FYI.

This story is over 5 years old.

Film

Kto IDZIE po Oscary?

Zbliżająca się wielkimi krokami 87. ceremonia rozdania Oscarów ma więc dwóch wyraźnych faworytów – „Birdmana" i „Boyhood"

Zdjęcie via

W najbliższą niedzielę w Los Angeles odbędzie się 87. ceremonia rozdania najważniejszych nagród filmowych, czyli Oscarów. Już dziś typujemy prawdopodobnych zwycięzców w najbardziej prestiżowych kategoriach.

Najlepszy film

Tym razem nominację dostało osiem dzieł. Wszystko wskazuje na to, że będzie to stracie dwóch filmów – „Birdmana" Alejandro Gonzaleza Inarritu oraz „Boyhood" Richarda Linklatera. Ten pierwszy opowiada o problemach związanych ze sławą, sukcesem, ambicjami oraz wizerunkiem pokazywanym publiczności. Z kolei „Boyhood" to eksperymentalna produkcja, kręcona przez dwanaście lat, uświadamiająca upływ czasu i każąca doceniać każdą upływającą chwilę. Decyzja zapewne będzie bardzo ciężka, ale osobiście skłaniałbym się ku „Birdmanowi". Czarnym koniem może być tu „Snajper", doskonale przyjęty przez amerykańską publiczność. To zresztą jedna z wielu biografii, którymi tegoroczna ceremonia jest przepełniona. Na wygraną jednak małe szanse mają „Teoria wszystkiego" lub „Gra tajemnic". Zaś największą niespodzianką byłby Oscar dla „Selmy", który to film Akademia zupełnie zignorowała (jeszcze tylko jedna nominacja za najlepszą piosenkę). Podobne zaskoczenie towarzyszyłoby zwycięstwu „Whiplash", chociaż skądinąd to bardzo dobry film oraz „Grand Budapest Hotel", które będzie, moim zdaniem, największym przegranym ceremonii.

Reklama

Najlepszy reżyser

Podobnie jak przed chwilą, faworytów jest dwóch Alejandro Gonzalez Inarritu oraz Richard Linklater. Co ciekawe, w ciągu ostatnich lat zdarzało się już, że Akademia przyznawała Oscara za najlepszy film i reżyserię dwóm różnym pozycjom. Tak może być i tym razem – głosujący nagrodzą „Birdmana" w najważniejszej kategorii i docenią zdolności Linklatera. Albo na odwrót. Większych szans nie ma ani Wes Anderson, bo już tak duża liczba nominacji dla jego „Grand Budapest Hotel" była sporym zaskoczeniem. Bennett Miller („Foxcatcher"), chociaż to dla niego druga próba zdobycia Oscara, jest on twórcą zbyt niezależnym i nie pasującym do mainstreamu. Z kolei Morten Tyldum („Gra tajemnic") dopiero zaczyna swoją przygodę z Hollywood, zresztą wcale nie w tak dobrym stylu, jakby można uznać na podstawie nominacji.

Najlepszy scenariusz oryginalny

Nominacje dostały aż cztery przed chwilą wymienione filmy. O pojedynku „Bridmana" i „Boyhood" można pisać do znudzenia, jednak wynika to z tego, że wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że to do tych dwóch produkcji należeć będzie tegoroczna ceremonia. Chociaż akurat tutaj czarnym koniem mógłby być ewentualnie „Grand Budapest Hotel" – niewykluczone, że Akademia będzie chciała dać temu dziełu nagrodę pocieszenia. Cieszy również obecność „Wolnego strzelca", bo to świetnie napisany film. Niestety, bez większych szans.

Najlepszy scenariusz adaptowany

Tutaj może wydarzyć się wszystko. Jeśli miałbym wytypować zwycięzcę, skłaniałbym się ku „Snajperowi", albo „Whiplash". W pierwszym przypadku będzie to docenienie popularnego i bardzo ważnego dla Amerykanów filmu. W drugim docenienie skromnego, ale mającego ogromną energię i wywołującego kontrowersje dzieła. Wydaje się, że zarówno „Gra tajemnic", jak i „Teoria wszystkiego" obejdą się smakiem. Opowieść o Alanie Turingu nie zasługuje, moim zdaniem, na żadną nominację (ewentualnie poza aktorską) – to produkcja miałka, przy całym skomplikowaniu losów bohatera mocno schematyczna i zwyczajnie nudna. „Teoria wszystkiego" jest z kolei filmem, który bardzo lubię, ale niekoniecznie na tyle, żebym miał mu przyznawać nagrodę. O „Wadzie ukrytej" Paula Thomasa Andersona nie mogę nic powiedzieć, gdyż dzieło to nie będzie dystrybuowane w Polsce.

