FYI.

This story is over 5 years old.

podróże

​Dawno temu na samym szczycie

Wczoraj minęła 35 rocznica zdobycia przez Polaków Mount Everest zimą. Dokonali tego, jako pierwsi na świecie. Na górze zostawili krzyżyk i różaniec, za co Edward Gierek nie podał im ręki

Zdjęcia Wikicommons

Jako naród zawsze byliśmy ambitni. Może nie widać tego zbyt wyraźnie, na pierwszy rzut oka, ale naprawdę jesteśmy ambitni. Historia sypie przykładami jak z rękawa: Kircholm, Kłuszyno, Somosierra, Bitwa Warszawska, Monte Casino. Nie mam jednak zamiaru chwalić tu dokonań naszego oręża na przestrzeni wieków, bo jedyna walka o jakiej będzie mowa, to pojedynek na czekany z Czomolungmą.

Jak wiecie z podręczników (a może i z autopsji), życie za Żelazną Kurtyną do najłatwiejszych nie należało. Przewodnia rola ideologii i partii trochę zmieniła priorytety życia państwowego, a pogarda względem dokonań imperialistycznego Zachodu drastycznie zmniejszyła wysokość naszych skoków cywilizacyjnych.

Reklama

W 1953 r., gdy Edmund Hillary i Tenzing Norgay zdobywali Dach Świata, w Polszy głów wysokich stanowiskiem oficjeli nie zaprzątało pakowanie kupy pieniędzy w zagraniczne wyprawy. Wiadomo, złe czasy i miejsce na tego typu przedsięwzięcia.

Lata pięćdziesiąte mijały, a lista ośmiotysięczników bez flagi wbitej w szczyt spadała. W końcu okazało się, że polscy ludzie gór nie mają już żadnego dziewiczego szczytu do zdobycia. Trochę smutne, bo we wspinaczce jesteśmy całkiem dobrzy.

W latach 70. trochę się pozmieniało wewnątrz państwa i nasze wyprawy zaczęły na dużą skalę wdrapywać się na te parokilometrowe pagórki. Gdy w 1978 r. Wanda Rutkiewicz została pierwszą europejką na szczycie Mount Everest, chyba coś pękło i zaczęliśmy kombinować. No bo jednak cały czas da się być w czymś pierwszym.

I w ten sposób, paru naszych, postanowiło się też udać na najwyższy szczyt świata. Co z tego, że X osób przed nimi już zwiedziło ten rewir. Zwiedzili, ale w lecie. Latem nie ma po co tam iść. Każdy może. U nas nawet kobiety to potrafią.

A ta wyprawa miała być przełomową - w końcu nikt jeszcze nie zdobył ośmiotysięcznika zimą! System nadal nie sprzyjał takim osiągnięciom (za większe i pożyteczniejsze, uważano wyrobienie 200% normy w fabryce nakrętek), ale znalazł się kasiasty przedstawiciel szwajcarskiej Polonii - Julian Godlewski, który uważał takie "bzdety" za warte sporego dofinansowania z własnej kieszeni.

Reklama

Zdjęcia Wikicommons

Wejście na TAKĄ górę jest materiałem na niejedną książkę pełną barwnych metafor przyrody i mądrości, którymi karmimy dziś, na szkoleniach z pewności siebie, managerów w korpo. Wiecie, przyśpiewki typu "okopując każdy stawiany krok narastającym wycieńczeniem, bohatersko walczyli z bezwzględnym Boreaszem o dojście do swoich marzeń". Chętnie opisałbym nawet to w ten sposób, ale jest jeden mankament - nie było mnie tam, więc książka miałaby może ze dwie strony wypełnione ubarwionymi językowo faktami, które znalazłem w internecie. A z tego co znalazłem, wynika że takie zimowe wejście na Dach Świata, to nie takie hop siup, a nawet bym rzekł, że przejebana sprawa.

Wyobraźcie sobie - dookoła huraganowe wiatry, ekipa zaczyna opadać z sił, w namiocie „jedyne" -40 stopni Celsjusza, a kończyny od odmrożeń z czasem odmawiają posłuszeństwa. Było trudno, co tu dużo mówić.

No i 17 lutego 1980 roku, o godzinie 14:45, Krzysztof Wielicki i Leszek Cichy wreszcie dali radę! Jako pierwsi na świecie, zdobyli zimą Mount Everest i ośmiotysięcznik w ogóle.

Na górze zabrali się za fanty. W końcu musieli coś zostawić na pamiątkę. A jako, że "Polak to katolik", to padło na drewniany różaniec od Jana Pawła II i krzyżyk. Krzyżyk, który z kilkucentymetrowego, w plotkach urósł do 4-metrowego (prawie jak penisy w opowieściach nastolatków). No ale zabawa w fanty to nie tylko zostawianie, ale też branie. Z tych którymi się podzieli z opinią publiczną, nieśmiertelną sławę zyskał liścik Raya Geneta, który po zostawieniu go tam, na dół już nie dotarł - "Jeśli chcesz się dobrze zabawić, zadzwoń do Pat Rucker 274-2602 Anchorage, Alaska, USA". Jak potem się okazało (i logicznie z tekstu wynikało), był to numer do dziwki (podobno dobrej). Niezłe znalezisko. Ciekawe czy sprawdzili potem jej referencje?

Reklama

Zdjęcia Wikicommons

Niestety nie wszędzie i nie zawsze takie osiągnięcia są w cenie. Szczególnie, gdy wykonuje się dość niepożądane gesty. Ten krzyżyk i różaniec na tyle nie podał się władzom, że na Okęciu, Edward Gierek (dla niedouczonych, I sekretarz PZPR = osoba w państwie hashtag 1) nie podał kierownikowi wyprawy nawet ręki.

Król Nepalu za to stwierdził, że nie przyjmie ich na audiencję, bo… nie dowiedział się o tym wyczynie z pierwszej ręki, tylko od Polskiej Agencji Prasowej.

Ładne mi uznanie.

No, ale nawet bez uznania guru górników i monarchy górskiego zadupia, wyczyn ten zapisał Polskę na stałe w gronie pionierów himalaizmu. No i pokazał, że mamy wielkie jaja.

I niech ktoś się teraz odważy powiedzieć, że nie jesteśmy ambitnym narodem…