FYI.

This story is over 5 years old.

podróże

Kalifornijscy winiarze grają w zielone

Nie ma to jak solidnie się upodlić. Gdyby ktoś przystawił mi lufę do głowy i kazał wybrać jedną używkę, której miałabym pozostać wierna do końca życia, wybrałabym wino z marihuaną.

Oto właściwa metoda nalewania wina prosto z beczki.

Nie ma to jak solidnie się upodlić. Niestety, jako osoba trzydziestoparoletnia nie mogę konsumować substancji zmieniających świadomość i nurzać się w rozpuście kiedy tylko mi się chce. Muszę dbać o zdrowie i być odpowiedzialna, przynajmniej w pewnym stopniu. Dlatego też, gdyby ktoś przystawił mi lufę do głowy i kazał wybrać jedną używkę, której miałabym pozostać wierna do końca życia, wybrałabym wino z marihuaną.

Reklama

Wino z marihuaną narodziło się w późnych latach 70. i wczesnych latach 80. ubiegłego stulecia pośród kalifornijskich winnic gdzieś między Santa Barbarą i Sonomą; tamtejsi winiarze chętnie eksperymentowali wówczas z nietypowymi rodzajami gleby i szczepami winogron. Procesowi fermentacji towarzyszyło ostre jaranie zioła. Pierwsze plotki o udanym mariażu tych dwóch używek zachęciły innych winiarzy do opracowywania własnych receptur prowadzących do odmiennych stanów świadomości.

Nieodłączną częścią każdego porządnego eksperymentu są próby i błędy.

Sztuka winiarska wymaga zarówno znajomości chemii jak i wiedzy z zakresu rolnictwa, a umiejętność wytwarzania wina z marihuaną jest szczególnie pożądana. Wino białe oferuje bardziej naturalne aromaty, umożliwiające zbalansowane połączenie marihuany i winogron przy niższej zawartości alkoholu. Czerwone winogrona mogą zdominować zioło i wytworzyć wyższą zawartość alkoholu, przez co konsumpcja takiego wina może wywołać stan podobny do doznań występujących po spożyciu zbyt wielu ciasteczek z marihuaną, czyli między innymi ataki strachu i paniki. Specjaliści od Pinot Noir, jak zawsze pewni siebie, posiedli podobno umiejętność wytwarzania wina z marihuaną o przyjemnym smaku. Z kolei wino różowe jest zawsze eksperymentem, który częściej kończy w zlewie niż na sklepowej półce.

Szklarnia Pierre'a, 2005 rok. Samodzielnie wyhodowane pomidory, papryka i krzyżówka dwóch szczepów marihuany.

Reklama

Miguel, którego poznałam przez znajomych, wytwarza wino łączące w sobie posmak skoncentrowanego zioła i spirytusu z aromatem Viognier (szczep winogron pochodzący znad Rodanu we Francji, uprawiany w środkowej części wybrzeża kalifornijskiego). Zioło moczy przez kilka dni w spirytusie, by oddało odpowiednio dużo THC, a następnie odcedza je przez gazę i dodaje do fermentującego wina. Otrzymany w ten sposób płyn, zwany przez jego twórcę „magicznym napojem”, ma przepiękny kolor nowej piłki tenisowej oraz świeży, kwiatowy smak z delikatną nutą konopi. Według Miguela pod względem chemicznym jego działanie można porównać do działania Vicodinu.

Inny z okolicznych winiarzy, Pierre, w 2004 roku osiągnął bardzo udane połączenie winogron Malvasia Bianca (białej odmiany pochodzącej z Włoch i dobrze przyjmującej się w chłodnym klimacie) oraz zioła o nazwie Lemon Diesel (krzyżówki o cytrynowym aromacie). Wino to znane jest pod nazwą DV, ponieważ leżakuje w beczce z napisem Double Vintage. Z kolei jego imprezowa nazwa to „Dwie Sroki Naraz”. DV cieszy się zasłużoną reputacją jednego z najlepszych sposobów na urwany film. Pierre uczył się fachu od jednego z najznamienitszych winiarzy w okolicy. Razem uznali, że połączenie wina z marihuaną powinno odbywać się na poziomie fermentacji i w pełnej zgodzie ze sztuką winiarską. Do produkcji wykorzystali marihuanę z hrabstwa Mendocino oraz nadwyżkę soku winogronowego z obfitego zbioru. Własnoręcznie zmieloną marihuanę dodali do beczki, w której już zachodził proces fermentacyjny. Otrzymane w ten sposób wino miało 12 procent alkoholu i zawierało ok. 3,5 grama zioła na butelkę. Podobno już jeden kieliszek zapewniał idealny odlot, a jego cena w legalnym obrocie wynosiłaby ok. 55 dolarów.

Reklama

Pierre’a poznałam gdy wraz z 10 znajomymi zawitał w Nowy Rok (próbowałam sobie przypomnieć który, ale rozbolała mnie od tego głowa) do domku mojej przyjaciółki nad jeziorem Tahoe. Weekend upłynął nam pod znakiem DV, którego mieliśmy trzy butelki i od którego każdego dnia rozpoczynaliśmy wieczór, przechodząc później do zwykłych win czerwonych i ostatecznie do jointów. Jeśli ktoś ma w zanadrzu butelkę DV (bo Pierre na pewno nie), niech się do mnie odezwie. Urządzimy sobie imprezę jak siemasz.

Oczywiście legalna produkcja i sprzedaż win z marihuaną nie wchodzi w grę. Prawa regulujące wytwarzanie i sprzedaż alkoholu są już same w sobie tak skomplikowane, że w połączeniu ze stanowymi prawami dotyczącymi marihuany przekreślają one wszelkie szanse na sprzedaż win tego typu w sklepie. Niektórzy winiarze wytwarzający wina z marihuaną badali tę sprawę z pomocą prawników i doszli do tych samych wniosków. Gdyby gliniarze kiedykolwiek znaleźli marihuanę na posesji jednego z nich, skutkowałoby to utratą subwencji rządowych, odpowiedniki krokami prawnymi i ogólnym rozpierdolem.

Na szczęście dane było mi skosztować win wyrobu Pierre’a i Miguela, jak również wielu innych win z marihuaną (białych, czerwonych i różowych). Jestem niezwykle szczęśliwa, że miałam w życiu okazję próbować win tego kalibru. Ich wytwórcy starają się unikać rozgłosu, natomiast koneserzy dzielą się między sobą pozytywnymi i negatywnymi doświadczeniami po spożyciu różnych gatunków. Niektórzy ludzie wręcz nie mogą uwierzyć, że wino z marihuaną istnieje.

Można je rozpoznać po braku etykiety na butelce zakorkowanej zwykłym korkiem; na jego widok zawsze staram się nie okazywać ekscytacji i nie prosić zbyt namolnie o więcej. Entuzjastom win nie stroniącym od marihuany proponuję zachować spokój i modlić się, by któregoś dnia trafiło w ich ręce. A gdy już stanie się legalne, koniecznie wstąpcie do klubu jego konsumentów i trzymajcie jego butelki na wieczory, które są tego warte.

Zobacz też:

PSY TEŻ LUBIĄ ZIOŁO

OSIEMDZIESIĄT JEDEN LAT ZA ZIOŁO?