Chciałbym być podrywany

FYI.

This story is over 5 years old.

VICE guide to guys x AXE

Chciałbym być podrywany

Mój sposób na podryw w zdecydowanie zbyt dużej mierze opiera się na urżnięciu się wpół drogi do Narnii, aż wszelkie inhibitory puszczają i jestem w stanie pokładać się na koleżankach, zwykle też podróżujących po krainie nieświadomki

Ilustracja Liebe

Jestem zupełnie do bani, jeśli chodzi o podbijanie do dziewczyn. Nie wynika to z tego, żebym był szczególnym brzydalem (klasyfikowałbym się jako przeciętniaka, porządne 6/10); umiarkowanie dbam też o stylówkę, staram się myć zęby dwa razy dziennie i można ze mną rozmawiać o ciekawych rzeczach (a przynajmniej lubię tak myśleć, być może jestem kompletnym nudziarzem). Jednak perspektywa zagadania do nieznajomej mnie paraliżuje.

Reklama

Widuję tych gości na parkietach. Podchodzą do tańczących kobiet, przystawiają się nachalnie, ocierają, obłapiają bez żadnej żenady, robią jakieś piruety. Czasem, kiedy lasce ewidentnie nie jest z tym okej, podchodzę i pytam, czy jej pomóc (kiedy powiedziałem o tym mojemu kumplowi-wrażliwcowi, okazało się, że robi podobnie – więc pewnie jest nas więcej). Ale czasem, chyba rzadziej, dziewczyny nie mają z tym problemu. Znikają potem z tymi kolesiami w toaletach, taksówkach i tym podobnych. Byłbym obłudnikiem, gdybym je za to oceniał. Jestem tylko trochę zdziwiony, że decydują się na romans z typem, który wcześniej tego wieczoru bezskutecznie podbijał w ten sam sposób do trzech innych dziewczyn. Ale może to po prostu wkurw, że ja zamawiam samotnego Ubera, żeby przez resztę wieczoru przewijać newsfeed.

Gdyby chodziło tylko o pewność siebie, sprawa byłaby prosta – a ja nie pisałbym tych słów, ponieważ nie zwykłem się nad sobą użalać. To nie to. To przede wszystkim strach przed byciem nachalnym. Kiedy jakiś czas temu poszedłem, by podejrzeć kurs uwodzenia, oprócz sugestii, by kompletnie nie interesować się drugą osobą, obrzydzała mnie tam właśnie nachalność – jakieś założenie, że w sytuacji podrywu powinienem zamieniać się w buraka.

Pewnie brzmi to trochę, jakbym był mięczakiem, który nie potrafi wykrzesać w sobie samca alfa i niczym pierwotny zabójca mamutów zaciągnąć samicy za włosy do jaskini. Ale nie chcę nim być – nie kosztem tego, że następnego dnia ona będzie opowiadać przyjaciółkom, że przystawiał się do niej jakiś napastliwy pajac, chociaż ona nie miała na to ochoty, i cały wieczór miała potem zjebany. No, ale kończy się na tym, że tańczę sam. Dziękuję współczesna muzyko, dziękuję punk rocku i techno, że za waszą sprawą tańczenie samemu wydaje się czymś zupełnie normalnym.

Reklama

RAZEM Z AXE SPRAWDZAMY, KIM SĄ DZISIEJSI FACECI W RUBRYCE VICE GUIDE TO GUYS


Ten strach przed nachalnością nie bierze się znikąd. Trudno mi zliczyć historie koleżanek, które opowiadały o zaczepkach na ulicy czy klepaniu po tyłku w tłumie na koncercie. To strach przed byciem oblechem. Strach przed byciem TYM gościem. Strach przed reprezentowaniem wszystkiego, co moje feministyczne bądź co bądź serduszko nienawidzi. Strach przed dokładaniem kamyczka do wielkiego stosu niedoli kobiet.

