Słynny ksiądz-nacjonalista w moim samochodzie

FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Słynny ksiądz-nacjonalista w moim samochodzie

Proponując przejazd na BlaBlaCar nigdy nie wiesz, kto zostanie twoim pasażerem. Może to być dosłownie każdy. Nawet radykalny ksiądz-narodowiec

Proponując przejazd na BlaBlaCar nigdy nie wiesz, kto zostanie twoim pasażerem. Może to być dosłownie każdy. Nawet radykalny ksiądz-narodowiec.

Justyna H. (lat 25) zainicjowała chęć podróży na ledwie 30 minut przed wyjazdem. Zadzwoniła minutę później. „Czy zabierze pan dwie osoby?". Bez problemu, tylko poczekajcie aż zjem obiad. Czekali przy dworcu głównym PKP Wrocław, na swój sposób zaniepokojeni. Jakby bardzo im się spieszyło. Kobieta – młoda, raczej blada, w farbowanych włosach, ubrana na czarno, dość elegancko. Bez bagażu. Mężczyzna – względnie wysoki, blondyn, dżinsy i czarna bluza z małym godłem na piersi – gdzieś ją już widziałem. „Cześć, Jacek jestem. Nie martw się, że czekaliśmy, kierowca musi być najedzony".

Reklama

Kiedy wysiedliśmy na stacji, dostrzegłem wytarty już „gotycki" napis OJCZYZNA na plecach jego bluzy. Niezwykle mili i grzeczni. Kulturalni, wychowani, nawet uczynni. Gdy na stacji brakowało mleka do kawy, kupili w kartonie, sugerując, abyśmy razem z moją partnerką bez skrępowania korzystali. Nie zadawali niewygodnych pytań, nie próbowali w denerwujący sposób się z nami zaprzyjaźniać (co się zdarza w BlaBlaCarze). Nie pytali, po co jedziemy do Warszawy. Byli potencjalnie najlepszymi pasażerami, jakich kiedykolwiek wiozłem.

Byli potencjalnie najlepszymi pasażerami, jakich kiedykolwiek wiozłem

Coś jednak nie dawało mi spokoju. Oboje wyglądali znajomo, szczególnie on. Minęło blisko 100 kilometrów, kiedy zdałem sobie sprawę, że mój pasażer to ks. Jacek Międlar – kapłan, który otrzymał od zakonnych przełożonych zakaz publicznych wystąpień ze względu na popieranie „ruchów skrajnie nacjonalistycznych" . O tym, że towarzyszką jego podróży była Justyna Helcyk, znana jako główny przedstawiciel ONR-u we Wrocławiu, dowiedziałem się dopiero gdy wysiadali przy siedzibie TVP na Woronicza w Warszawie.

Nieskazitelna kultura osobista kapelana narodowców i aktywistki ONRu nie była jednak tym, co zaskoczyło mnie w trakcie podróży najbardziej – tego oczywiście można się było spodziewać po postawie medialnej prawicy, choć zachowanie takie w przestrzeni zupełnie prywatnej, gdzie nie dostrzegają ich obiektywy, było mimo wszystko pozytywnie zaskakujące. Niemniej najbardziej uderzająca była ich zupełna autentyczność: szczerość poglądów, które prezentują w postulatach i hasłach wygłaszanych przez nich w mediach i w trakcie marszów, przekładała się na prywatne rozmowy na tylnym siedzeniu mojego samochodu.

Reklama

„Oni wiedzą, że my mamy rację, że nasza postawa jest racjonalna i słuszna", mówił bez skrępowania

Pozostawiłem ich samym sobie, kiedy ustali – jak się okazało – strategię do występu Justyny w programie Studio Polska, realizowanym tego dnia pierwszy raz przez TVP Info. Potraktowałem tę sytuację jako okazję, by zrozumieć choć odrobinę sposób myślenia polskich nacjonalistów.

Zaskoczyło mnie, że nie odkryłem w tym żadnej głębi. Ze słów Międlara wynika, że polscy nacjonaliści szczerze i prawdziwie wierzą, iż niechęć środowisk liberalnych i lewicowych do ich poglądów to tylko niezrozumienie albo enigmatyczny strach przed utratą wpływów. „Oni wiedzą, że my mamy rację, że nasza postawa jest racjonalna i słuszna", mówił bez skrępowania. A ja czułem, jak rośnie we mnie przerażenie, że oni są tacy naprawdę.

Z drugiej strony byłem rozbawiony. Ustalanie strategii do programu opierało się bowiem na przewidzeniu potencjalnym pytań: dość obcesowych i, chciałoby się rzec, zwyczajnych. Pytań, które niczego nowego do dyskusji o imigrantach – a ich miała dotyczyć rozmowa w studiu TVP – wnieść nie mogły. Międlar i Helcyk nastawiali się jednak bojowo. Brali pod uwagę każdy możliwy scenariusz, łącznie z tym, że do programu przybędą polityczni notable – z ich perspektywy najchętniej ze znienawidzonego, postpeerelowskiego SLD.

