Imprezy to nie jest błahy temat

FYI.

This story is over 5 years old.

VICE guide to guys x AXE

Imprezy to nie jest błahy temat

„Wszystkie nieprzespane noce" to coś więcej, niż film o afterach i powrotach z klubów. Michał i Krzysiek opowiadają o jego kulisach

Fot. Karol Grygoruk

Ubiegła dekada była złotym wiekiem kina imprezowego – tj. filmów, których główną osią fabuły jest melanż, przygotowanie do melanżu, ewentualnie krajobraz po melanżu. Chociaż początków tego osobliwego gatunku można upatrywać w latach 60. (z filmami o balangach na plaży) to jego rozkwit i niechybny przekwit przypadał na dziesięciolecie otwarte przez American Pie, a zamkniętą przez Kac Vegas. Większość amerykańskich filmów imprezowych to głupawe komedie omyłek, pełne sztubackich gagów o seksie i komunałów na temat dorastania. W Europie powstało kilka perełek w rodzaju Human Traffic czy The World's End z Simonem Peggiem, które w komediowej formie niosły dość gorzki społeczny przekaz. Cały odłam kina imprezowo-historycznego: Rytmy nocy (o sławnym klubie 54) czy 24 Hour Party People (o manchesterskiej Haciendzie) były pewnego rodzaju rozliczeniem, a jednocześnie próbą uchwycenia tego, co se ne vrati, bo przecież 19 lat ma się tylko raz.

Reklama

Niewiele filmów na poważnie wzięło się za współczesne imprezowanie (a już na pewno nie w Polsce, która z gatunku wyciągnęła to, co najgorsze i ulepiła z tego toporne kalki: Testosteron, Kac Wawę, Wyjazd Integracyjny czy pachnący jeszcze latami 90., a przez to odrobinę ciekawszy Wtorek). Najlepszą bodaj rodzimą próbą był dokument HBO Czekając na Sobotę – problem w tym, że stanowił protekcjonalne i moralizatorskie safari po Polsce gminnej, na które przed ekranem mogli się wybrać bywalcy „lepszych" klubów, tych z Warszawy, Wrocławia, Sopotu czy Poznania. O nich samych nie powstało z kolei nic, co wymykałoby się płytkiej konwencji wujkowego żartu i okrzyku „łeee, ale się najebałem".


RAZEM Z AXE SPRAWDZAMY, KIM SĄ DZISIEJSI FACECI W RUBRYCE VICE GUIDE TO GUYS


Musieliśmy czekać do 2016 r., aż Michał Marczak podejmie temat pozornie błahy, pozornie niewart poważnej uwagi należnej poważnym czynnościom, ale dla większości z nas związany ze sporym wycinkiem życia. Choć akcja nagrodzonych na Sundance Wszystkich nieprzespanych nocy dzieje się między domówkami, imprezami nad rzeką, tańcami w sypialni, porannymi afterami, powrotami do domu i rozmowami o poranku, to film opowiada o czymś wiele ważniejszym, niż tylko hedonistyczna zabawa. Żeby go lepiej zrozumieć, spotkałem się z Michałem i Krzyśkiem, głównymi męskimi bohaterami filmu, których przyjaźń napędziła całą historię.

VICE: Na początku wydawało mi, że to jest film o nocnym życiu Warszawy. Potem doszedłem do wniosku, że to film o emocjach, które towarzyszą temu miotaniu się, poszukiwaniu nie wiadomo czego, takie „może coś się wydarzy" (i na poziomie jednego wieczoru i dłuższych okresów). Ale jak wy go rozumiecie?
Michał Huszcza: Miałem okazje oglądać nasz film z kimś, przerywając sobie, robiąc moment na piwo, na papierosa, rozmawiając, ale to było dalej uczestniczenie – a te dodatkowe sytuacje towarzyszące oglądaniu jeszcze budowały całą treść filmu. Lubię wgląd w drobne gesty, niedokończone zdania, które budują sytuacje i bohaterów.
Krzysztof Bagiński: Oczywiście można by było powiedzieć, że ten film jest o stwarzaniu się, samotności, o byciu razem i rozstaniach, jasne. Dla nas przełomowym momentem było zrozumienie, że powinniśmy budować tę historię na wzór wspomnienia, formę reminiscencji. To jest zbiór tego rodzaju chwil, bardzo wybiórczych, ale które według nas mogą mieć po latach szczególnie silne miejsce w pamięci.