Wiem, że ta niedola to żaden wymysł. Czasem podrywają mnie geje – zupełnie nie kręci mnie seks z facetem i takie sytuacje wywołują u mnie spory dyskomfort. Zazwyczaj proste „nie" wystarczy – jednak wśród gejów, jak wśród każdej innej grupy (budowlańców, profesorów, didżejów, łysych, leworęcznych…) zdarzają się nachalne buraki, które nie potrafią trzymać łap przy sobie. W konfrontacji z takim celowo korzystam jedynie z metod, jakie ma do dyspozycji dziewczyna wobec nachalnego heteryka: słowa, ucieczka, przebywanie w towarzystwie znajomych. To daje mi namiastkę tego uczucia, z którym dziewczyny muszą żyć na co dzień. Namiastkę – bo w sytuacji realnego zagrożenia mógłbym zawsze powołać się na swoje metr dziewięćdziesiąt wzrostu.

Jasne, jest różnica między zagadaniem albo podbiciem na parkiecie a seksualną napaścią. Jednak wciąż czuję, że moja fizyczna i kulturowa przewaga wobec kobiet (to ja, mężczyzna, mam z jakiegoś powodu być aktywną, inicjującą, zdobywającą stroną) jest tak naprawdę słabością. Przecież mogę budzić lęk albo po prostu niechęć dziewczyn, które wyszły na miasto potańczyć, a ja tu się wpierdalam z oczekiwaniem, że ona ma ochotę na bliższy kontakt. Ta okropna świadomość towarzyszy mi cały czas. Tańcząc na parkiecie, potrafię przez pół godziny rozkminiać na zasadzie „Czy to będzie okej, jeśli podbiję?". Zdarzyło mi się to zrobić parę razy. Bezskutecznie, być może dlatego, że skupiłem się na dopytywaniu, czy przypadkiem nie jestem nachalnym oblechem.

Reklama

Oczywiście rozwiązaniem są używki. Alkohol, speed czy koks wspaniale zamieniają wrażliwych chłopaków w zbyt pewnych siebie dupków. Mój sposób na podryw w zdecydowanie zbyt dużej mierze opiera się na urżnięciu się wpół drogi do Narnii, aż wszelkie inhibitory puszczają i jestem w stanie pokładać się na koleżankach, zwykle też podróżujących po krainie nieświadomki. Wiem, że inni faceci, których rozpierając podobne co mnie rozterki, również topią je w kieliszku lub wciągają nosem (a, jest jeszcze marihuana, która wspaniale sprawia, że masz wyjebane na jakikolwiek podryw, ponieważ masz wyjebane na wszystko). Wątroba na razie to wytrzymuje.

Marzy mi się, żeby sytuacja wyglądała inaczej. Oczywiście fizycznych różnic się nie pozbędziemy, ale przecież kulturowa pozycja obydwu płci mogłaby być, choćby w podrywie, trochę bardziej wyrównana. Totalnie chciałbym być podrywany. Nie dlatego, że jestem leniwy albo mało pewny siebie, ale dlatego, że tylko stojąc na wyrównanych pozycjach można budować zdrowy, pozytywny stosunek z drugim człowiekiem (również poza sytuacjami męsko-damskimi, ale tym razem nie o tym). Nie chcę żadnego odwrócenia ról. Chcę tego, żeby obie strony miały takie same możliwości – żeby dziewczyny mogły podbijać do facetów bez narażenia się na krzywdzące łatki. Żeby to było wszystko trochę mniej opresyjne.


Polubmy się na Facebooku. Tutaj znajdziesz nasz nowy fanpage VICE Polska


Wiem, że niektórzy myślą podobnie i mają podobne problemy. Niektórzy próbują temu zaradzić. Czekam, aż do Polski trafi Bumble, aplikacja podobna do Tindera, w której po zmatchowaniu dwóch osób to kobieta ma wykonać pierwszy krok. To od razu ustawia relację na trochę bardziej wyrównanym poziomie i sprawia, że kontakt zaczyna się od tego, na czym jej zależy (ponieważ, tak właśnie, kobiety używają randkowych aplikacji z różnych powodów: niektóre szukają męża, niektóre kogoś, kogo mogłyby przeruchać). Czy to rozwiąże problemy nierówności w relacjach? Pewnie nie – ale być może będę mógł mniej pić.

A póki co: drogie dziewczyny, podrywajcie wrażliwych facetów, którzy nigdy nie zbiorą się na to, żeby do was podbić.