Chcąc nieco uspokoić własne rozdrażnienie, a wzmocnić rozbawienie, zdecydowaliśmy z moją partnerką delikatnie ich prowokować: czy to rozmawiając o ślubie cywilnym, czy puszczając piosenkę Dawida Podsiadło o tolerancji, czy chwilę później Take me to Church autorstwa Hoziera, która z wiary w dużym stopniu kpi. Pozostali niewzruszeni. Nie ruszały ich nawet cytaty z Jana Pawła II, będące jawnym sarkazmem wobec prawdopodobnie istotnego dla nich autorytetu. Wciąż mówili o „wszechobecnych żydach", ludziach „jak Biedroń", „rurkowcach" i innych członkach „republiki okrągłego stołu".

Reklama

Dla prawaka i lewaka. Polub fanpage VICE Polska, żeby być z nami na bieżąco


Ostatnią próbę podjąłem, gdy Międlar zapytał, czy minęliśmy już pewien dyskont, chcąc poznać odległość jaka dzieli nas od celu. Z prywatnych zwierzeń po alkoholu wiedziałem, że właściciel dyskontów to kapitalista, który w latach 90.dorobił się majątku dzięki pracy w Służbie Bezpieczeństwa, która rzekomo dawała mu dużo przyjemności. Międlar odpowiedział: „No tak. Trzeba skurwysynów wysłać na śmietnik historii. Prawda?". To „Prawda?" powtórzył jeszcze przynajmniej trzy razy, by usłyszeć ode mnie aprobatę swoich poglądów. Odpowiedziałem, że niektórych tak, podkreślając „niektórych". Nie zareagował.

Przez dużą część podróży zdawali się milczeć. W pewnym momencie zorientowałem się, że Justyna uczy się odpowiedzi, a Jacek wyszukuje cytaty, które mogłyby jej pomóc. Cytaty z siebie samego. Choć pozornie zabawne, tylko utwierdziło mnie to w przekonaniu, że ks. Jacek Międlar doskonale zdaje sobie sprawę ze swojego oratorskiego talentu. Talentu, który i ja dostrzegłem: jeszcze przed poznaniem uważałem go za postać, niestety, wyjątkową. Młody, energiczny ksiądz był w stanie zjednać sobie dziesiątki młodych dusz, mówiąc im, że mają rację.

Ksiądz z satysfakcją powtarzał słowo „zwyrole", na co jego towarzyszka uznała, że takie sformułowanie może być negatywnie odebrane

Pytanie, czy tą charyzmą i miłym (sic!) usposobieniem jest w stanie zjednać sobie jeszcze więcej młodych, z czasem starszych, w końcu klasę średnią – tak jak zjednał je sobie przed laty gdański stoczniowiec Lech Wałęsa. A budulec jest – bo słowa, które narodowcy wypowiadają i poglądy, które chcą szerzyć, wciąż są głęboko zakorzenione w umysłach wielu Polaków: zarówno antysemityzm, jak i niechęć do muzułmańskich uchodźców, nazywanych „zwyrolami, którzy gwałcić będą nasze, polskie kobiety" (ksiądz z satysfakcją powtarzał słowo „zwyrole", na co jego towarzyszka uznała, że takie sformułowanie może być negatywnie odebrane).

Przez całą podróż myślałem o tym, że lekceważenie i marginalizowanie ich postaw to ogromny błąd. Przedstawiane przez nich poglądy, z tytułu głębokiego przekonania o ich słuszności, mogą być pewnego dnia implementowane do naszej rzeczywistości politycznej. Dziś lekceważymy ich, widząc sondażowe 2% – tak jak przez lata tzw. opinia publiczna lekceważyła Front Narodowy we Francji (partię, która dziś ma szansę zdobyć władzę w kraju będącym przecież kolebką współczesnej demokracji, symbolem tolerancji i wolności). Bagatelizujemy w sposób podobny do tego, jak sprzed 90 laty niemiecka struktura polityczna bagatelizowała osobę Hitlera i NSDAP. To mocne słowa, ale momentami tak się właśnie czułem. Jakbym te cztery godziny w samochodzie spędził z Adolfem.

W Polsce Ruch Narodowy odpowiada na potrzeby tych, którzy na transformacji wyszli najgorzej. Mówi – a nawet krzyczy z ołtarza poprzez Jacka Międlara – językiem ulicy i często sugeruje rozwiązania, które na zachodzie stosuje demokratyczna lewica, postulując dbałość o mieszkańców zaniedbanych kamienic czy regulację rynku pracy. Najważniejsze jest jednak to, że wskazuje odpowiedzialnych za zły stan. Może z wypiętą piersią mówić, że z obecną sytuacją nie miał nic wspólnego, że to nie były ich decyzje. Że winni są „oni". Liberalni i lewicowi, demokraci. Że Polska byłaby dzisiaj inna, gdyby dopuszczono narodowców do głosu.

Ja w całej tej sytuacji mogłem się zachować tylko zgodnie ze swoimi wartościami. Zatrzymać się, kiedy Justynie zrobiło się niedobrze, przewietrzyć samochód. Zrobić postój na stacji, by każdy mógł skorzystać z toalety. Przyznać pod siedzibą TVP, że przerażają mnie ich poglądy, że nie każdy lewicowiec chodzi w obcisłych rurkach i że miło mnie zaskoczyli kulturą tej podróży. A na koniec wystawić komentarz w BlaBlaCar: „Najmilsi pasażerowie z jakimi podróżowałem. Serdecznie polecam".