Unlocking the Truth: Bez zespołu bylibyśmy równie szarzy co nasi rówieśnicy
Kadr z filmu "Breaking a Monster"; Ethan Palmer

FYI.

This story is over 5 years old.

Wywiady

Unlocking the Truth: Bez zespołu bylibyśmy równie szarzy co nasi rówieśnicy

Przy okazji 14. FF Millenium Docs Against Gravity porozmawialiśmy ze wschodzącymi gwiazdami metalu z nowojorskiego Brooklynu.

Kiedy kilkunastolatkowie podpisują kontrakt z Sony na niemal 2 mln dolarów, fani muzyki na całym świecie zwyczajnie nie mogą pozostać obojętni. Zagłębiają się w szczegóły, sprawdzają, co to w ogóle jest to Unlocking the Truth i natrafiają na krótki filmik, którego viralowa popularność zwróciła na zespół uwagę majorsa. Jeden klik i szok. No bo jak to, przecież oni nie wyglądają jak synowie He-Mana i Eriki Steinbach. O co tu chodzi? Czarnoskórzy metalowcy? Ano tak, zamknięty w swoim ciasnym świecie, więźniu stereotypów.

Reklama

Ich odmienność działa wyłącznie na ich korzyść, a talent i praca jaką wkładają w swoją twórczość zaowocowała szeregiem większych i mniejszych sukcesów, z których najcenniejszy to z pewnością błogosławieństwo z trzęsących się rąk wiecznie niedopitego boga metalu Lemmy'ego Kilmistera. Nastolatkowie mają doskonałe wyczucie swojego miejsca w czasach, w których przyszło im żyć, a ich wrodzony luz i otwarty umysł może pomóc ciężkiemu brzmieniu w wygrzebaniu się z popularnościowego dołka. Nie spinają się jak Dead Demon Rider i inni metalowi kowboje, wyglądają jak zwykli nastolatkowie, ponieważ muzyka dla nich to po prostu środek artystycznego wyrazu, nie wyimaginowana nisza, wytyczająca często durne kanony zachowania.

Przy okazji 14. FF Millenium Docs Against Gravity spotkaliśmy się z Malcolmem (wokalistą), Alekiem (basistą) i Jaradem (perkusistą) w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie, gdzie w ramach festiwalu wyświetlano ich dokument "Breaking a Monster". Jeszcze przed ich koncertem w Kulturalnej porozmawialiśmy z nimi chwilę, by dowiedzieć się co młode pokolenie metalowców myśli o przyszłości gatunku, jak czują się w często brutalnym muzycznym przemyśle oraz tym w jaki sposób Internet kształtuje gusta młodych fanów muzyki. Cały wywiad znajdziecie poniżej. METAL UP YOUR ASS!!!

Noisey: Czy to nie dziwne, że nowy metalowy fenomen wyrósł w społeczności czarnoskórych nowojorczyków?
Malcolm: No tak, to faktycznie może wydawać się trochę dziwne. Ale wiesz, każdy ma własny gust. Ja i Jarad byliśmy mocno wkręceni w wrestling, gdzie metal często był muzyką pojawiającą się w tle. Właśnie tak zajaraliśmy się tą muzyką. Wiesz, lubię też słuchać rapu, podobnie jak reszta chłopaków z zespołu, ale metal jest czymś co nas łączy, spaja.

Reklama

Jesteście bardzo młodzi, macie 15, 16 lat. Nie czujecie czasem, że brutalny przemysł muzyczny bezpowrotnie zabiera waszą nastoletniość?
Alec: Nie. Mamy świetną zabawę, a poza tym dzięki temu co robimy coraz więcej lasek jest nami zajarane. Bierzemy udział w różnych gigach, festiwalach dzięki naszej muzyce. Coraz więcej ludzi chce nas znać, kręcić się gdzieś obok. Bez Unlocking the Truth pewnie bylibyśmy równie szarzy i bezimienni co nasi rówieśnicy.

