10 najważniejszych płyt: Mrozu

FYI.

This story is over 5 years old.

10 najważniejszych płyt

10 najważniejszych płyt: Mrozu

Znacie Mroza? Wiadomo - kto nie kojarzy autora superprzeboju "Miliony monet"? Ale czy wiecie, na jakiej muzyce wychował się Łukasz i czego dziś słucha prywatnie? Sprawdźcie jego selekcję dla Noisey!

Talenciarz. Jakich mało. Wszechstronnie wykształcony muzycznie - sam sobie napisze, zaśpiewa, a czasem również zagra i jeszcze wyprodukuje. Jednym słowem: człowiek-orkiestra. "Zapytaj Łukasza, czy nie chciałby opowiedzieć o swoich najważniejszych płytach?" - zagadnął mnie niedawno Andrzej Cała. "Fajne te rzeczy teraz robi, to jest polski pop na poziomie" - dodał szef Noisey. No to zapytałem. A oto efekt. Czytajcie! Najlepiej słuchając nowej, jeszcze ciepłej płyty Mroza "Zew", którą promuje niepokojący "Duch".

Reklama

D'Angelo "Voodoo", 2000

Płytę z dość intrygującym tytułem wręczyła mi koleżanka z licealnej ławki. Od tamtej pory - jeśli coś miałbym nazwać klasyką czarnej muzyki neosoul - to wskazałbym właśnie na ten album. To płyta czarna niczym ciągnąca się smoła. Genialna rzecz. Przede wszystkim za sprawą genialniej sekcji rytmicznej - nie zapominając jednak o wokalu D'Angelo w stylu Prince'a. No i rasowych chórkach - jak z kościoła Baptystów. Album bez litości. Momentami brzmiący jak zespół Jamesa Browna po skurzeniu jointa, ale skłaniający się także do stylu Marvin'a Gaye'a. A czasem prawdziwy i surowy niczym klasyczny brudny rap z nonszalancko osadzoną frazą wokalu. I te długie utwory, co też nie jest przypadkowe. Ta płyta hipnotyzowała pary wrażliwe na soul na całym świecie, stając się idealnym "backgroundem" do podnoszenia temperatury w sypialni. Pościelowy afrodyzjak. By to zrozumieć polecam np. "Send It On" czy oczywiście "Untitled (How Does It Feel)".

Michael Jackson "Off The Wall", 1979

Tu pojawia się wahanie: "Thriller" czy "Off The Wall"? Najpierw porwała mnie płyta z Jacksonem w białej marynarce na okładce (ulubiona z domowej kolekcji winyli). Ale poznając po latach pierwszą solówkę MJ'a z Quincy Jonesem zmieniłem jednak zdanie. Na "Off The Wall" są sekcje dęte, afrykańskie groovy, basy i funkowe gitary, czyli najlepsze rzeczy wyciągnięte z przemijającej ery disco. I zawierające rytmicznie znacznie więcej, niż puls "na i". To mi robi. O talencie Jacksona nie trzeba pisać - każdy fan doskonale wie, za co go kochamy. Ciągle sprawia mi frajdę odnajdywanie we współczesnych utworach nawiązań do tego albumu. Pharrell Williams, Bruno Mars, czy ostatnio The Weeknd. Nie zrobiliby wielu swoich dzieł, gdyby nie ten krążek.

Reklama

Amy Winehouse "Back To Black", 2006

Słyszysz śpiew Amy i od razu jej wierzysz. Podążasz za tym głosem i wchodzisz w jej historię. Dopiero potem doceniasz jej talent i wyjątkowość. Kiedy zobaczyłem po raz pierwszy jej klip w telewizji to… zdębiałem. Próbowałem zrozumieć, w jaki sposób nagranie z 2006 roku może brzmieć tak bardzo retro. Faktura produkcji, za sprawą Marka Ronsona z zespołem The Dap-Kings, dopieszczona przez Toma Elmhirsta, dosłownie przenosiła w czasie - miała w sobie ducha lat 60. w tym najfajniejszym damskim, jazzowym, soulowo-bluesowym wydaniu. Numery z "Back To Black" zmiotły mnie swoim charakterem. To chyba najlepiej zrobiona płyta w stylu vintage. Czym jednak byłaby ta muzyczna otoczka - czyli produkcja, aranż i stylizacja - bez geniuszu tej dziewczyny. No i daru, który miała w swoim niezwykłym głosie.

Gorillaz "Demon Days", 2005

Jak wchodzi Gorillaz to wiesz, że to oni. Jeden z zespołów, który ma swoją brzmieniową sygnaturę. Lekko psychodeliczne połączenie hip-hopowego świata z brit rockiem. Trochę kwaśne, jakby niestrojące i przesterowane. Damon Albarn już dawno, jeszcze w Blur skradł moje serce swoim przeziębionym głosem, ale tutaj - w połączeniu z graficznym alter ego członków Gorillaz - stał się częścią rewolucji.

