Polskie gwiazdy e-sportu: za kulisami gamingowego turnieju z Virtus.pro

FYI.

This story is over 5 years old.

gry

Polskie gwiazdy e-sportu: za kulisami gamingowego turnieju z Virtus.pro

„Wtedy na turniejach się wygrywało myszkę i klawiaturę. Nikt nie wiedział, w co przerodzi się e-sport. Traktowano mnie jako nieroba, chciano wysłać na odwyk, sugerowano bym rozwijał się w innym kierunku" – tłumaczy pashaBiceps, zawodnik polskiej drużyny

Powyżej: pashaBiceps pozuje z fanami. Wszystkie zdjęcia: Piotr Pytel

„Najgorsze, co możesz napisać o e-sporcie, to porównać go z tradycyjnym sportem" – mówi mi TaZ, kapitan zespołu Virtus.pro, jednej z najlepszych drużyn Counter Strike: Global Offensive (CS:GO) na świecie. Porównania nasuwają się jednak same: e-sport ma swoje wielkie turnieje i ligi, rzesze kibiców, gwiazdy, pięciocyfrowe nagrody dla najlepszych drużyn, poważnych sponsorów. Od niedawna cieszy się też zainteresowaniem wielkiego biznesu: choć zespół TaZa składa sie z samych Polaków, należy do e-sportowego kombinatu z Rosji, który pod koniec 2015 r. otrzymał finansowy zastrzyk od miliardera Uliszera Usmanowa, górniczego potentata, współwłaściciela m.in. Arsenalu Londyn oraz Facebooka. Inwestycja rosyjskiego oligarchy opiewała na 100 milionów dolarów.

Reklama

Neo i Snax przed meczem z Cloud9

Przynależność do rosyjskiej grupy, która oprócz graczy CS:GO skupia też drużyny DOTA2, League of Legends i blizzardowskiej karcianki Hearthstone, rodzi czasem wątpliwości polskich fanów: „Czy pomimo faktu, iż [drużyna] składa się z 5 polskich graczy, reprezentują oni Polskę, czy rosyjską organizację zwaną Virtus.Pro, zatem idąc tym tropem, reprezentują Rosję?" – pyta użytkownik Byczek na forum Steam Community w jednym z licznych wątków poświęconych drużynie.

Virtus.pro odbierają puchar za pierwsze miejsce w turnieju Dreamhack

„Gramy dla Rosji, mamy rosyjskiego menadżera, ale od dawna czujemy się reprezentacją Polski. Virtus.pro to najlepsza organizacja, z jaką pracowaliśmy i – chociaż zupełnie inaczej byłoby grać w polskiej drużynie – to jest nam dobrze z Rosjanami. Rosja jako kraj ma swoje dobre i złe strony – tak jak Polska" – mówi mi pashaBiceps [pisownia wszystkich aliasów oryginalna], jeden z pięciu zawodników Virtusa. „W Polsce dwukrotnie zostaliśmy oszukani, później w Niemczech – a od Rosjan od wielu lat możemy liczyć tylko na wsparcie" – dodaje.

Nie tylko o grach. Polub fanpage VICE Polska i bądź na bieżąco

Z ponad 330 tys. obserwatorów na Instagramie, pasha stanowi największą gwiazdę swojej drużyny, a niewykluczone, że e-sportu w ogóle. Kiedy po zwycięskiej rozgrywce zespół schodzi ze sceny, to do niego w pierwszej kolejności biegną rozgorączkowani fani, w ekstazie przypominającej miłośników Bitelsów w latach 60. (albo… dzisiejszych gwiazd futbolu). NEO, byali i Snax, trzech pozostałych zawodników, przemykają bokiem, kiedy TaZ i pasha przez dobrych kilkanaście minut pozują do zdjęć z kibicami w oficjalnych bejsbolówkach i tiszertach drużyny. „Czasem jest mi głupio, bo chciałbym, żebyśmy się tym dzielili – to w końcu nasi fani. Ale w każdym sporcie są jacyś idole i, niestety, padło na mnie. Często po przegranym meczu chciałoby się zejść ze sceny jak najszybciej, żeby wszystko sobie przemyśleć. Ale jesteśmy lojalni wobec naszych oddanych fanów. Oni kibicują całym sercem" – mówi pasha.

Reklama

Fani pashy

To zaangażowanie widać gołym okiem przed meczami Virtusa na turnieju Dreamhack w Bukareszcie: na długo przed rozpoczęciem rozgrywek grupa fanów przygląda się z trybun, jak zawodnicy przygotowują komputery pod swoje ustawienia (profesjonalni gamerzy przywożą na turnieje własny sprzęt, a prawdopodobieństwo zgubienia bagażu w podróży może – jak mówi pasha – zaważyć o zwycięstwie). Każdy z e-sportowców do walki szykuje się na swój sposób: NEO w skupieniu analizuje taktyki przeciwników, oglądając nagrania z YouTube'a, TaZ skroluje śmieszne filmy z Instagrama,  byali czatuje z kimś na Messengerze, a Snax oferuje mi towarzyski mecz w Fifę. Przegrywam 0:1 – co traktuję jako sukces, widząc jak w ciągu kolejnych Virtusi rozgramiają największe gwiazdy e-sportu w drodze po kolejny puchar w swojej karierze.

