FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Pechowy włóczęga

"Zaginiona" opowieść o Sherlocku Holmesie.

Ilustracje: JMF Casey

To była jasna noc, rozświetlona blaskiem księżyca, a jednak Holmes wydawał się zaniepokojony i oszołomiony, jakby widział upiory. Wielki Deduktor w rzeczy samej nie był sobą, i gdy tak chodził nerwowo wte i wewte po perskim dywanie w salonie, zapytałem, czy to słynne migreny znów zawładnęły jego cenną mózgownicą.

„Nie, Watsonie,” odpowiedział Holmes, „Nie boli mnie głowa, miły panie, lecz te szepty i cienie przemykające i migocące wokół mnie sprawiają, iż jestem poirytowany i zaniepokojony! Chciałbym jeszcze spróbować tego leku, który przepisałeś mi nie dalej jak wczoraj!”

Reklama

Aby rozpogodzić skonsternowaną twarz Sherlocka, jako jego osobisty lekarz wziąłem na siebie zaordynowanie mu nowej tury eteru i proszków, a w szczególności całego miesięcznego zapasu cennej kukainy z tej wyjątkowo czystej partii, którą obiecał mi mój dostawca, szanowany aptekarz z Marks and Wortler’s z London Lane. Gdy drżące ręce Holmesa sięgnęły do skrytki pod biblioteczką, z otwartymi ustami zacząłem wpatrywać się w to, co ujrzałem.

„Holmesie, zostałeś obrabowany!”, wykrzyknąłem.

Roztrzęsiony Holmes odburknął: „I co niby zrabowano, Watsonie? No szybko, czegóż tu brakuje? Gdyż moim zdaniem wszystko jest w porządku, a wszak to ja jestem mistrzem spostrzegawczości!!”

„Kukaina!”, wyjąkałem, „Przepisałem ją nie dalej jak wczoraj i brak tu ponadtygodniowego zapasu!”

Moje zdumienie wzrosło, gdy ten komentarz wywołał cokolwiek obłąkańczy śmiech z ust Holmesa. „To nie kradzież! Chyba, że sam siebie okradłem, drogi Watsonie! Wciągam to niczym rozszalały wieprz po znalezieniu licznej rodziny trufli! Teraz, jeśliś skłonny ochłonąć, niezwłocznie pozbędę się kolejnej kreski!”

Powiedziawszy to, wtrząchnął solidną porcję medykamentu. Miałem cichą nadzieję, iż to ukoi jego nerwy. Nagle zamilkł, lecz jego ciało drżało, wytrzeszczone oczy błyszczały i - jak mi się zdawało - niezdolne były ni mrugnąć, ni zaznać spokoju. Holmes stanął przy oknie, wpatrując się w małe podwórze. Mógł widzieć stąd swój ogród, z trzech stron sąsiadujący z ogrodami życzliwych sąsiadów. Me własne powieki drżały, gdyż przez cały dzień udzielałem porad lekarskich i przepisywałem kukainę.

Reklama

Zauważywszy moje zmęczenie, Holmes zaproponował: „Odpocznij, Watsonie. Będę stał przy oknie pilnując, by nikt obcy nie wtargnął tu, by zakłócić twój sen lub uskuteczniać wandalskie praktyki w tej niewielkiej, otoczonej murem sąsiedzkiej wspólnocie.”

Uwaga ta wydała mi się nieco szalona, jako że do tej pory nie było tu żadnych wandali ani włóczęgów - ot, może pojedyńczy gość, wracający tędy do domu na skróty po jakiejś nocnej wyprawie - i cóż, nigdy nie sprawiało nam to wiele kłopotu. Jednakże Holmes, z nas dwóch, wiedział lepiej. Byłem o tym przekonany. A niedawno uczynił się „kapitanem” zainicjowanej przez siebie „straży sąsiedzkiej”, więc przytaknąłem ochoczo i szybko zapadłem w drzemkę, która została raptownie przerwana. Holmes trąbił na alarm.

„Watsonie! Zbudź się, leniwy kocie! Włóczęga! Pośród nas! Trzeba niezwłocznie ustalić jego tożsamość!”

