FYI.

This story is over 5 years old.

muzyka

Hiphopkryzja

Przez media i portale społecznościowe przetoczyła się fala poruszenia beefem, jaki zawiązał się pomiędzy dwoma popularnymi raperami

Przez media i portale społecznościowe przetoczyła się fala poruszenia beefem, jaki zawiązał się pomiędzy dwoma popularnymi raperami, KaeNem i Te­Trisem. Jak się okazuje, niewiele potrzeba, by zdobyć zainteresowanie gawiedzi. Wystarczy kilka bluzgów skierowanych w stronę kogoś i tak nielubianego, a potem kupić popcorn i obserwować dalszy rozwój wypadków. Na Te­Trisa, truskulowego emce o pokaźnym stażu, spływają pochwały i propsy, że tak się rozprawił z “wrzodem na polski hip­hopie”, jakim jest KaeN, powszechnie oskarżany o kopiowanie Eminema i kierowanie swojej muzyki do gimbów. Na mnie diss Teta nie zrobił szczególnego wrażenia, z jego umiejętnościami tekściarskimi można domniemywać, że spisał go na kolanie, a nagrał na telefonie. Zastanawiam się też dlaczego znani i szanowani raperzy, obrzucają obelgami tych nie mniej znanych, za to mniej szanowanych nawijaczy. To naprawdę takie fajne, dołączyć do tłumu kopiących leżącego i stać się ich twarzą, oraz głosem? Kiedy ostatnio na jednej prywatce spod znaku youtube’a postanowiłem włączyć najnowsze produkcje Te­Trisa, ponieważ dawnom go nie słyszał, a kiedyś nawet się zasłuchiwałem w jego nielegalach, kopara nam opadła ­ zamiast truskulowych beatów i mądrych tekstów, otrzymaliśmy jakieś hip­hopowe “widziałam orła cień” o jednej miłości, w akompaniamencie syntetycznych organków. Nie przeszkadza to gdańskiemu raperowi, cały czas być reprezentantem podziemia i tej prawdziwej strony rapu. W całej nawałnicy komentarzy dotyczących konfliktu obu raperów, nie padło jedno zdanie odnoszące się do faktycznej roli, jaką pełni dzisiaj gdański emce na scenie. Nauka z tego płynie taka, że, jeśli chcesz porzucać sobie kamieniami w ludzi, a sam masz co nieco na sumieniu, to wybierz sobie za cel kogoś oczywistego.

Reklama

Istnieje w naszej kulturze pewien archetyp, być może krzywdzący dla części kobiet, jednak cały czas w mocy. Widzimy go w rozmaitych komicznych przedstawieniach i parodiach, a gdy mamy okazję zaobserwować na żywo i w rzeczywistości, to wydaje się nam tak przesadzonym motywem, że już w ogóle niezabawnym. Siedzi sobie grupka dziewczyn, niezależnie od wieku i pozycji społecznej generuje podobne natężenie hałasu, wysokich częstotliwości i rozbudzonych emocji, gdy ponad ich głowami unosi się duch… tej pieprzone zołzy, co pakuje nos w nie swoje sprawy, jest nieprawdopodobną plotkarą, tępą dzidą i właśnie z tych, oraz tysiąca innych, powodów, trzeba ją teraz doszczętnie zjechać. Zawsze się jakaś znajdzie, zołz ci u nas dostatek. Ale oczywiście nie wśród nas, tutaj nie ma żadnej. No chyba, że któraś sobie pójdzie… I dokładnie tak jest z polskim hip­hopem….

Przestałem wierzyć w to, że kiedyś spotkam rapera, który chwali innego rapera ­ powiedział mi kolega, do którego wpadłem, by porozmawiać o klipie, nadziewając się tym samym na seans z efektami jego pracy z innymi klientami. Cóż, pomijając fakt, że to co wtedy usłyszałem, było naprawdę kiepskie, to nie da się odmówić mojemu kamerzyście racji. Raper, chwalący innego rapera, to widok tak rzadki, jak transeksualista w kościele­ zdarza się, owszem, ale wyłącznie przy specjalnych okazjach, albo przypadkiem. Zdecydowanie częściej możemy natknąć się na rapera i ciętego krytyka w jednym nikt tak nie ocenia kolegów po fachu i całego środowiska, jak konkurencja. Pod warunkiem, że nie ma w pobliżu krytykowanego, lub któregoś z kolegów jego,albo mowa o mitycznych innych, tych złych, komercyjnych grajkach, zepsutej scenie itd. Dzieje się tak od początku istnienia gatunku, bo hip­hop potrzebuje wrogów i dybiących nań złych, myślących tylko o pieniądzach niegodziwców.

