Wczoraj minęła 35 rocznica zdobycia przez Polaków Mount Everest zimą. Dokonali tego, jako pierwsi na świecie. Na górze zostawili krzyżyk i różaniec, za co Edward Gierek nie podał im ręki
Jako naród zawsze byliśmy ambitni. Może nie widać tego zbyt wyraźnie, na pierwszy rzut oka, ale naprawdę jesteśmy ambitni. Historia sypie przykładami jak z rękawa: Kircholm, Kłuszyno, Somosierra, Bitwa Warszawska, Monte Casino. Nie mam jednak zamiaru chwalić tu dokonań naszego oręża na przestrzeni wieków, bo jedyna walka o jakiej będzie mowa, to pojedynek na czekany z Czomolungmą.Jak wiecie z podręczników (a może i z autopsji), życie za Żelazną Kurtyną do najłatwiejszych nie należało. Przewodnia rola ideologii i partii trochę zmieniła priorytety życia państwowego, a pogarda względem dokonań imperialistycznego Zachodu drastycznie zmniejszyła wysokość naszych skoków cywilizacyjnych.
Reklama
W 1953 r., gdy Edmund Hillary i Tenzing Norgay zdobywali Dach Świata, w Polszy głów wysokich stanowiskiem oficjeli nie zaprzątało pakowanie kupy pieniędzy w zagraniczne wyprawy. Wiadomo, złe czasy i miejsce na tego typu przedsięwzięcia.Lata pięćdziesiąte mijały, a lista ośmiotysięczników bez flagi wbitej w szczyt spadała. W końcu okazało się, że polscy ludzie gór nie mają już żadnego dziewiczego szczytu do zdobycia. Trochę smutne, bo we wspinaczce jesteśmy całkiem dobrzy.W latach 70. trochę się pozmieniało wewnątrz państwa i nasze wyprawy zaczęły na dużą skalę wdrapywać się na te parokilometrowe pagórki. Gdy w 1978 r. Wanda Rutkiewicz została pierwszą europejką na szczycie Mount Everest, chyba coś pękło i zaczęliśmy kombinować. No bo jednak cały czas da się być w czymś pierwszym.I w ten sposób, paru naszych, postanowiło się też udać na najwyższy szczyt świata. Co z tego, że X osób przed nimi już zwiedziło ten rewir. Zwiedzili, ale w lecie. Latem nie ma po co tam iść. Każdy może. U nas nawet kobiety to potrafią.A ta wyprawa miała być przełomową - w końcu nikt jeszcze nie zdobył ośmiotysięcznika zimą! System nadal nie sprzyjał takim osiągnięciom (za większe i pożyteczniejsze, uważano wyrobienie 200% normy w fabryce nakrętek), ale znalazł się kasiasty przedstawiciel szwajcarskiej Polonii - Julian Godlewski, który uważał takie "bzdety" za warte sporego dofinansowania z własnej kieszeni.
Reklama
Zdjęcia Wikicommons
Wejście na TAKĄ górę jest materiałem na niejedną książkę pełną barwnych metafor przyrody i mądrości, którymi karmimy dziś, na szkoleniach z pewności siebie, managerów w korpo. Wiecie, przyśpiewki typu "okopując każdy stawiany krok narastającym wycieńczeniem, bohatersko walczyli z bezwzględnym Boreaszem o dojście do swoich marzeń". Chętnie opisałbym nawet to w ten sposób, ale jest jeden mankament - nie było mnie tam, więc książka miałaby może ze dwie strony wypełnione ubarwionymi językowo faktami, które znalazłem w internecie. A z tego co znalazłem, wynika że takie zimowe wejście na Dach Świata, to nie takie hop siup, a nawet bym rzekł, że przejebana sprawa.Wyobraźcie sobie - dookoła huraganowe wiatry, ekipa zaczyna opadać z sił, w namiocie „jedyne" -40 stopni Celsjusza, a kończyny od odmrożeń z czasem odmawiają posłuszeństwa. Było trudno, co tu dużo mówić.No i 17 lutego 1980 roku, o godzinie 14:45, Krzysztof Wielicki i Leszek Cichy wreszcie dali radę! Jako pierwsi na świecie, zdobyli zimą Mount Everest i ośmiotysięcznik w ogóle.Na górze zabrali się za fanty. W końcu musieli coś zostawić na pamiątkę. A jako, że "Polak to katolik", to padło na drewniany różaniec od Jana Pawła II i krzyżyk. Krzyżyk, który z kilkucentymetrowego, w plotkach urósł do 4-metrowego (prawie jak penisy w opowieściach nastolatków). No ale zabawa w fanty to nie tylko zostawianie, ale też branie. Z tych którymi się podzieli z opinią publiczną, nieśmiertelną sławę zyskał liścik Raya Geneta, który po zostawieniu go tam, na dół już nie dotarł - "Jeśli chcesz się dobrze zabawić, zadzwoń do Pat Rucker 274-2602 Anchorage, Alaska, USA". Jak potem się okazało (i logicznie z tekstu wynikało), był to numer do dziwki (podobno dobrej). Niezłe znalezisko. Ciekawe czy sprawdzili potem jej referencje?
Reklama
Zdjęcia Wikicommons
Niestety nie wszędzie i nie zawsze takie osiągnięcia są w cenie. Szczególnie, gdy wykonuje się dość niepożądane gesty. Ten krzyżyk i różaniec na tyle nie podał się władzom, że na Okęciu, Edward Gierek (dla niedouczonych, I sekretarz PZPR = osoba w państwie hashtag 1) nie podał kierownikowi wyprawy nawet ręki.Król Nepalu za to stwierdził, że nie przyjmie ich na audiencję, bo… nie dowiedział się o tym wyczynie z pierwszej ręki, tylko od Polskiej Agencji Prasowej.Ładne mi uznanie.No, ale nawet bez uznania guru górników i monarchy górskiego zadupia, wyczyn ten zapisał Polskę na stałe w gronie pionierów himalaizmu. No i pokazał, że mamy wielkie jaja.I niech ktoś się teraz odważy powiedzieć, że nie jesteśmy ambitnym narodem…