FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Żar-Ptak w Kino Bay

Nasz kierowca oznajmił, że ma egzemplarz Pájaro de Calor, legendarnej infrarealistycznej antologii z 1976, tak rzadkiej, że równie dobrze mogła być nierzeczywista.

Zdjęcia: Eunice Adorno

Powyższe zdjęcie jest częścią projektu realizowanego obecnie przez meksykańską fotografkę Eunice Adorno, cyklu zdjęć noszącego tytuł No hay tal lugar [To miejsce nie istnieje], dla którego inspiracją było po części fikcyjne miasto Santa Teresa w Sonorze, luźno powiązane z Ciudad Juárez w Chihuahua, gdzie rozgrywa się akcja 2666 Bolaño. Celem Eunice jest stworzenie portretu nieistniejącego miasta składającego się z licznych miejsc spustoszonych przez wojny narkotykowe, toczone w Meksyku.

Reklama

Z

araz przy wjeździe do Kino Bay w stanie Sonora w Meksyku znajduje się nocny punkt kontrolny. Gdy tamtędy przejeżdżaliśmy, zostaliśmy zatrzymani przez dwóch gliniarzy, którzy w ciemnościach skierowali na nas światło latarek. Jeden z nich przechadzał się wolno między reflektorami naszego Forda Expedition, trzymając nas w zasięgu swojego pistoletu 9mm; drugi zatrzymał się niecałe pół metra od kierowcy.

„Dokąd?” - zapytał.

„Do Kino”, odpowiedział kierowca.

„Wiesz, jaki jest tydzień?”

„Bezbożny.”

„W porządku. Uważaj.”

„Do widzenia”.

Nasz nowy znajomy miał złoty ząb, lub przynajmniej pozłacany. Uśmiechał się, jakby właśnie kogoś zabił. Kierowca, człowiek mający doświadczenie w takich sprawach, ocenił, że musiał zabić co najmniej kilka osób. Być może ostatnia jego ofiarą był Indianin Seri leżący na ziemi pośród kaktusów, broczący krwią z rany postrzałowej na plecach. A może ćpun z Arizony, który szukał emocjonujących przeżyć w którymś z miasteczek Sonory, a zamiast tego dostał kulkę prosto między oczy od tego mordercy z odznaką.

Kiedy przyjechaliśmy, w Kino Bay panował spokój. Sześć grubych par w strojach kąpielowych grało w siatkówkę; jakieś dzieciaki piły piwo Tecate i słuchały reggaetonu przy ognisku. Było niemal błogo. I wtedy zauważyliśmy rząd kuloodpornych pick-upów z przyciemnianymi szybami. Siedzieli w nich twardzi kolesie, których ulubionym zajęciem jest jeżdżenie po jedynej alei w mieście i słuchanie muzyki norteño z przyciszonych głośników, co budzi niepokój i wywołuje napięcie.

Reklama

Na samym środku alei, czyli dokładnie pośrodku miasteczka, był kolejny punkt kontrolny policji stanowej Sonory: pięć radiowozów błyskało światłami przeszywającymi ciemności nocy. Wewnątrz siedziało dziesięciu poirytowanych policjantów, którzy wyglądali, jakby ich właśnie wypuszczono z wojskowego zakładu dla obłąkanych.

Z nieznanego mi powodu, zanim podjechaliśmy do tego drugiego punktu kontrolnego, nasz kierowca wyłączył muzykę. Słuchaliśmy kompaktu z Los Cadetes de Linares, zespołu z północno-wschodniego Meksyku - koło granicy z Teksasem - nie z północno-zachodniego.

Wsunął inna płytę, tym razem piracką, i przełączył na siódmy utwór, muzykę Chalino Sáncheza do wiersza Manuela Acuńi, „Nocturno a Rosario”, i z głośników nastawionych na pełny regulator zaczęły się wydobywać aleksandryjskie strofy wyśpiewywane zawodzącym głosem. Chalino, nim został zawodowym piosenkarzem, był płatnym mordercą. Szybko stał się gwiazdą, lecz nie mógł uciec przed swoją przeszłością i koniec końców zastrzelono go, gdy miał trzydzieści jeden lat.

Tym razem rozmowa przy punkcie kontrolnym była minimalna, nawet nie próbowano nas przesłuchać, i kontynuowaliśmy podróż. Naszym ostatecznym celem, który mieliśmy nadzieję osiągnąć nim zapadnie noc, był hostel Lorenza Pinellego, który zaskoczył nas, mówiąc, że ma egzemplarz Pájaro de Calor [Żar- Ptaka], legendarnej infrarealistycznej1 antologii z 1976, tak rzadkiej, że równie dobrze mogła być nierzeczywista. Jest kluczowym artefaktem tego ruchu literackiego i zapewne jednym z wielu kamieni węgielnych estetyki Roberta Bolaño, być może najsłynniejszego współczesnego autora, który bardzo wiele napisał o Meksyku, mimo że pochodził z Chile.

