FYI.

This story is over 5 years old.

Newsy

Czego dowiedzieliśmy się z kampanii przed wyborami?

Blanty Korwina, chomik Kowalskiego, ploteczki, heheszki i przerażenie

Wychodząc z założenia, że nawet z najprzykrzejszych doświadczeń da się wyciągnąć coś dobrego, postanowiliśmy zapytać członków redakcji VICE, czego dowiedzieli się z kampanii wyborczej anno domini 2015. Oto nasze spostrzeżenia.

Anna: Blant Korwina

Mnie złapał za serce emocjonalny thriller Janusza Korwin-Mikkego. W pierwszoplanowej roli wystąpił blant, którym namiętnie łechtał swoje usta i nosek Janusz, aby chwilę później sprowadzić cię na glebę, bo wszystko rozkradzione, nic nie zostało. Kurwy, złodzieje i lewe faktury.

Spostrzeżenie ogólne: Spoty wyborcze pokazują, że startować może każdy: ty, ja i Darek z nocnego.

Reklama

Darek z nocnego, po intensywnych kursach z trenerem body language, potrafi składać dłonie w kościółek, koszyczek i serduszko. Wtedy przypominam sobie o podstawowych zdolnościach ludu – składania rąk w pięści oraz ekspozycji digitus medius.

Fot. Partia Wolność i Praworządność

Andrzej: Wysiadywacze ław poselskich

To kolejna kampania, która dramatycznie obnażyła butę, egoizm i w wielu wypadkach zwyczajny brak ludzkiej klasy u ogromu kandydatów i partii. Gdyby jeszcze mieli naprawdę sensowne, rzeczowe pomysły na przyszłość, jakoś bym ten ich cynizm i patrzenie na nas z góry wybaczył. Ale jeśli twarzą kampanii i naszej obecnej sytuacji na scenie politycznej staje się 36-letni facet, który zwyczajnie (abstrahując od poglądów) umie się składnie wypowiedzieć, rzeczowo odpowiedzieć na pytania i nie przerywa rozmówcy co dwie minuty – to o czymś świadczy. A może w sumie świadczy o wszystkim.

Kiedyś bym był tym wszystkim mocno załamany. Teraz macham ręką. Przywykłem chyba do takiej klasy politycznej w Polsce. Na wybory pójdę, w to, że coś się zmieni po nich wierzę średnio. Czasem nie wierzę nawet, że specjalnie zmienią się nazwiska. Co najwyżej stali wysiadywacze ław poselskich zmienią na chwilę poglądy i partię.

Mikołaj: Chomikgate Mariana Kowalskiego

Kontra na aferę z tapetą udającą książki w jego mieszkaniu, opisaną przez Gazetę Wyborczą. Przewodniczący sprawdził czy Gazeta Wyborcza opisująca, że zamiast książek ma tapetę napisze o chomiku-mumii. Nie napisała.

Fot. Marian Kowalski

Reklama

Mateusz: Plotki i heheszki

Z tej kampanii dowiedziałem się, jak zawsze, że „ja pani nie przerywałam" (wyjątkowo częściej tym razem w formie żeńskiej), że ludzie to śmieci, a w części debaty zatytułowanej "wizja państwa", nie chodzi przecież o przedstawianie jakiejś wizji. Dowiedziałem się też, czego wcześniej nie wiedziałem, że Zandberg na pewno był kiedyś kochankiem Nowackiej, Duda urządza sobie schadzki z prezesem, a córka Kopacz została w domu z dziećmi, zamiast wyjechać za granicę.

Zdziwiłem się, że kilkanaście tysięcy ludzi może zamienić nasz kraj z katolandu w republikę islamską. W sumie czemu nie, kiedyś nie wierzyłem, że Kukiz może dostać więcej niż jeden – własny – głos. Każda kolejna kampania uczy mnie jednak na pewno jednego – nie ma absolutnie nic niemożliwego. Nic. Jak powiedziała mi staruszka dzisiaj na przystanku: "Zagłosuję na Korwina, on jest taki zabawny". Ja bym wybrał partię Jarosława Gugały, bo on mnie bawi bardziej.

Ludwika: Małpy obrzucające się kałem

Nie śledziłam na bieżąco poczynań polityków w obecnej kampanii, docierał do mnie ułamek całości, a i tak czuję się nią zmęczona. To trochę jak obserwowanie małp, obrzucających się kałem – niby zabawne, aż w pewnym momencie uznajesz to za obrzydliwe, ale z jakichś bliżej nieokreślonych powodów nie możesz przestać patrzeć.Scena polityczna w tym kraju w głównej mierze mnie „śmieszy, tumani, przestrasza", z naciskiem na „śmieszy". Ot, kolejna kampania, która kolejny raz udowadnia, że w najbliższym czasie nie ma szans na realną zmianę (choć okazało się, że „inna polityka jest możliwa").