Reklama

Najpierw w roli wrogów kultury, kozłów ofiarnych winnych wszystkich niepowodzeń, obsadzano sprzedawcę kaset z bazaru, radiowego prezentera i nołnejma od jednej piosenki o rowerach. Mało kogo obchodziło, że Kasa, Norbi i niejaki Yaro, to żadni raperzy, podobnie, jak kilka lat później, Mezo, Liber, Doniu i cała reszta hip­hopolowego uderzenia. Mało kogo obchodziło, bo przecież wróg musi być. Najlepiej taki, którego zelżenie nie przysporzy… wrogów. Latami słuchaliśmy więc o zaślepionych forsą prostytutkach, które sprzeniewierzyły się ideałom, ale szczęśliwie nie są znajomymi autorów tych paszkwili. Jeszcze w 2011 r. przedstawiciele głównego nurtu i największej polskiej wytwórni, zespół HiFi Banda, do spółki z Chadą, wywołali do tablicy Donia, lidera formacji Ascetoholix i ni z gruchy, ni z pietruchy zdissowali go za dawne grzechy. Działo się to całą dekadę po fonograficznym debiucie “Ascetów”. Dla wielu słuchaczy hip­hopu przywołanie ich przez gwiazdy rodzimego rapu było jedyną okazją do tego, by przypomnieć sobie w ogóle, że takowi istnieją.

Doprawdy, ciężko zrozumieć, po co ludzie, którzy są właśnie na szczycie, albo przynajmniej jakimś wierzchołku, wydobywają z niebytu spokojnie sobie żyjących gości i starają się ich zdeptać, zarzucając im komercję. Tym ciężej zrozumieć, jeśli spojrzy się na to, jak po trzech latach przedstawiają się wyniki oglądalności obu odsłon tamtego beefu (Doniu na zaczepkę oczywiście odpowiedział i co ciekawe, w opinii internautów to właśnie on wygrał tę kompetycję). 4,5 miliona do 800 tysięcy na korzyść tych niekomercyjnych, co z popularnością nie mają nic a nic wspólnego ­daje do myślenia.

Reklama

W imię hip­hopu, komercję zbeształ ostatnio także O.S.T.R., idol fanów inteligentnych tekstów, co rapu nie słuchają, chyba, że tego od Adama Ostrowskiego właśnie. “Skurwysyny robią sobie kpiny z polskiego hip­hopu! To jest poważna rzecz, prawdziwy zawód, prosto z serca, a nie jakieś rykowisko za hajs, celebryci” ­ grzmiał ze sceny na organizatorów Polsat Top Trendy, dodając jeszcze coś o kodowaniu gali KSW, młodocianym Green Granadzie i księżach­pedofilach. Jakby zupełnie na złość mówcy, temu wywodowi, sprawiającemu wrażenie randomowo rzucanych słów i stanowisk, towarzyszyły oklaski, wycie i porykowania gawiedzi. A więc jednak rykowisko, zapewne za hajs. Uprzedzając spodziewane zarzuty, Ostry dorzucił jeszcze: “jeżeli ktoś uważa, że to jest populizm, co ja mówię… ja kurwa mać nigdzie nie kandyduję i każdego głos mam serdecznie w nosie”. Głos może i tak, ale lajki i swoją dolę za sprzedane egzemplarze, i bilety zawsze przyjmę ­ chciałoby się powiedzieć, dodając do tego, że na polityków, to chociaż się głosuje ukończywszy pełnoletniość i za darmo.

Łódzki emce i producent na swoim fanapage’u zebrał imponującą grupę blisko 600 tysięcy fanów, plasując się tym samym w czołówce polskich brandów ­ nie tylko muzycznch. Ba, był taki czas, kiedy dzielił i rządził spoglądając na resztę z samego topu. Tę społeczność zbudował ciężką pracą i olbrzymim talentem, których nie sposób mu odmówić, ale także darciem się na koncertach, o tym, że “jedna miłość” ­ cokolwiek to oznacza ­ albo, że “jebać tego i tamtego”. Nie przypadkowo jednak użyłem czasu przeszłego. Ostry dawno przestał nadążać ­eufemistycznie pisząc. Choć zaproszenie z Top Trendy może się jemu nie podobać, to chociaż nie powinno dziwić i oburzać. “Skrzypek” zdaje się nie zauważać, że dzisiaj to on jest w głównym nurcie… albo bezczelnie oszukuje.

Reklama

Mój kolega, dla którego mam olbrzymi szacunek i który bardzo mi pomógł na początku mojej rapowej przygody, niedawno wypuścił singiel, będący jednym wielkim pojazdem na polski hip­hop. Ponad połowa nic nie potrafi i temu podobne teksty. Byłem pod dużym wrażeniem, pomyślałem ­może i on zrozumiał, jak zmurszałą dziedziną się zajmuje. Trochę bym dodał do tej jego listy zarzutów, ale ok. Jest progres.

A potem zobaczyłem to. Konia z rzędem temu, kto znajdzie trzy różnice pomiędzy przedstawionym tu kawałkiem, a dowolnie wybraną piosenką disco polo oraz doszuka się w niej jakiegoś przesłania:

Precz z komercją, precz z telewizją, precz z hajsem, precz z dzieciakami, albo nie szacunek dla dzieciaków, jedna miłość dla nich. Czystość rapu. Jego przyszłość. Ale gdzieś w tym wszystkim zgubiło się raperom, to co najwazniejsze: muzyka i słowa. Pierwsze jest strasznie wtórne, a drugie nic nie mówi. To pisałem ja, Szymon Igoronco. Raper. A jakże.