FYI.

This story is over 5 years old.

podróże

Rzeczy, których nie robiliście w wakacje, a warto

Subiektywne rady, jak sprawić, by te wakacje różniły się od twoich wszystkich poprzednich

Zapytaliśmy członków polskiej redakcji VICE o rzeczy, które warto zrobić podczas wakacji, by twój tegoroczny urlop różnił się od wszystkich poprzednich:

Wyjazd do Polski

Turystyka krajowa nie kojarzy się dobrze. Jak to w ogóle brzmi, turystyka krajowa? Jak coś, co leży gdzieś między trwałą ondulacją, wyrobem czekoladopodobnym i transmisją z posiedzeń sejmu na Dwójce – czyli rzeczami, które przypominają nam, że współczesność nie jest może zbyt fajna, ale w sumie przeszłość też zawsze nie była. Mimo wszystko, wypad na weekend do jakiejś lokalnej miejscówki może się okazać znacznie ciekawszy, niż all-inclusive w kurorcie z basenem albo wypad do którejś z europejskich stolic.

Maciek Piasecki z ziomkami w głębokiej Polsce. Fot. Ola Wiechnik

Reklama

Nie wymaga planowania (znajdź znajomych z samochodem, zróbcie zrzutkę na wachę i gotowe), pozwala trafić w odrobinę mniej zapełnioną amerykańskimi i rosyjskimi turystami okolicę, jest znacznie tańszy i pozwala ci zdobyć wakacyjne przeżycia trochę inne od tych, które przywożą ze sobą wszyscy wokół. Spróbuj cieszyć się małymi rzeczami i doceniać przaśność całego doświadczenia: żurek w chlebie, gównianą muzykę w knajpach, dziwne przydrożne szyldy, lokalne festyny. Przy odrobinie szczęścia trafisz na coś niezapomnianego – tak jak wtedy, kiedy wspięliśmy się w nocy na ruiny zamku gdzieś pod Częstochową, żeby opowiadać sobie czerstwe historie o duchach, świecąc sobie w japy latarkami z telefonów. Brzmi głupio? Po to są wakacje.

- Maciek Piasecki

Wyjazd z Polski (poza turystyczny szlak)

„Ilekroć wyjeżdżam do nowego miejsca, pierwszą rzeczą, jaką robię zaraz po zostawieniu w hotelu bagaży, to wychodzę na miasto i jeżeli przewodnik turystyczny mówi mi, że mam iść w prawo, ja skręcam w przeciwną stronę" — stwierdził podstarzały punkowiec Henry Rollins, dzieląc się z publicznością swoimi życiowymi anegdotami, podczas jednego ze swoich występów. Jakkolwiek dla niektórych te mądrości brzmią banalnie, tak trywialność brawury, jaką podszyta jest powyższa wypowiedź, nabiera zupełnie nowego znaczenia, w zestawieniu z wydeptanymi przez turystów ścieżkami, które w wakacyjnym okresie zaczynają bardziej przypominać mrówcze trasy. Oczywiście znajdą się pewnie i pasjonaci przygotowanych specjalnie na ich przyjazd deptaków lub stali bywalcy hotelowych basenów i plażowicze, chroniący swych prozaicznie wzniesionych fortec z piasku i kawałków kolorowych szmat. Osobiście uważam jednak, że tylko oddalenie się od wycieczki może dać szansę na prawdziwe poznanie kultury i charakteru miejsca, które odwiedzamy. Z dala od głównych ulic najedz się do syta w miejscowej knajpie, która nie będzie typową sieciówką — by zaraz trafić na ukryty między budynkami bazar książek oraz płyt CD, gdzie kupisz sobie pamiątki, których na próżno szukać w sklepie dla turystów. Poznawaj obce miasta, zostaw mapę w domu, pytaj ludzi o drogę i ucz się ich języka oraz zachowań. Stosuj tę zasadę DIY tak samo za granicą, jak i w Polsce, którą tak bardzo ukochał sobie Maciek.

- Paweł Mączewski

Reklama

Paweł tym razem wyjatkowo też wyruszył w Polskę, szuka pamiątek na miejscowym bazarze i uczy się kultury miejsca. Zdjęcie Agata Orłowska.

Wyjazd pod namiot

Zdjęcie: Flick/oskar karlin

Cena, czasem pięciokrotnie mniejsza od kosztów wynajmu mieszkania. Mobilność, którą zapewni ci tylko kilka kawałków brezentu. Wodoodporność gwarantowana przez cienką warstwę poliuretanu. Do zalet dorzućmy też prostą instrukcję obsługi, chociaż w hotelu nic nie musiałbyś składać samemu (oprócz karnisza po tym, jak twój znajomy spadnie na ziemię wtulony w zasłony i swoje ostatnie pół litra). Wyjazd pod namiot nie wydaje się najgorszym pomysłem, a czasem gwarantuje ciekawych sąsiadów i trochę niezwykłych przeżyć. Mimo to są tacy, którzy nie wybraliby się na tam nawet, gdybyś im za to zapłacił. Dlaczego?

„Bo ukradną mi tablet i laptopa"

Faktycznie, nie każde pole namiotowe wydaje się warte swojej często i tak niskiej ceny, znajdą się też ludzie, dla których kilka spędzonych tam dni to idiotyzm. Z drugiej jednak strony, czy naprawdę chcesz zabierać ze sobą sprzęt, przy którym spędzasz resztę roku? Wakacje, pfff.

