FYI.

This story is over 5 years old.

telewizja

Dlaczego kochamy tańczące i gotujące gwiazdy bardziej niż wiedzę?

Dzisiaj telewizję wypełniają programy, które cenią raczej umiejętności niż wiedzę. Od uczestników coraz bardziej wymaga się sprawności fizycznej i gibkości, aniżeli wysokiego IQ
Fot. YouTube

Okres świąteczny mamy już za sobą i wiemy, że w kwestii wyświetlanych w telewizji filmów nie wiele się zmieniło – Bruce Wszechmogący, Pan Wołodyjowski, czy Zaczarowany Ogród nadal serwowane były jako dania główne w świątecznej rozkładówce. Jak wynika jednak z danych Nielsen Audience Measurement, żaden film fabularny nie przyciągnął odpowiedniej liczby widzów w te święta, by znaleźć się wśród dziesięciu najchętniej oglądanych programów. Polacy za to masowo śledzili serwisy informacyjne, wydarzenia sportowe i programy rozrywkowe, z których największą oglądalność zebrały: Rolnik szuka żony, Jaka to melodia?, Mali giganci.

Reklama

Programy rozrywkowe trwale wpisane są w więc w telegazetę i na pewno szybko z niej nie znikną. To, co się zmienia i zmieniać będzie, to wrażliwość widzów i sposób, w jaki oglądamy telewizję. Co innego bawiło nas piętnaście lat temu, kiedy to telewizji trafił pierwszy reality show, a co innego cieszy teraz. Zmieniło się nasze podejście do tego, co wartościowe. Dzisiejsze ramówki stacji komercyjnych i państwowych, zdają się realizować programy, które cenią raczej umiejętności niż wiedzę. Od uczestników coraz bardziej wymaga się sprawności fizycznej i gibkości ( You Can Dance), niesamowicie rozwiniętych zmysłów smaku ( MasterChef), fenomenalnej urody ( Top Model) czy po prostu ładnego głosu ( X Factor).

Trudno się dziwić, bo sama TV przeszła technologiczną ewolucję od trzeszczącego, antenowego odbiornika jako środka przekazu, do cyfrowej telewizji HD i VOD. Technologia sprawiła też, że zmienił się sposób, w jaki oglądamy telewizję. Medioznawcy określają to jako multiscreening, bo w trakcie oglądania TV korzystamy najczęściej jeszcze z kilku urządzeń wyposażonych w ekran (tablety, smartfony, komputery).

Z Polski, o Polsce i dla Polski. Polub nasz nowy fanpage VICE Polska

W związku z powyższym twórcy programów telewizyjnych próbują to wykorzystać, maksymalnie angażując nas w oglądanie. Nie jesteśmy już tylko biernymi obserwatorami na końcu łańcucha (albo kabla) telewizyjnego, którzy muszą gapić się we wszystko, co nam się pokazuje. Teraz, możemy w niej aktywnie partycypować, chodząc na castingi do kolejnych talent show, uczestnicząc w nagraniach, czy po prostu dzwoniąc lub wysyłając SMS. Uzbrojeni w telefony, możemy zmienić bieg telewizyjnych wydarzeń, głosując na swoich faworytów. Przynajmniej w teorii. Zadałam sobie pytanie, jakie przełożenie ma to na treść wyświetlanych programów rozrywkowych?

Arystoteles w Metafizyce twierdził, że wiedzę da się pogrupować na tą czysto teoretyczną, która odnosi się do sprawdzalnych faktów ( episteme) i umiejętności wytwórczych, technicznych lub artystycznych ( techne). Dzisiejsze ramówki stacji komercyjnych i państwowych, zdają się realizować program, w którym za wartościowe uznaje się raczej to drugie. Kiedyś było jednak inaczej.

Reklama

Zanim na telewizyjną scenę wkroczyły hordy utalentowanych dzieciaków z Mini Playback Show, a skłóceni konkubenci postanowili płakać do kamery i błagać swoje partnerki o przebaczenie w Wybacz mi, program rozrywkowy często utożsamiano z teleturniejem. Specyfika tych programów polegała głównie na sprawdzianie z wiedzy – Wielka Gra (1962-2006), Miliard w rozumie (1993-2005), Va Banque (1996 -2003) i umiejętności skojarzeniowych uczestników – Koło Fortuny, Kalambury.

W zależności od stopnia trudności, pytania przygotowywane były przez ekspertów i naukowców, lub członków zespołu redakcyjnego – czego przykładem jest, chociażby wspomniana Wielka Gra. Nie mogły być też ani za łatwe, ani za trudne, żeby widzowie mogli czerpać przyjemność, próbując swoich sił w domach. Bez względu na poziom trudności, miały jedną właściwą odpowiedź np. „który cesarz rzymski ustanowił chrześcijaństwo religią uprzywilejowaną?" lub „w którym wieku w Anglii zaczęli rządzić Tudorowie?".

Wysoki poziom teleturniejowych rozgrywek na „wiedzę" sprawiał, że często oglądaliśmy tych samych graczy, którzy z czasem stawali się ekspertami w danej specjalizacji. Takim osiemnastokrotnym zwycięzcą był Jan Wolniakowski, który startował w Wielkiej Gry w kategorii „literatura światowa".