Reklama

Przyjechaliśmy do hostelu i poznaliśmy Lorenza Pinellego, przyjemną postać niczym z Dostojewskiego, zesłaną na tę piaskową Syberię: umięśnionego, z gęstym wąsem i życzliwym wyrazem oczu jak u olbrzymiego, morskiego owada.

Co dziwne, Roberto Bolaño nigdy w swoim życiu nie był w Sonorze. A była dla niego tym, czym Macondo dla Gabriela Garcíi Márqueza albo Yoknapatawpha dla Wiliama Faulknera. Bolaño znał Sonorę z map sporządzonych przez Julia Césara Montané, chilijskiego uczonego, który przebywał tu na uchodźstwie od lat 70-tych. (Żeby zrozumieć kontekst, trzeba wiedzieć, że Chilijczyk w Sonorze jest zjawiskiem równie dziwnym i ekstrawaganckim jak Fin w Oaxace.) Montané, profesor literatury, historyk i geograf był pierwowzorem postaci Amalfitana w opus magnum Bolaño, 2666. W powieści znajduje się długi fragment, w którym Amalfitano rozprawia na temat, który w Meksyku jest uważany za równie delikatny, jak narcotraficantes.

"Związki meksykańskich intelektualistów z władzą to stara historia. Nie mówię, że wszystkie przypadki są takie same - istnieje kilka godnych uwagi wyjątków. Nie chcę też powiedzieć, że ci, którzy się poddają, robią to w złej wierze. Albo, że poddają się całkowicie. Można powiedzieć, że to po prostu praca. A oni pracują dla państwa. W Europie intelektualiści pracują dla wydawnictw albo gazet, lub też są na utrzymaniu swoich żon albo mają zamożnych rodziców, którzy co miesiąc dają im pieniądze na życie. Mogą też być robotnikami albo przestępcami i uczciwie zarabiać na swoje utrzymanie. W Meksyku, jak zresztą w całej Ameryce Łacińskiej z wyjątkiem Argentyny, intelektualiści pracują dla państwa. Tak było za rządów PRI i tak samo będzie pod rządami PAN. Intelektualista może sobie być żarliwym obrońcą państwa lub też je krytykować. Państwa to nie interesuje. Państwo go żywi i czuwa nad nim w milczeniu… Słyszy tylko dźwięki dobiegające z głębi kopalni. Tłumaczy je, reinterpretuje, albo odtwarza. Jego praca, o czym się nie mówi, jest na bardzo niskim poziomie. Posługuje się retoryką, kiedy wyczuwa huragan, stara się być elokwentny, gdy czuje, że rozpętała się furia i usiłuje utrzymać dyscyplinę metrum, gdy tylko zapada ogłuszająca, beznadziejna cisza. Mówi pi pi, hau hau, miau miau, gdyż nie jest w stanie wyobrazić sobie zwierzęcia kolosalnych rozmiarów, lub nieobecności takiegoż zwierzęcia."

Reklama

Mapa Sonory z 1947 roku, sporządzona przez Julia Montané, pochodząca z olbrzymiego atlasu Sonory, znalezionego w księgarni kilka ulic dalej od biur VICE w Mexico City. Nie możemy jednak być pewni, czy istnieje szansa, żeby Bolaño korzystał z tego samego wydania, zbierając informacje do Dzikich detektywów i 2666.

Mimo nieoficjalnego, acz niekwestionowanego, statusu Bolaño jako nadwornego barda północnego Meksyku, najdalej na północ wysuniętym punktem, dokąd się wyprawił, było jedynie Gómez Palacio w stanie Durango, gdzie spędził kilka dni jako nauczyciel na warsztatach pisania opowiadań. A mimo to wszyscy, którzy czytali jego działa, wiedzą, że miał obsesję na punkcie tego suchego regionu, który od lat jest bastionem karteli.