Maciek: System mediokratyczny

W późnym gimnazjum przeczytałem Księcia Niccolo Machiavellego – książkę napisaną przed pięcioma wiekami we Florencji, która mówi z grubsza o tym, że skuteczny polityk musi być cynicznym chujem bez zasad i sumienia (choć sam Machiavelli mówił, że ten stan rzeczy powinien się zmienić). Od tego czasu przestałem emocjonować się bieżącą polityką, bo działają w niej te same schematy (deklarowany światopogląd służy tylko i wyłącznie zdobyciu i utrzymaniu władzy).

Przeraża mnie trochę, że panaceum na bolączki państwa upatruje się w jego zwijaniu (trochę jakby najlepszym lekiem na zapalenie płuc było samobójstwo – rzeczywiście, choroba przechodzi), a partia która postuluje podwyższenie podatku VAT na jedzenie i obniżenie go w przypadku jachtów ma czelność nazywać się „Nowoczesną". Przeraża mnie samozadowolenie i buta oderwanych od rzeczywistości polityków partii rządzącej. Przeraża podsycanie religijnego fundamentalizmu i protekcjonalne stwierdzenia, że „nawet ateiści są potrzebni w państwie".

Reklama

Przeraża to, że ludzie wciąż nabierają się na sztuczki SLD, z ich fasadowym zasłanianiem się kobietami włącznie. Chciałbym wierzyć, że Razem (które zwraca uwagę na prawdziwe potrzeby Polaków, takie jak niedobór mieszkań w sensownych cenach) jest inne – ale okazuje się, że wstępna deklaracja dot. braku lidera nie wytrzymała zderzenia z rzeczywistością istniejącego systemu mediokratycznego. I chyba w tym ostatnim powinny zajść największe zmiany.


Co przyniosło „zaprowadzanie demokracji" w Afganistanie? Zobacz nasz dokument.


Paweł: Chciałbym tego nie wiedzieć

Pamiętam jeszcze, jak uśmiechałem się pod nosem, czytając wnioski raportu naukowców z University of Minnesota z którego wynika, że ludzie zaczynają uodparniać się na zdobywanie wiedzy i przyjmowanie faktów: „Te osoby wydają się posiadać wszelkie niezbędne umiejętności, by odbierać i przetwarzać informacje – mimo to, wytworzyli system obronny, blokujący przed ich wykorzystywaniem" – mówi Davis Logsdon, jeden z naukowców, nadzorujących te badania.

Cholera, przydałoby mi się coś takiego. Chciałbym mieć umiejętność wyłączania receptorów, nieanalizowania i podsumowywania — by po prostu oddać się „życiowej beztrosce". Tak po prostu, zwyczajnie być i konsumować. Zamiast tego czuję teraz strach, boję się o nasz kraj, który przypomina okręt, któremu nie ma komu sensownie sterować — bo stery oddaliśmy populistycznym celebrytom. Zerkam więc z dolnego pokładu na ten wyścig o władzę i stoję przed decyzją wyboru, kandydata, przy którym może nie pójdziemy na dno.

Widzę rozdygotaną Ewę Kopacz, której Platforma Obywatelska zawiodła każdego w tym kraju i bimbała przez 8 lat, dając pole manewru Beacie Szydło, która zamiast odpowiadać na zadawane pytania, podczas debaty pierdoli mi coś, o tym, że „polskie dzieci są najlepsze". Tyle że jakimś cudem widzę też Janusza Korwin-Mikkego, który swój radykalizm powinien cedzić co najwyżej przez bloga, którym zaczytywałyby się gimbo-kuce. Widzę Pawła Kukiza, dawno przeżutego przez tę kampanię, ale nadal nie kumającego, że trzeba czegoś więcej niż samego hasła „Zniszczyć System", by ludzie pognali na barykady, ale hej – jest jeszcze Janusz Piechociński („pan jabłko"), który mierzi mnie, prezentując postawę politycznej ameby „dogadamy się z każdym, zawsze", jest też nowoczesny Ryszard Petru, przy którym – jako statystyczny Polak — zaoszczędzę na podatkach 411 zł (rocznie) oraz Leszek Miller, uśmiechający się zza pleców Barbary Nowackiej. Faworytem tej wyliczanki jest oczywiście Artur Zandberg z partii Razem; okrzyknięty „Smokiem", objawieniem, fenomenem naszej sceny – chociaż jedyne co robi, to przygotowuje się do rozmów, odpowiada na zadane pytania i nie przerywa swoim rozmówcom. Ja jebie, jak bardzo jest źle, że elementarne zachowanie polityka, które powinno obowiązywać z automatu, staje się w Polsce politycznym Kilimandżaro?

Tak więc płyniemy do przodu tą łajbą z biało-czerwoną flagą na maszcie, z oddali już wyłania się wielka ściana rzeczywistości, która wróży naszą katastrofę — na razie nie widzę szalupy ratunkowej… i już się kurwa nie uśmiecham.