Zdawał się roztrzęsiony, gdy ciągnął dalej w podobnym duchu. Rzut oka na torebkę z kukainą upewnił mnie, iż od ostatniego niuchu ubyła spora ilość proszku, a wszak upłynęło niewiele czasu!

„Cóż z tego, Holmesie? Włóczęga w ogrodzie? To powód do niepokoju?!”- zapytałem.

„Widziałem go!”, kontynuował Holmes. „Tajemnicza, zakapturzona, nieszkodliwa postać! Przechodził tędy, wkroczył na nasz ogrodzony teren! Musimy go znaleźć i zareagować jakoś na ten bezczelny afront! Bierz płaszcz, staruszku!”

W sekundę odziałem się i byłem przy drzwiach, pomimo mętliku w głowie. Zawahałem się dopiero, gdy ujrzałem, iż Holmes zatrzymał się, by zdjąć ze ściany swój winchester i naładował go.

Reklama

„A TO po co?”- zrzędziłem.

„Ten włóczęga może posunąć się do przemocy, chcę to mieć w pogotowiu!”, oświadczył Holmes, pochylając się nad kolejną kreską błyskawicznie znikającej kukainy.

„Spokojnie, tygrysie”- zacząłem się czepiać. „Musi nam to starczyć na dłużej, nieprawdaż?”

„Co znaczy ‘nam’?”- zaatakował. „Kupiłem kukainę za moje własne pieniądze! Pilnuj własnej skrytki! Ja wiem, co robię!”

Po czym zanurzyliśmy się w ciemnościach nocy.

Holmes był w szale, ledwie mogłem nadążyć za śpiesznym tempem jego kroków, słów i myśli. Przekazywał mi te myśli, lecz były one tak splątane!

„Nikt nie będzie się włóczył po moim ogrodzie! Zaraz rozprawię się z tym kryminalistą! To nie do wiary, ktoś tu poczuje smak ołowianych kulek w samym środku nocy!”

„Holmesie, kim był ten włóczęga? Za kim mam się rozglądać?”

„Był w kapturze, jak już mówiłem, wałęsał się beztrosko, sącząc herbatę z metalowego kufla i pogryzając kolorowe pastylki z małej paczki, którą bez wątpienia zakupił w nocnej aptece! Śpieszmy się!”

„Holmesie, ten człowiek wcale nie wydaje się niebezpieczny! To raczej jakiś przypadkowy, miły gość, którego obecność możemy całkowicie bezpiecznie zignorować i odpuścić sobie”.

Lecz moje przekonywania zostały przywołane do porządku wystrzałami winchestera, który Holmes trzymał w uścisku. Człowiek w kapturze upadł; strzały Holmesa okazały się celne! Za moment staliśmy nad człowiekiem, który wydawał ostatnie tchnienie; herbata wypływała z metalowego kufla, pastylki rozsypały się pośród krzaków dzikiej róży.

„Co to, kurwa, jest, Holmes!”- zacząłem. „Facet po prostu szedł do domu! Czemuś go zastrzelił!?”

Holmes stanął nad postacią leżącą na brzuchu, miała urywany oddech, w oczach spokój a na górnej wardze biały ślad po kukainie. Nie udzielił odpowiedzi na moje ostatnie pytanie, nie odpowiedział też ludziom ze Scotland Yardu, którzy zdawali się podzielać moją konsternację. Na szczęście posterunkowy był kumplem Holmesa, jeszcze ze szkoły, a Pechowy Włóczęga, przedstawiciel klasy niższej niż ta, do której należały nasze szacowne osoby, nie wymagał przeprowadzenia śledztwa, jakie należałoby się komuś równemu statusem.

Ze względu na to, iż nigdy nie zdołałem wyjaśnić powodów tego w najwyższym stopniu tajemniczego wydarzenia, przypisałem je nieustraszonej nieprzenikliwości Holmesa, cechy wszystkich geniuszy, jak również tego, że chyba jednak wziął ciut za dużo kukainy.