Pustynie Sonory to tytuł trzeciej i ostatniej części Dzikich detektywów, przyprawiającą o zawrót głowy. Dzicy detektywi to powieść Bolaño z 1998 roku, traktująca, pośród bardzo wielu innych tematów i scenariuszy obracających się wokół elity literackiej Meksyku i pełnych największej pogardy osobników w tym kraju, o trwającym kilkadziesiąt lat poszukiwaniu nieuchwytnej, bebechorealistycznej poetki. Arturo Belano i Ulises Lima, powieściowi alter ego Bolaño i Mario Santiago Papasquiaro, podróżują przez Sonorę, szukając zaginionej poetki Cesárei Tinajero, wiedząc jedynie, że napisała bebechorealistyczną antologię Caborca, której tytuł wziął się od nazwy  przygranicznego miasta niedaleko Arizony. Żeby się tam dostać, „dzicy detektywi” podróżują autostradą federalną z Mexico City do Santa Ana w Sonorze, po czym zbaczają na zachód, przejeżdżają przez Pueblo Nuevo i Altar. Gdy w końcu docierają do Caborci, nie mogą znaleźć Cesárei, więc kontynuują swoją podróż.

Reklama

Skany okładki i wnętrza niezwykle rzadkiego Pájaro de Calor [Żar-Ptaka], wydanego w 1976 i będącego zapewne pierwszym zbiorem literatury infrarealistycznej.

W dziełach Bolaño pojawia się wiele innych miast Sonory. Najważniejszym miejscem w 2666 jest Santa Teresa w Sonorze, dla której inspiracją było Ciudad Juárez położone w sąsiednim stanie Chihuahua. Bolaño napisał dużą część swoich dzieł w mieszkaniach w Barcelonie i Blanes, wyposażony w mapy Sonory porozkładane na podłodze, czasem przyklejone do ścian. Dzięki nim był obeznany z fonetyką i nazwami, które miały zasadnicze znaczenie w jego pracy. Te nazwy, które czytelnikom mogą wydawać się całkiem wymyślone, są bardziej przemyślane niż którekolwiek z morderstw w Los Sinsabores del Verdadero Policía, pośmiertnym i jak na razie ostatnim wydaniu powieści Bolaño. Przemoc w tym regionie jest jednym z tematów, którymi zajmuje się Bolaño: jednym z ostatnich tekstów, które napisał przed swoją śmiercią w wieku 50 lat, było El Policía de Ratas [Szczurza policja], opowiadanie o wstrząsającym morderstwie w sielankowej społeczności gryzoni (w którym występują liczne podobieństwa do ostatniego opowiadania Kafki, Josephine, die Sängerin, oder Das Volk der Mäuse [Śpiewaczka Józefina albo mysi naród].

Kino Bay nie zaistniało w żadnej książce Bolaño, a jednak pojawiło się tego wieczoru, kiedy oddaliśmy mu hołd, czytając spontanicznie jego poezję. Krytycy uważają, że jest kiepska, szczególnie w porównaniu z jego chilijską prozą. Sam Bolaño przyznał w jakimś wywiadzie: „Pisałem wiersze, które nie wytrzymają próby czasu. Podróż do Europy sprawiła, że spojrzałem na moją poezję w inny sposób.” Niemniej jednak niektóre z tych wierszy zyskują, gdy poznaje się Sonorę, zwłaszcza, gdy właśnie przebywa się w jej granicach.

Reklama

Niektóre z wierszy były recytowane przy akompaniamencie muzyki norteño w tle. Wśród nocnych recytatorów znaleźli się Alejandro Almazán, który właśnie skończył pisać powieść o najbardziej poszukiwanym handlarzu narkotyków na świecie, Joaquínie “El Chapo” Guzmánie Loerze, Carlos Sánchez prowadzący warsztat literacki dla kobiet skazanych za morderstwo, osadzonych w więzieniu Hermosillo, Felipe de Jesús Larios, najlepszy dziennikarz Sonory, który zawsze przedstawia swoje kochanki jako sicarias (płatnych morderców), nigdy jako narzeczone, i José Luis Valencia, autor prawdziwie infrarealistycznego opowiadania La poeta gorda [Gruba poetka], dedykowanego poetce, której nagie ciało przyozdabia okładki jej tomików. Lorenzo Pinelli, nasz gospodarz, również przeczytał kilka wierszy, nieopodal gliniarzy z Sonory. Cudowna noc.

Oprócz zajmowania się poezją Bolaño, rozmawialiśmy o proktologach z Agua Prieta i kutrach rybackich pełnych kokainy, pływających do Los Angeles, tudzież historiach opowiadanych przez starego człowieka, który wyglądał jak cień. Gdy mówił, miał piasek w oczach i kącikach ust. Powiedział, że nazywa się Pedro Carrillo i że urodził się w Navolato, w stanie Sinaloa. To rodzinne miasto Carrillo Fuentesa, szefa mafii w Ciudad Juárez i choć zapewniał nas, że nie są krewnymi, to jakoś nikt mu nie uwierzył, biorąc pod uwagę jego nazwisko i posępną twarz.