Najlepszy aktor pierwszoplanowy

Chyba najtrudniejsza do oceny kategoria, ponieważ każdy z nominowanych śmiało mógłby sięgnąć po Oscara. Bradley Cooper, którego Akademia bardzo lubi i trzeci rok z rzędu wyróżnia nominacją zagrał amerykańskiego bohatera. Steve Carell nie tylko przeczy powszechnemu (i niesprawiedliwemu) wizerunkowi specjalisty od komedii, ale przeszedł też metamorfozę fizyczną. Michael Keaton gra w zasadzie samego siebie – powracającego po latach aktora, który musi się zmierzyć ze swoimi demonami. Głosujący zwykle lubią takie role i to właśnie Keaton jest chyba minimalnym faworytem. Zagrozić mu może Eddie Redmayne, który wspaniale pokazał postępującą chorobę Stephena Hawkinga. Świetną rolę miał też Benedict Cumberbatch w „Grze tajemnic". To będzie najbardziej emocjonująca kategoria.

Najlepsza aktorka pierwszoplanowa

Tutaj zdecydowaną faworytką jest Julianne Moore, która zostanie nagrodzona za wspaniały rok. Oprócz „Motyl Still Alice" zagrała też w „Mapach gwiazd" (Złota Palma w Cannes) oraz „Igrzyskach śmierci: Kosogłos, cz. 1". Moore jest w wyśmienitej formie i żadna z rywalek nie będzie w stanie jej zagrozić. Trochę szkoda, bo Felicity Jones w „Teorii wszystkiego" stworzyła zachwycającą kreację silnej, niezłomnej kobiety, która opiekuje się chorym mężem. Ucieszyć by mnie mogła również nagroda dla Rosamund Pike, która zagrała niesamowitą rolę w „Zaginionej dziewczynie" Davida Finchera.

Reklama

Najlepszy aktor drugoplanowy

W tej kategorii najprawdopodobniej wygra J.K. Simmons za „Whiplash". Czy zasłużenie, można dyskutować. Tym bardziej, że Edward Norton również stworzył genialną kreację w „Birdmanie" i aż prosi się, żeby Akademia wreszcie doceniła tak zdolnego aktora. Równie dobrze Oscara może dostać niezawodny Robert Duvall, albo powszechnie lubiany Mark Ruffalo. Najmniejsze szanse daję Ethanowi Hawke'owi. Do tej pory najwięcej nagród dostał Simmons i dlatego to on jest faworytem.

Najlepsza aktorka drugoplanowa

Faworytką równie wielką co Julianne Moore w innej kategorii jest tu Patricia Arquette, którą wielokrotnie już doceniano za „Boyhood". Zagrozić mogłaby jej Emma Stone, ale ona jeszcze będzie mieć czas, żeby zdobyć Oscara. Meryl Streep została nominowana głównie za nazwisko i niewykluczone, że do końca życia będzie już w ten sposób wyróżniana. Oczywiście, aktorką jest wielką i najlepszą w historii, ale jej występ w „Tajemnicach lasu" wcale na docenienie nie zasługiwał. Bez szans są tu, moim zdaniem, Keira Knightley oraz Laura Dern.

Najlepszy długometrażowy film animowany

Zacznijmy do tego, że jednym z największych nieporozumień jest brak nominacji dla „LEGO. Przygody". Jeśli zaś chodzi o wyróżnione filmy, to największe szanse daję „Jak wytresować smoka 2", chociaż bardziej bym się cieszył z Oscara dla „Wielkiej szóstki". Pierwsza pozycja jest bowiem całkiem udaną, ale nie zapadającą w pamięć kontynuacją, druga zaś pokazuje, że czego Marvel i Disney się nie dotkną, to zamienią w złoto.