Reklama

Miałem wrażenie, że o ile wy jesteście bohaterami, to miejsca w filmie są prawie że równoważne. Jaki był klucz ich doboru?
Krzysztof: Zawsze staraliśmy się dobierać miejsca pod kątem poszczególnych scen oraz tego, co my w tym mieście szczególnie lubimy. To od przestrzeni uzależnione jest to, kogo i jaką energię się tam napotka. Czasami też miejsca z perspektywy kamery potrafią być dużo ciekawsze wizualnie niż w rzeczywistości i odwrotnie. Ale przede wszystkim to były przestrzenie, które są nam bliskie i wiedzieliśmy, że chcemy, żeby jakaś scena tam się wydarzyła. Dla nas to było też trochę zachowywanie szczególnych punktów miasta, które się tak szybko zmienia.

Widzimy was w bardzo charakterystycznych warszawskich miejscówkach. Blok w Ścianie Wschodniej, Wisła, okolice Starówki. Czy to może być inaczej odebrane przez osobę, która jest stąd, która tutaj mieszka, a inaczej przez kogoś z zewnątrz?
Michał: Pewnie tak, na przykład ta rzecz, która się dzieje na Starówce: chyba mniej osób chyba sobie zdaje sprawę z tego takiego Disneylandu, który tam powstał – że to jest taka prawie komputerowa tekstura. Z drugiej strony ta scena jest chyba jedną z najbardziej beztroskich w filmie. Jeśli ktoś tam ma wiedzę na temat tego miejsca, no to myślę, że to poszerza znaczenie.

W filmie wygląda to tak, jakbyście znali te miejsca cholernie dobrze, jakbyście byli z nimi mocno związani.
Krzysztof: Wymienialiśmy się nimi ze sobą. Wiele było wspólnych lub dobrze znanych, ale każde z nas lubiło nieco inne miejsca. Już na etapie przygotowań pokazywaliśmy je sobie, przy okazji wpadając na zupełnie nowe. To wspólne eksplorowanie było najfajniejsze. Lubimy myśleć o mieście jak o wielkim, przedziwnym placu zabaw, który niekoniecznie musi być używany według przyjętych ustaleń. A już szczególnie w ciepłą letnią noc, kiedy wszyscy z Warszawy wyjeżdżają i miasto jest jak wymarłe.

Reklama

Jak to wyglądało na poziomie pracy? Kiedy wy wiedzieliście, że kręcicie film, a kiedy wiedzieliście, że to po prostu trwa.
Michał: Czasami chyba wszyscy wiedzieliśmy, że coś ważnego się wydarza i to pęka, otwiera się i wpadamy w to razem. Czujemy, że to jest coś znaczącego.
Krzysztof: Większość czasu to faktycznie było oczekiwanie, próby i szukanie, takie bardzo aktywne, ale też nie wymuszanie raczej, bardziej czekanie, aż coś się spełni. Aż zgra się atmosfera, światło, muzyka i pomysł, z którym wyszliśmy na zdjęcia. No bo jednak, szczególnie z czasem, im dłużej ze sobą pracowaliśmy, im dłużej to trwało, tym każdy z nas lepiej potrafił sobie wyobrażać jakiej sytuacji w danym miejscu będzie się można spodziewać, jak wpleść w to naszą wymyśloną historię, a co jesteśmy w stanie szybko zaimprowizować.
Michał: Często staraliśmy się wychodzić poza krąg znajomych, poza miejsca, gdzie możemy ich spotkać. To że ludzie jakoś mało wychodzą poza swój krąg znajomych, mało może eksplorują, było jednym z tematów naszych rozmów. Uczyliśmy się wchodzenia w te miejsca, gdzie mieliśmy poczucie, że rzeczywistość jest otwarta – że dotykasz osobę i ona się zaczyna ruszać, że ona się aktywuje i po prostu zaczynasz z nią rozmawiać. Niektóre osoby ze względu na kamerę gdzieś tam się chowały, nie potrafiły się tak aktywować, a niektóre wręcz przeciwnie, właziły w kamerę.