Wraz z upływem nocy poruszyliśmy jeszcze temat potwornego gangu znanego jako Los Ponis i wuja Celerina, ponurego typa ze wsi, który opowiedział swoje historie jednemu ze swych bratanków, słynnemu meksykańskiemu pisarzowi i fotografowi, Juanowi Rulfo.

Reklama

Potem nadszedł czas na opowieść o dwóch striptizerkach. Jedna z nich urodziła się w Méridzie w Wenezueli a druga - w Ciudad Obregón w Sonorze. Ta z Wenezueli była niska, a ta z Sonory - wysoka. Uciekła stąd, gdyż zamordowano jej siostrę, poza tym zdelegalizowano kluby ze striptizem. Jej siostrę zabito, gdyż spotykała się z facetem z wydziału narkotykowego. Oddano do niego 12 strzałów na ulicy, lecz uszedł z życiem i przeniósł się do Stanów, gdzie uzyskał nową tożsamość. Do jego dziewczyny strzelono siedem razy, choć nie żyła już po pierwszej kuli, która przeszyła jej skroń - perfekcyjny strzał. Ktoś przypomniał sobie rozmowę, którą pewnej nocy odbył z wysoką striptizerką, gdy wychodziła z pracy w szykownej dzielnicy Mexico City, Polanco, i długo rozprawiała o pożarze żłobka w Hermosillo w Sonorze, w którym zginęło 49 dzieci. Była oburzona, że gubernator zdelegalizował kluby ze striptizem, lecz nie widziała niczego złego w ośrodkach opiekuńczo-wychowawczych zarządzanych przez jego skorumpowanych politycznych przyjaciół, nawet jeśli kończyło się to śmiercią pięćdziesięciorga dzieci.

Kolejne zdjęcie z cyklu Eunice Adorno, przedstawiającego miasto inspirowane Santa Teresą.

Nagle, o świcie, Lorenzo Pinelli zaczął powoli opowiadać nam o tym, jak poznał Roberta Bolaño. Rzecz jasna, wszyscy w to powątpiewali, mimo że Lorenzo był w odpowiednim wieku i był wystarczająco tajemniczy, by takie spotkanie mogło mieć miejsce.

Reklama

Gdy zdał sobie z tego sprawę, przestał mówić i poszedł do pokoju na zapleczu, gdzie zaczął myszkować w bałaganie z kasetami Pink Floydów, trawką, książkami Bukowskiego i kluczami do zamków, których nigdy nie próbował otworzyć. W końcu powrócił do nas z niewielką, pożółkłą książką w ręce. Litery były wyblakłe, lecz wciąż można było je przeczytać.

Na okładce widniały słowa: Pájaro de Calor (Żar Ptak)
Ocho Poetas Infrarrealistas (Ośmiu infrarealistycznych poetów)
Mexico - Lora Del Rio
1976

To było to - okaz infrarealizmu, zagrożony wymarciem - od tego wszystko się zaczęło. Pierwsza antologia infrarealistów, ruchu literackiego, w którego powstaniu Bolaño uczestniczył, z niniejszą przedmową autorstwa Juana Cervery:

Poeci infrarealistyczni:
Nim przeczytamy tych młodych poetów, którzy zebrali się pod osobliwym sztandarem czegoś, co nazwali infrarealizmem, toniemy w pytaniach. Czego dotyczy ten ruch? Okaże się, że gdy przeczytamy, co mówią, definicje staną się niepotrzebne. Tych ośmiu poetów, infrarealistów, czy jak tam siebie nazywają, to nic innego jak osiem głosów wyrażających wolę i uczucia, przemawiających do nas z wiarą i pasją życia z pięknym ładunkiem wyzwolonej zmysłowości.

Zacząłem się zastanawiać, czy Lorenzo Pinelli naprawdę przyjaźnił się z Bolaño i czy to sam autor dał mu tę legendarną antologię. To mogło się wydarzyć, czemu nie. Lecz ta historia była zbyt piękna, szkoda by legła w gruzach, więc nie zadałem tego pytania.


1    Infrarealizm lub infrarealismo to ruch literacki zapoczątkowany w 1974 przez grupę studentów-poetów, wyrzuconych z Narodowego Uniwersytetu Meksykańskiego (UNAM) z powodu różnicy zdań, która wystąpiła między nimi a profesorami. Inspirowali się, między innymi, beatnikami, dadaistamii Rimbaudem, buntowali się przeciwko konserwatywnemu światu literackiemu Meksyku i „kulturze oficjalnej”. Pierwszy manifest infrarealistyczny Bolaño „Déjenlo todo nuevamente [Po raz kolejny zostaw wszystko za sobą] powstał pod wpływem wiersza André Bretona papieża surrealizmu.