Deskorolką tylko po ścieżce rowerowej i nie szybciej niż 25 km/h. Ministerstwo chce zaostrzyć prawo

FYI.

This story is over 5 years old.

komentarz

Deskorolką tylko po ścieżce rowerowej i nie szybciej niż 25 km/h. Ministerstwo chce zaostrzyć prawo

Taka nowelizacja zdecydowanie stymuluje wyobraźnię. Co z oświetleniem? Czy powstanie firma produkująca migacze? Czy dzieci ze szkółek deskorolki będą poruszać się po wyznaczonej drodze wraz z pędzącymi rowerami?

Na zdjęciu autor tekstu, Łódź 1996 rok.  Fot. Jakub Stępień

Kiedy całkiem niedawno jechałem na desce po swojej ulicy, nie wszystkim podobało się moje spokojne rolowanie przy prawej krawędzi jezdni. Ktoś zatrąbił więc, nie patrząc za siebie, w odpowiedzi posłałem soczyste „fuck you". Przy skrzyżowaniu zostałem dosłownie zepchnięty na bok. Adrenalina w górę. Deska w rękę. Zobaczyłem wyskakującego gościa z auta z czymś przypominającym maczetę. Na szczęście albo nieszczęście obok przejeżdżała Straż Miejska. Kazali mi zejść na chodnik, chociaż krzyczałem, aby sprawdzili, co trzymał w ręku właściciel odjeżdżającego z piskiem auta. Oczywiście wszystkie mijające mnie pojazdy przez następnych kilka minut trąbiły groźnie. W tle do aktualnych wydarzeń – skręcających samochodów w kolumnę aut rządowych i zamulania w mediach o tym, kto ma pierwszeństwo i kto ma immunitet w ruchu drogowym – na tapetę wszedł temat, który dotyczy bezpośrednio mnie, jak i co najmniej dwudziestu tysięcy osób w tym kraju. Tym razem banda urzędasów (pochodząca z pokolenia, dla którego deskorolka jest jedynie zabawką dla świrów i ćpunów), próbuje usystematyzować coś, o czym nie ma pojęcia. Pal sześć czy należysz do frakcji uważającej obecny rząd za bandę upośledzonych debili, czy jesteś zwolennikiem „dobrej zmiany", jednak projekt nowelizacji Ministerstwa Infrastruktury i Budownictwa do ustawy „Prawo o ruchu drogowym" można przyrównać do gołych dzieci we mgle biegających zimą po autostradzie.  Chodzi o próbę wprowadzenia definicji „urządzenia transportu osobistego" oraz o wymuszenie poruszania się jedynie po ścieżkach rowerowych. Według nowelizacji to „urządzenie do poruszania się pieszych napędzane siłą mięśni lub za pomocą silnika elektrycznego, którego konstrukcja ogranicza prędkość jazdy do 25 km/h, o szerokości do 90 cm w ruchu", czyli za jazdę na deskorolce powyżej 25 km/h to mandacik? Praktycznie każdy, kto potrafi jeździć na desce, dobrze wie, że dosłownie kilka odepchnięć powoduje przekroczenie magicznej prędkości dopuszczalnej. Przepraszam, ale kto to wymyślił? To nawet nie jest temat do dyskusji. To bubel prawny. Żart stworzony przez… no właśnie, przez kogo?

Łódź Centrum. 1996 rok. Fot: Jakub Stępień

Taka nowelizacja zdecydowanie stymuluje wyobraźnię. Co z oświetleniem? Czy powstanie firma produkująca migacze? Czy ośmioletnie lub dziesięcioletnie dzieci z powstających, jak grzyby po deszczu szkółek deskorolki będą poruszać się po wyznaczonej drodze wraz z pędzącymi rowerami? Pytań natury praktycznej jest dużo. Pomijam już fakt wrzucenia deskorolki, wrotek, rolek czy segwayów do jednego worka.

Wracam teraz myślami do czasów, kiedy było o wiele mniej regulacji. Rok 1991. Koncerty punkowe w Łodzi z serii „Wunderwave". Po otwarciu granic młodzież chłonąca wszystkie rodzaje zbuntowanej muzyki, obojętnie czy grał Extreme Noise Terror, Fugazi. Mydło i powidło. Koncerty na osiedlu studenckim. W imię buntu i dobrego stylu wszyscy skejci ubrani w szkockie spódniczki i czapki zimowe. Skate Gang. Przed imprezą leży kosz na śmieci na środku ulicy. Ktoś próbuje go przeskoczyć. Policja strzeże porządku, więc kilkanaście minut później fanatycy deskorolki lądują w Nysce. Samochód jednak zostaje zatrzymany przez tłum sympatyków muzyki alternatywnej. Riot begins. Zabawy w ganianego z prewencją, bynajmniej nie za przekroczenie 25 km/h. Rapowy 1996. Środek tygodnia, wieczór. Jeździmy na schodku, wejściu do sklepu, gdzieś na Piotrkowskiej. Trzy patrole Straży Miejskiej na pięciu przestraszonych dzieciaków. Moja deskorolka została zarekwirowana. Na mandacie w miejscu, gdzie powinien być numer rejestracyjny pojazdu, niedbale napisane: „deska ze złotymi ośkami". W filmie Easy Rider tylko Jack Nicolson ma kask.

Może czas już usystematyzować wolne ptaki? Może dobrze byłoby kontrolować liczbę wdechów i wydechów? Przecież jak czytasz ten tekst, jeden z obiektywów może właśnie Cię nagrywa? George Orwell zakrztusił się, pijąc brudzia z Philipem K. Dickiem.