Duża liczba teleturniejów, których fenomen można by określić jako „starcie tytanów" nie był jednak jedyną formą rozrywkowych programów telewizyjnych. Ich zatrzęsienie wcale nie znaczy, że byliśmy kiedyś spragnionymi wiedzy geniuszami, którzy zasypiali z encyklopedią PWN.

Reklama


Dla zachowania kontraktu warto wspomnieć o nieco innych kultowych produkcjach, których powtórki mogą nas dzisiaj razić swoim przaśnym klimatem i wątpliwą estetyką. Do takich absolutnych hitów należeli Piraci (1994-2005) i Telefoniada (1990-1999) będące pierwszymi programami, do których mogli dzwonić widzowie.

O tym, że bezpośrednie uczestnictwo widzów w programie wpływa na oglądalność, dowiedzieliśmy się również z produkcji typu Śmiechu warte, która przez długi czas królowała na antenie. Prowadzący – Tadeusz Drozda wybierał spośród zebranej widowni, jury do konkursu śmieszno-żenujących filmików, rzucając za siebie piłeczkami pingpongowymi; co przewrotnie skomentował jeden z bardów polskiego rapu Joka: „O Boże znowu Drozda Śmiechu Warte / Panie Drozda, idź Pan w chuj z takim żartem".

Do bardziej urozmaiconych telewizyjnych potyczek należały Chwila prawdy (2002-2004) i Idź na całość (1997-2001), które wszyscy dobrze pamiętają z maskotki kota Zonka i dziwnej fryzury Zygmunta Chajzera.

Dotarliśmy do momentu, gdzie konkretna wiedza została wyparta z telewizyjnych odbiorników przez wyuczone smykałki, wrodzone umiejętności i inne talenty (wyjątkiem zdaje się stanowić dzielnie walczący program Jeden z dziesięciu). Dzisiaj już mało kto marzy o tym, żeby mieć solidną wiedzę przekrojową z wielu dziedzin. Raczej dążymy do tego, żeby zostać niepokonanym szefem kuchni jak Magda Gessler, top modelką jak Anja Rubik, czy zawodowym śpiewakiem pokroju Kamila Bednarka.

Reklama

Przynajmniej to zdają się pokazywać dzisiejsze programy rozrywkowe. Każdy z uczestników na różny sposób wypruwa sobie żyły przed znużonym i najczęściej zniesmaczonym jury, które próbuję przekonać do swojego techne. Ma to swoje dobre strony. Oglądając talent show, możemy nagle się przekonać, że nasze społeczeństwo, choć niepozorne jest niezwykle uzdolnione. Pytanie tylko, jakiego rodzaju są to umiejętności?

Według rankingu oglądalności przeprowadzonym przez Nielsen Audience Measurement, w 1999 roku do najchętniej oglądanych programów rozrywkowych należały: Idź na całość, Śmiechu warte, Jaka to melodia? oraz Szansa na sukces, która – chociaż była konkursem talentów – to uczestnicy mieli tylko krótką chwilę na zaprezentowanie się publiczności. Nie było tam czasu, na budowanie tożsamości telewizyjnych celebrytów, jak to miało miejsce, chociażby w przypadku Idola czy X Factor. Na uwagę zasługuję natomiast Jaka to melodia?, która jako teleturniej muzyczny nadal ma się zaskakująco dobrze pod względem oglądalności (mniejsza o jakość). W 2015 roku jego spora oglądalność sprawiła, że program był drugim miejscu wśród najchętniej oglądanych.



Konstrukcja teleturnieju jednak na przestrzeni lat bardzo się zmieniła. Statyczne momenty odgadywanie muzyki uzupełniono o taneczne wstawki, które imitują to, co widz może zobaczyć m.in. w You can Dance. Co potwierdzałoby, że w telewizji nadal króluję show. Jak podaje Nielsen, w zeszłym roku wśród 10 programów rozrywkowych znalazły się cztery talent showy: Mali Giganci, Taniec z gwiazdami, Mam talent!, MasterChef i tylko dwa teleturnieje „starej daty" ( Jaka to melodia? oraz Familiada).

Na tym tle, nudna koncepcja teleturniejowa pytanie-odpowiedź, wydaje się prawdziwym reliktem. Prorocze były więc słowa Guya Deborda z 1973 roku, który współczesne społeczeństwo określał mianem „społeczeństwa spektaklu". Według niego, to co do tej pory stanowiło normalny aspekt życia, będzie wkrótce musiało podporządkować się zasadom autoprezentacji, pokazu, przedstawienia. Posiadanie czegokolwiek będzie utożsamianie z umiejętnością zaprezentowania tego pozostałym. To, co się objawia/ukazuje, jest automatycznie rozumiane jako dobre, bez potrzeby weryfikowania jego słuszności i potrzeby. W dzisiejszych czasach nie wystarczy więc być zdolnym, trzeba umieć to zaprezentować.

A jak widzieliśmy na przykładzie teleturniejów, trudno jest wyprodukować niezwykle wciągający i pełen emocji program oparty tylko na wysokim IQ uczestników. Wiedza ogólna średnio nadaje się na spektakl, trzeba robić więc wykony. To, chyba byłaby odpowiedź na to, dlaczego kucharze i tancerze na dobre zadomowili się w naszych odbiornikach.