TaZ robi selfie z jednym z kibiców

CS-owa drużyna Virtus.pro to dziś najbardziej doświadczony e-sportowy zespół na świecie. „Wiele osób, które zaczynały razem z nami, wybrało inne ścieżki kariery" – opowiada TaZ. Oni sami mieli trudne momenty, kiedy żyli – jak mówią – „od wygranej do wygranej", zarabiając 500-1000 zł miesięcznie (dziś za zwycięstwa w turniejach zdarza im się inkasować dla drużyny setki tysięcy dolarów). „W ciężkiej sytuacji życiowej nie można sobie pozwolić na siedzenie przed komputerem i trening. Zostaliśmy przez to dobrze wychowani" – mówi TaZ. „Wiemy, jak cenne są te pieniądze. Od czasu, kiedy stawki za wygrane poszybowały w górę ok. 2 lat temu, dzieciaki w wieku 15-20 lat po kilku zwycięstwach przestają szanować cokolwiek w swoim otoczeniu".

Reklama

Fani Virtusa starają się o autograf

Zespół z weterańską rezerwą odnosi do młodych gwiazd e-sportu. „W grze zespołowej nie możesz być samolubem – mówi pasha". My wszyscy też na pewnym etapie byliśmy samolubami. Do tego trzeba dorosnąć. Nastolatkowie trenujący 4 razy więcej od nas, nawet jeśli pokonują nas grając z domu, gdzie mama poda im obiad, nie wytrzymują występu przed kilkunastoma tysiącami kibiców, gdy w grę wchodzą pieniądze. My mamy to za sobą" – mówi. „Skilla możesz sobie wyrobić, a dobrego gracza poznaje się po jego zachowaniu: pomaganiu innym i komunikacji". pasha sukcesu swojej drużyny upatruje w tym, że potrafią „trzymać się razem". „Pięciu gości, każdy ma inny charakter, przeżywamy razem sukcesy i porażki. Inne drużyny po dwóch turniejowych zwycięstwach nie potrafią się odnaleźć, gdy zaczynają przegrywać. A to jest jak bycie w związku – kiedy pracujesz w zespole, musisz zobaczyć, jak czuje się twój kolega, bierzesz go na plecy jeśli ma gorszy dzień. Umiejętności społeczne przekładają się na gry zespołowe – i w drugą stronę".

Kibice na turnieju

pasha nie przystaje do stereotypu hardcore'owego gracza, zgarbionego przed komputerem w ciemnym pomieszczeniu. Wśród jego zdjęć dominują sceny, w których z dumą eksponuje biceps albo wyciska na siłowni. Chociaż uważa, że rozwój fizyczny nie jest najistotniejszy dla profesjonalnego zawodnika, to marzy mu się stworzenie szkoły dla przyszłych gamerów, w której tradycyjny sport byłby łączony z przygotowaniem e-sportowym. „Kto wie? Chyba najlepiej wiemy, jak poprowadzić graczy na szczyt. Dziś takie szkoły zakładają ludzie, którzy nigdy nie byli na żadnym międzynarodowym turnieju. Jestem pewien, że w jeden dzień mielibyśmy komplet zapisów. W e-sporcie każdy wie, co to Virtus.pro" – mówi z niebezpodstawną dumą.

Reklama

Snax szykuje się do gry

Widać, że jak każdy profesjonalny sportowiec, pasha snuje plany na życie po turniejowej karierze. W konwencjonalnych sportach średni wiek, w którym zawodowcy idą na emeryturę, to ok. 33 lata – urodzony w 1988 r. pasha miałby w takim razie jeszcze pół dekady grania przed sobą. Sęk w tym, że przed Virtusem żaden wielki zespół nie miał podobnego stażu w świecie e-sportu. „Jesteśmy najstarsi" – mówi TaZ, 30-latek. Chłopaki nie mają jednak wątpliwości, że w e-sportowym biznesie pojawią się niedługo nowe możliwości dla graczy odchodzących z zawodowstwa, analogiczne do tych, które narodziły się w świecie tradycyjnych sportów – jednym z nich jest powstała niedawno funkcja trenera drużyny (aktualnie, mimo protestów fanów, niedozwolona przez firmę Valve, wydawcę CS:GO). A kiedy e-sport na dobre wejdzie do telewizji – a takie przymiarki już trwają, choćby w formie transmisji ligi ELEAGUE – posypią się kontrakty reklamowe i więcej poważnych inwestorów, takich jak Usmanow.

„Obok meczów Ligi Mistrzów, powiedzmy drużyn Manchester United kontra Manchester City, będziemy wkrótce widzieć zmagania ich zespołów e-sportowych" – przewidują czempioni Counter-Strike'a. Jednocześnie cieszą się, że dla wielu młodych graczy mogą stanowić wzór do naśladowania. „Chcemy pokazać rodzicom, że kiedy zapytają dziecko, jak długo będzie trwała jego kariera, on będzie mógł im pokazać zawodników Virtus.pro, którzy grali przez 20 lat. Chcemy, żeby traktowali to jako prawdziwą ścieżkę kariery" – mówi pasha, który sam dla gamingu zrezygnował ze studiów, czego absolutnie nie żałuje. „Wtedy na turniejach się wygrywało myszkę i klawiaturę. Nikt nie wiedział, w co przerodzi się e-sport. Traktowano mnie jako nieroba, chciano wysłać na odwyk, sugerowano bym rozwijał się w innym kierunku". Wtedy się nie poddał się – i nie zamierza poddawać w przyszłości. „Niektórzy mówili po kilku wpadkach, że już się skończyliśmy, że już nic nie wygramy. A to się najbardziej liczy: że cały czas potrafimy wygrywać".

Obserwuj Maćka na Facebooku, Twitterze i Instagramie