„Bo będzie zimno i pogryzą mnie komary"

Hej, możecie być pewni, że znacznie prędzej namiot stanie się waszą prywatną sauną, niż igloo — no, chyba że swój trip planujecie w zimę. Wtedy trzeba się do siebie mocno przytulać, czemu też sprzyja stosunkowo (he he) niewielka przestrzeń w środku. No i wtedy też nie ma komarów. A tak w ogóle, to wiecie, że są środki odstraszające owady, prawda?

„Bo namiot to nie wypoczynek"

Kiedy spytałam o kwestie wakacyjnego komfortu Agnieszkę, dlaczego jeszcze nigdy nie spała pod namiotem, odpowiedziała: „Rodzice starali się zawsze zapewnić jak najlepsze warunki swoim dzieciom — stąd jakieś przekonanie, że odpoczynek oznacza hotel, plażę i all inclusive. Nigdy nie przychodziły im na myśl podróże samochodem, z namiotem, bagażnikiem wypchanym po brzegi, dwójką dzieci i patelnią, która wypada z auta przy każdej kontroli celnej. Nie dlatego, że to zbyt plebejskie, po prostu dla pracujących rodziców jechanie samochodem w trasę, która składała się z kilkuset kilometrów i przyrządzania jedzenia na polu namiotowym nie byłoby odpoczynkiem — a przecież o ten odpoczynek najbardziej chodzi". To teraz jeszcze zastanówcie się, czy bliżej wam do survivalowej przygody, czy rodziców Agnieszki, ale niezależnie od odpowiedzi i tak lepiej spakować ten szprej na komary.

Reklama

- Anna Juszczyk

Wyjazd na grilla (rozpalanie ogniska)

Już w czasach, gdy fizjonomie naszych przodków miały więcej z małpiego pyska niż z twarzy współczesnego człowieka, ogień cieszył się wielkim poważaniem. Pod przykryciem oprawionych, zwierzęcych skór, mężczyźni wracali do jaskini z upolowaną zwierzyną. Następnie cała rodzina pochylała się nad zdobyczą, porcjując ją kamiennymi pięściakami. Brzuchy burczałyby w niezadowoleniu wobec smaku surowego mięsa, gdyby nie gorące płomienie ogniska.

Zdjęcie: Flickr/AK Rockefeller

Chociaż umiejętność wzniecania ognia służy człowiekowi już od zamierzchłych czasów – Łukasz nie lubi siedzieć blisko ogniska. Grill także nie jest mu miły. W jego kratkach widzi fraktalne rozwinięcia palących, metalowych widełek, którymi kiedyś, zniecierpliwiony oczekiwaniem na posiłek, oparzył sobie język. Uraz pozostał. Przez to ani razu w swoim życiu nie rozpalił samodzielnie, ani ogniska, ani grilla. Mimo wszystko nigdy by nie zrezygnował ze sposobności skonsumowania idealnie przypieczonej kiełbasy, której przyrządzenie zostawia w rękach swojej dziewczyny Gosi. Jakkolwiek jej nie przeszkadza wrażliwość Łukasza, warto pamiętać, że umiejętność poskromienia jednego z żywiołów także potrafi rozpalić dziewczyny do czerwoności.

- Melchior Sędzimir

Wyjazd na własną rękę

Wizja wakacyjnych wojaży trzyma człowieka przy życiu w długie zimowe wieczory. Sycylia lub może jakaś grecka wyspa albo długie godziny coffee shopie w Amsterdamie… Przy piętrzących się planach, ostatecznie ciężko zdecydować, co wybrać. Pojawia się szalona myśl — dlaczego nie wszystko?

Zorganizować szalony trip po Europie z plecakiem i dychą w portfelu. Jechać stopem, spanie znaleźć na couch surfingu, a za obiad pozmywać naczynia w knajpie. Brzmi jak pomysł idealny — tanio i światowo — bo w końcu żyje się tylko raz!

To nie jest Ana. Źródło: wikipedia/Roger McLassus

Takie pomysły rodzą się z nadmiaru filmów nurtu europejskiego kina niezależnego. Wszędzie ładni ludzie i zabawa bez zobowiązań. W rzeczywistości poza ekranem może nie być tak prosto. Sama planowałam takie szaleństwa już trzy razy. Jeśli w planowaniu jesteś super — uprzedzam, w tym wypadku może być to bardziej przeszkodą niż atutem. Wszyscy słyszeliśmy legendy o złowieszczo milczących kierowcach, wożących siekiery na tylnym siedzeniu samochodu i „amantów", którzy liczą na to, że kilometrówkę pasażer rozliczy w naturze na przydrożnym postoju. Trzeba tylko pamiętać, że przecież w legendach kryje się jedynie ziarno prawdy.

Za opieszałość w spełnieniu zachcianki szalonej letniej przygody stopem można winić moje wielkomiejskie wygodnictwo albo przyzwyczajenie do posiadania względnej kontroli nad tym, gdzie i kiedy się wyląduje. Awersja do dłuższych podróży samochodem, nawet tych, gdzie za kierownicą siedzi osoba, której nie trzeba dopytywać o nazwisko i modlić się, żeby nie postanowiła wyrzucić nas pędzącego auta na środku autostrady, może wynikać z traumy dziecięcej choroby lokomocyjnej, z której nie leczył nawet słodki smak Cocculine, a wspomagał swąd benzyny na stacji benzynowej. Ale warto pamiętać, że najlepsze wspomnienia rodzą się z robienia rzeczy, których nigdy byśmy się po sobie nie spodziewali. Jeszcze jest chwila, żeby wyruszyć w Podróż za jeden uśmiech.

- Ana Zalewska