Najlepsze zdjęcia

Bezapelacyjnie wygra „Birdman", bo sposób w jaki został opowiedziany ten film na to zasługuje. To w zasadzie jedno ujęcie, z minimalnym zastosowaniem montażu – bardzo precyzyjna robota. Zresztą Emmanuel Lubezki nie ma chyba obecnie sobie równych w swoim fachu i każda kolejna produkcja, przy której pracuje jest zupełnie inna pod względem zdjęć. Oczywiście cieszyłbym się z wygranej „Idy", ale nie ma ona, moim zdaniem, żadnych szans. Nominacja to i tak bardzo dużo.

Najlepsza muzyka

Tutaj z kolei faworytem jest „Teoria wszystkiego", która w tej kategorii dostała już chociażby Złotego Globa. Całkiem zasłużenie zresztą, bo ścieżka dźwiękowa idealnie współgra w tym filmie z opowiadaną historią. Zresztą soundtrack żadnego innego z nominowanych dzieł nie zapadł mi w pamięć. Ten z „Teorii wszystkiego" i owszem.

Najlepszy montaż

Kolejna kategoria z wyraźnym faworytem, którym tym razem jest „Whiplash". Sposób, w jaki „pocięty" został ten film sprawia, że ma on tak dużą energię i jest ciągłą jazdą bez trzymanki. Zagrozić mógłby mu ewentualnie „Boyhood", ale myślę, że tak się nie stanie – dostanie on sporo innych nagród.

Inne kategorie „techniczne"

Wziąłem słowo techniczne w cudzysłów, ponieważ nie mam pewności, czy w ten sposób można by określić na przykład charakteryzację, bądź kostiumy. A o takich kategoriach będzie też i tutaj. Jeśli chodzi o charakteryzację i fryzury, to wydaje się, że największe szanse ma „Grand Budapest Hotel", w którym elementy te stanowiły nie tyle dodatek, co bardzo ważny element przedstawionego świata. Podobnie rzecz ma się w przypadku scenografii oraz kostiumów. Myślę, że to właśnie warstwa wizualna „Grand Budapest Hotel" najbardziej trafi do członków Akademii. A jeśli już przy tym jesteśmy, to nagroda za najlepsze efekty specjalne trafi zapewne do „Interstellar", które to dzieło zgarnęło już chociażby BAFTĘ w tej kategorii. W przypadku kategorii obu kategorii dźwiękowych (najlepszy dźwięk i najlepszy montaż dźwięku) wygra „Whiplash", bo na także na tym elemencie zbudowany jest ten film i nie można go sobie bez niego wyobrazić.

Polskie szanse na Oscary

O możliwości zdobycia przez „Idę" nagrody za zdjęcia już było. Myślę jednak, że Paweł Pawlikowski dostanie Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny. Chociaż wiadomo, że równie wielkie szanse ma „Lewiatan", to jednak „Ida" zrobiła bardzo dużą karierę w Stanach (i nie tylko) i Akademia powinna to docenić. Zwłaszcza, że film Pawlikowskiego jest dla mnie przede wszystkim uniwersalną opowieścią o poszukiwaniu tożsamości. Nie mam natomiast żadnych wątpliwości, że nagrodę za najlepszy krótkometrażowy dokument dostanie „Joanna" Anety Kopacz. To niezwykle prosty i piękny film, który nikogo nie pozostawi obojętnym. Brak Oscara dla tego filmu byłby, moim zdaniem, jedną z największych niespodzianek ceremonii.

Zbliżająca się wielkimi krokami 87. ceremonia rozdania Oscarów ma więc dwóch wyraźnych faworytów – „Birdmana" i „Boyhood", do których trafi zapewne większość statuetek, zwłaszcza tych najważniejszych. Do grona czarnych koni zaliczyć można z pewnością „Snajpera" oraz „Whiplash". Warto jednak pamiętać, że niemal co roku zdarzają się wielkie zaskoczenia, więc niewykluczone, że Akademia i w tym roku przyszykuje dla nas jakąś niespodziankę. Najważniejszą jednak kwestią jest trzymanie kciuków za to, by Polacy wrócili do kraju z jak największą liczbą statuetek.