczyny, którym generalnie nie jest potrzebna żadna pomoc.

Dorastałam w przekonaniu, że najlepsze co się może wydarzyć między kobietą a mężczyzną to związek oparty na partnerstwie. Gdzie role nie są przydzielone odgórnie, uczymy się od siebie nawzajem i dzielimy umiejętnościami i obowiązkami.
Od kiedy jestem sama, nie odczułam specjalnie boleśnie braku faceta w domu. Owszem, raz rozpłakałam się nie mogąc odkręcić słoika z pomidorami, które były jedyną opcją obiadową. Odkręcenie weków bywa dla mnie trudniejsze, niż zdarcie starego parkietu czy położenie kafli na ścianie. Jakiś czas temu nie byłam też w stanie pozbyć się gołębiego gniazda z tarasu (wzrok gołębi był nie do zniesienia). Na tydzień zrezygnowałam z używania tej przestrzeni aż do odwiedzin kolegi, który rozwiązał problem za mnie. Kiedy opowiedziałam tacie o tych dwóch sytuacjach, podsumował: "No jasne, słoiki to SIŁA, natomiast usunięcie gniazda to ZABIJANIE". Czy to mają być przymioty definiujące faceta?

Reklama

Zaprosiłam do rozmowy dziewczyny, których życiową ambicją było posiąść wszelkie umiejętności, które pozwoliłyby im na niezależność. Niektóre z nich żyją w związkach, inne nie. Rodzą i wychowują dzieci, spełniają się zawodowo. Chciałam dowiedzieć się od silnych dziewczyn, jakie zadania w domu i życiu pozostawiają chłopakom, czego od nich oczekują i czy w relacjach dzielą się rolami według płci.

Sylwia Chutnik,
37 lat, pisarka, działaczka społeczna

Od ośmiu lat zajmuję się zawodowo pisaniem, od piętnastu jestem w związku, od trzynastu jestem matką. Natomiast od kiedy pamiętam jestem feministką, co oznacza dla mnie, że jestem samodzielną jednostką. Zależną od wielu spraw, bo nie ma tak lekko w życiu, ale starającą się żyć tak, jak chcę.
Wiążą się z tym takie ograniczenia jak pracoholizm, nadmiar wyzwań i bodźców oraz stres. Mimo wszystko sytuacja ta daje mi jedno: wolność.
Bycie niezależną, również finansowo, sprawia, że związek z facetem może być oparty na czymś więcej niż składce za czynsz.

Moją ambicją jest samowystarczalność, ale czasem padam na nos i ani jęknę, że trzeba mi pomóc. Stąd przekonanie, że życie z feministką jest rajem. Serio: taka laska zarobi na siebie, będzie zaradna, sprytna i pewna siebie i jeszcze się będzie cieszyła, że taka z niej Zosia Samosia. To duże wyzwanie dla faceta. Oczywiście, jeśli będzie chciał sobie porządzić, to go spotka srogie rozczarowanie, ciężko będzie mu się też wykazać. Macho szybko się wykończy przy takiej kobiecie. Pozostaje więc spuszczenie z tonu i współ-bycie.

Reklama

Koleżanka jechała kiedyś w pociągu z panią pracującą na wysokim stanowisku. Opowiadała pasażerom, że zarabia więcej od męża i dlatego musi raz na jakiś czas zrobić z siebie ofiarę - na przykład wylać kawę na obrus itp. Dając mu okazję, by mógł się wykazać, fuknąć, skrytykować. Otóż ja nie chcę na siebie wylewać kawy. Chcę natomiast nie mieć w domu rozmów o tym, co powinna zrobić kobieta, a co facet. W końcu skończyłam Gender Studies, gdzie nauczyłam się, że nie ma specjalnego chromosomu sprzątania czy otwierania słoików.

Facet feministki musi być ogarnięty i musi być dla niej partnerem na różnych poziomach: domowym, erotycznym, intelektualnym, działackim. Inaczej będzie zostawał w tyle. Zwyczajnie nie nadąży. W takiej sytuacji męskość widziałabym jako ratowanie nadmiernie aktywnej dziewczyny. Jako bycie z nią w sytuacjach, które mogą wpędzić ją w kierat wieloetatowości.


[ ](http://www.vice.com/pl/series/vice-guide-to-guys)

RAZEM Z AXE SPRAWDZAMY, KIM SĄ DZISIEJSI FACECI W RUBRYCE VICE GUIDE TO GUYS


Maria Kaniewska
43 lata, kucharka, mężatka, mama

Jestem kucharzem, wykonuję pracę, która wymaga siły fizycznej (ciężkie gary, 16-godzinne zmiany) i psychicznej (stres jest nieodłączną częścią tego zawodu). Przy okazji jestem też szefem – kieruję grupą ludzi, również facetami, co nie zawsze jest proste, bo testosteronowe wojny są kuchenną codziennością.

Rodzice byli wobec mnie i mojej siostry nadopiekuńczy, dlatego od 13 roku życia skrupulatnie planowałam wyprowadzkę z domu rodzinnego, a od 17 roku życia zaczęłam imać się różnych prac, żeby mieć na fajeczki, browarki oraz levisy 501. Działałam na tyle skutecznie, że mając 19 lat faktycznie się wyprowadziłam. Żaden z chłopców, z którymi byłam związana nie interesował się zajęciami powszechnie uważanymi za "męskie", szybko przyzwyczajali się, że sama sobie poradzę. Nie inaczej jest z moim mężem.