Nie czuliście, że to obecność kamery i reżysera dodaje sytuacjom odrobiny spięcia, nienaturalności, że nagle trochę udajemy, „żeby przed kamerą dobrze wypaść"?
Krzysztof: Generalnie granie to sprawne udawanie i przecież nie chodzi o to, żebyś zapomniał, że robisz film. Nie da się ukryć tego wpływu, trzeba umieć z niego korzystać i wykorzystywać go do tego, do czego my chcieliśmy go wykorzystać: do generowania pewnych rzeczy i do skupiania w danym miejscu i danej sytuacji jakiejś emocji i energii.
Michał: Pewne niedoskonałości dodawały ukrytej dramaturgii całej akcji. Np. przyrost wagi lub niekorzystne fryzury.

Reklama

DLA DZIKICH MELANŻOWICZÓW I SPOKOJNYCH DOMATORÓW. POLUB FANPAGE VICE POLSKA, ŻEBY BYĆ Z NAMI NA BIEŻĄCO


Z osób widocznych na ekranie tylko wy dwaj byliście wtajemniczeni?
Krzysztof: Wprost opowiadaliśmy o tym, co robimy i jakie mamy wyobrażenie tego. To była podstawowa sprawa. Zresztą większość osób, które pojawiają się w filmie to nasi bliscy i znajomi. Spotykaliśmy ich nie tylko na zdjęciach, a i zdjęcia poprzedzały przygotowania z pojawiającymi się. Bardzo rzadko było tak, że dopiero po sytuacji wszystko tłumaczyliśmy. Wybieraliśmy osoby, które znaliśmy, które nas znały, o których wiedzieliśmy, że mają coś, co jest dla nas i dla historii bardzo ważne.
Michał: Ja bardzo lubię to, że my czasami tak wychodziliśmy i się rzucaliśmy w noc, nie do końca wiedząc, co będzie, ale z jakąś tam intencją powiedzmy.

To były naturalnie prowadzone rozmowy? Sprawiały wam przyjemność wtedy, podczas kręcenia?
Michał: My z Krzysztofikiem, odkąd się poznaliśmy, dużo gadamy. Często spędzaliśmy noce na rozmowach, potem pojawił się Michał i było podobnie, jednak nie chcieliśmy, żeby ten film był przegadany, więc stwierdziliśmy, że musimy to jakoś tak wypoziomować. Niektóre wątki prowadzone od miesięcy musieliśmy rozpoczynać od nowa. To nie było najłatwiejsze
Krzysztof: Staraliśmy się, żeby pewne tematy, które były wtedy dla nas szczególnie ważne – też pewne stwierdzenia wprost – powróciły w filmie. Zazwyczaj o tym nie myślimy i całe szczęście, bo to byłaby ciągła żałoba, ale tak jak ważne myśli, tak ważni ludzie, momenty, czy miejsca, zapominają się zwykle bez uprzedzenia. Fajnie, że kilka z tych rzeczy w jakiś dziwny sposób udało nam się zachować.

Kiedy rozmawialiśmy podeszła do nas grupa licealistek, które nagrywały ankietę w ramach zaliczenia lekcji. Pytanie brzmiało: za czym tęsknisz?
Krzysztof: Za jakąś prostą niewinnością.

Michał:Ja tęsknię za dziadkiem, który zmarł, gdy miałem dziewięć lat. Chciałbym się z nim teraz napić piwa.