Gnarls Barkley "St. Elsewhere", 2006

Kolejna płyta sięgająca do dziedzictwa starego funku, stylu Motown i alternatywnego rocka. Świetnie wyprodukowana przez Danger Mouse'a, który dokopał się do znakomitych sampli. Breakbeaty, hip-hopowe loopy, a to wszystko brudne i charczące, a wreszcie te żywe instrumenty. Słuchając "St. Elsewhere" można odnieść wrażenie, że wokal został wyciągnięty z jakichś starych "acapelii" z winyla. Nic jednak bardziej mylnego - to kapitalny Cee Lo Green, którego głos odbierałem podobnie, jak wokal Amy. Gość jakby z innej epoki, unikat.

Reklama

Niemen "Sukces", 1968

Zawsze wynoszony na piedestał przez mojego tatę. Jako młokos czułem, że to ważna postać, ale te przepełnione patosem piosenki były na tamten moment dla mnie chyba za ciężkie. Wraz z dorastaniem i nabieraniem świadomości zrozumiałem jednak o co chodziło. Po latach, studiując repertuar Raya Charlesa czy Jamesa Browna zrozumiałem, że nikt inny jak Czesław Niemen nie mógłby być ich polskim odpowiednikiem. Mieliśmy na wosku "Czy mnie jeszcze pamiętasz", "Sukces" i "Dziwny jest ten świat". Chociaż możliwe, że tą ostatnią już na CD. Ostatnio kupiłem płytę "Sukces" i wrzuciłem do odtwarzacza w aucie i pokonałem z nią dobre paręset kilometrów, czując przy tym jakąś mistyczną więź z Czesławem. Na tej płycie najbardziej słychać, że to był nasz słowiański James Brown.

Breakout "Blues", 1971

"Oni zaraz przyjdą tu", "Co się stało kwiatom" i oczywiście "Kiedy byłem małym chłopcem" - moi faworyci z dzieciństwa. Wielokrotne odtworzenia tego albumu w domu rodzinnym mocno weszły mi w głowę. I siedzą sobie tam nadal i tworzą definicję polskiego bluesa.

Daft Punk "Discovery", 2001

Roboty, przybysze z kosmosu, DJ'e z przyszłości. Jakkolwiek o nich mogłem myśleć, to marzyło mi się, by znaleźć się w studio Daft Punk i poznać ich tajniki produkcyjne. Płyta ta wisiała gdzieś na osiedlowym serwerze i chętnie ją odpalałem, wcześniej znając też bardzo dobrze "Around The World" czy "Da Funk" z poprzedniego albumu "Home Work". Jako fan mangi, która leciała na kablówce na stacji Polonia 1, tym bardziej rozwalił mnie klip "One More Time". Był to moment, gdzie muzyka house święciła triumfy na parkietach - z tym że Ci koleżkowie z Francji robili to inaczej. Po latach udało mi się zdemaskować parę numerów, które samplowali, ale jakie to ma znaczenie? Po prostu nowatorskie granie, podobne do niczego innego wcześniej - jednym słowem ekscytujące. Więcej - zajebiste!

Reklama

Kelis "Kaleidoscope", 1999

Muszę w tym zestawieniu oddać hołd Pharrellowi Williamsowi, którego byłem fanem od pierwszych taktów jego bitów - czy to dla Jay-Z, czy też robionych pod sztandarem The Neptunes. Coś było w tych bębnach, jakby… wykręconych na twarz. Takich suchych, a zaprogramowanych przecież przez bębniarza, którym jest właśnie P. On i Chad Hugo lubili analogowe syntezatory, clavinety, rhodesy, gitary akustyczne i umiejętnie cieli te elementy. A Kelis świetnie się wtopiła w te aranże - raz czarując ciepłą barwą, a kiedy indziej wydzierając się na cały głos pokazała, że ma do zaoferowania jeszcze inny wymiar swojego głosu. Namiętnie wałkowałem tę płytę. Myślę, że to właśnie na niej Skateboard P wyrobił sobie większość patentów, które wykorzystywał potem przez kolejne 15 lat.

The Police "Outlandos d'Amour", 1978

Kasetę Policjantów przyniósł do domu mój brat. Zachwyciłem się i - pod jego nieobecność - przesłuchiwałem ją na autorewersie. Chodziłem jeszcze do podstawówki, ale pamiętam, że podobała mi się surowość i minimalizm tej muzyki, jej surowość i oszczędność. A - jak wiadomo - mniej znaczy więcej. W dodatku wszystko mega melodyjne. No i czuć było punkowo-rockowy charakter, z tym że gitary nie były przesadnie przesterowane. Do tego vibe reggae, który nastrajał pozytywnie. "Roxanne" mimowolnie znali chyba wszyscy, ale reszta płyty nie odstawała od tego hitu, więc z przyjemnością wkręcałem się w całą "Outlandos d'Amour". Śmieję się, że The Police to angielska odpowiedź na… Lady Pank czy Perfect, bo przecież te podobieństwa są nieprzypadkowe.