Reklama

Nienawidzę poczucia bycia zależnym od kogoś. Ale, oczywiście, są rzeczy, których nie umiem zrobić i potrzebuję, żeby ktoś mnie wyręczył. Mężowi zostawiam drobne przyjemności: wychodzenie z psami kiedy leje albo jest w chuj zimno, strategiczne decyzje w kwestii wyboru wina, zaopatrzenie gospodarstwa domowego czy wycieczki na szkolne zebrania (przecież lepiej dogada się z PANIAMI). Zostawiam mu rzeczy, które mnie koszmarnie nudzą, albo po prostu nie mam do nich cierpliwości.

W rodzinie ważne jest współuczestnictwo. Nie mam wygórowanych oczekiwań w stosunku do swojego partnera, ale czasami chciałabym odpuścić z samodzielnością. Nie chodzi o przysłowiowe wbijanie gwoździa, ale podejmowanie decyzji dotyczących wspólnego życia – podzielenie roli kierownika produkcji w rodzinie.

Helena Malewska
26 lat, publicystka, tłumaczka, "mizantropolog", singielka

Dzieliłam mieszkanie z kilkoma swoimi partnerami i w zasadzie do pomocy nigdy nie wzywałam kumpli ani sąsiada, bo pod ręką był chłopak. Ponieważ bardzo lubię bawić się w budowanie własnej twierdzy, zadania typu remont zostawiam dla siebie. Sama przemalowałam mieszkanie, rozkręcałam stare meble, niedawno zapisałam się nawet na kurs stolarki.

Partnerowi zazwyczaj zostawiam zadania, których sama mam dość, a które jemu się raczej nie przejadły: wieszanie firanek, mycie podłóg, zmienianie pościeli, obieranie ziemniaków i tym podobne. Jeden z nich powiedział, że moją największą motywacją do działania jest przekonanie, że on zrobi to źle. Wydaje mi się, że jest to problem, który dotyczy wielu kobiet. Żony i matki myśląc w ten sposób, pogłębiają stereotypowe role płci na polu obowiązków domowych.

Reklama

Zdarzają się momenty, kiedy zdecydowanie potrzebuję dzielnego rycerza, nie tylko do wieszania firanek. Na pewno przydaje mi się mężczyzna, kiedy jestem pijana – nie tak dawno porządnie zrobieni przedzieraliśmy się we trójkę przez ciemny las: w takich sytuacjach bardzo chętnie oddaję dowodzenie chłopakowi. Mimo że lubię pracę fizyczną, wykopanie z ogródka rzędu żywotników gęsto upstrzonych pajęczynami zostawiłam chłopakowi. Gdyby go nie było, to pewnie wzięłabym się w garść, założyła jakiś wielki, szczelny kombinezon i zdjęła pajęczyny z drzew, a następnie przystąpiła do kopania.

Najkrócej rzecz ujmując, chłopak potrzebny jest mi do przygód, pijaństwa, seksu i miłości. Nie widzę potrzeby definiowania męskości, lubię po prostu zaradność, jest to cecha pożądana w przypadku obu płci.

Sara Klos
25 lat, Project Manager, żyje w związku

Kilka dni temu podczas rozmowy telefonicznej z moją mamą, zdawałam relację z mojego życia emocjonalno-zawodowego. Po chwili głuchej ciszy usłyszałam: „Och Dziecko! Jak to dobrze, że jesteś taka jak twój ojciec… na szczęście nie wdałaś się we mnie!" Po chwili namysłu kochana mama rozwinęła swoją myśl: „No wiesz rybko, twój tata jest niewzruszony jak skała… O ile upada to od razu się podnosi". Faktycznie, kiedy w moim życiu pojawia się problem – wierzę w to, że musi znaleźć się rozwiązanie. Mam 25 lat i już wiem, że nikt za mnie nie podejmie działania, żeby doprowadzić sprawy do ładu.

Mój tata nie jest zbyt wylewny i skory do pochwał. Był i jest zwolennikiem metody: zrób to sam. Ciężko było mu zaimponować i nic nie wydawało się wystarczająco dobre. Teraz patrząc na to z perspektywy czasu i własnych osiągnięć wydaje mi się, że dzięki temu mam motywację do działania. Bardzo często wydaje mi się, że faceci w wieku od 18 do 50 lat zacięli się na etapie nastolatka. Może po prostu nadszedł moment w którym, po latach polowań, rządów, prowadzenia biznesów i wojen postanowili, że mają dość i oddali nam tytuł "głowy domu"?

Kiedyś myślałam, że to ja potrzebuję opiekuna, myśląc o tym dziś, wiem doskonale, że nie chodzi mi o finanse, kwestie mieszkaniowe, drobne naprawy w domu. Wszystko to bez problemu udźwignę sama. Po latach badania sprawy wiem, że od mężczyzny oczekuję głównie wiary i wsparcia. Wiary w to, że mogę zrobić i osiągnąć wszystko, o czym zamarzę. Wsparcia i motywowania, bym realizowała swoje ambicje i kreowała nowe.

Najgorszą zakałą są faceci zakompleksieni, nieustannie rywalizujący i negujący nasze ambicje i potrzebę dążenia do samorealizacji. Patrząc na moje relacje oraz na związki moich znajomych wydaje mi się, że to młode kobiety stały się tą przysłowiową "skałą".