No ale wiecie, czasem pewnie mielibyście ochotę wyjść na deskę, pograć w kosza z rówieśnikami albo po prostu szlajać się gdzieś jak zwyczajni nastolatkowie. Wtedy jednak wkracza was menadżer, który zagania was do pracy w studiu, blokuje wasze luźne plany.
Malcolm: No to czasem bywa wkurzające, ale to też nie jest tak do końca. Chodzimy do szkoły, spotykamy się z ludźmi. Robimy to co każdy nastolatek. Kiedy przychodzi jednak do pracy w zespole, pracujemy na maksa. Nie wtrynia się to nam znowu tak bardzo.

Metal w ostatnich kilkunastu latach mocno stracił na popularności, zwłaszcza w kręgach nastolatków. Czy spotykały was szykany wywołane waszą miłością do ciężkiego brzmienia?
Malcolm: Zdarzyło mi się to kiedyś.
Alec: No, ale nie w liceum. Wszystkie dzieciaki wiedzą, że jestem spoko i dokładnie z takim traktowaniem z ich strony się spotykałem. Nie wiem jak Malcolm, ale ja nigdy nie dostałem po łbie za moją miłość do metalu.
Jarad: Ja pamiętam, że zdarzało mi się to w podstawówce. Wtedy faktycznie niektóre dzieciaki były okrutne i śmiały mi się prosto w twarz. Nie chciałem chodzić do szkoły, pojawiałem się tam przygnębiony, ze spuszczoną głową. W liceum wiele rzeczy się zmienia, ludzie są nieco mądrzejsi i bardziej akceptują twoją odmienność. Jest zdecydowanie lepiej.

Reklama

Z tego co pamiętam to pracowałeś nad książką opowiadającą historię zespołu i dzieciaków, które wyśmiewały się ze swoich uzdolnionych rówieśników i chyba nie skończyli na tym najlepiej.
Jarad: Tak, tak. Jakim cudem o tym wiesz, to było tak dawno temu?

Mów lepiej jak poszły prace. Da się ją gdzieś przeczytać?
Jarad: Oj, jeszcze jej nie skończyłem. Od czasu do czasu piszę. O mojej podróży, o tym co robię, czego doświadczam na co dzień. Coś w rodzaju pewnego dziennika.

A jak reagują na waszą zakulisową obecność wasi idole? Graliście już przed Motörhead, Guns'n'Roses, Marylinem Mansonem.
Malcolm: Wspierają nas jak tylko mogą. Lemmy Kilmister dorzucił sporo hajsu, byśmy mogli kupić Jaradowi nowy zestaw perkusyjny. Marylin Manson również był bardzo miły. Pod tym całym przerażającym makijażem jest z niego naprawdę zajebisty koleś. Przyjaźnimy się mocno z Living Colour. Są dla nas niczym rodzina. Myślę, że ci wszyscy ludzie doceniają nasz talent i wkładaną przez nas pracę.
Alec: To zabawne, bo podczas naszych pierwszych występów miałem wrażenie, że ci ludzie nas testują. Wystawiają na próbę. Tak jakby uważali nas za przypadkowo zebranych utalentowanych dzieciaków, w które ktoś wrzucił hajs. Nie sądzili, że za tym wszystkim stoi nasza ogromna przyjaźń. Byli w ciężkim szoku, kiedy mogli zobaczyć nas z bliska, poznać nas i zajrzeć w nasze serca.

Wiecie - różnicie się od reszty; zwłaszcza w świecie, w którym stereotypowy metalowiec to blondwłosy, napakowany białas.
Malcolm: Nasza odmienność to powód, dzięki któremu jesteśmy tutaj. Poza tym pozwoliło to nam przeskoczyć wiele stopni ku popularności, od razu wbiliśmy na właściwy pułap. To chyba najlepsza część tego, że różnimy się od reszty. Mamy ogromne szczęście, że jesteśmy czarnoskórymi metalowcami. Tak wyszło.
Alec: Druga rzecz, która wiąże się z naszą wyjątkowością, to nasz unikalny styl. Nie nosimy się jak standardowi metalowcy. Wracamy do starych rzeczy, które możemy dokooptować do naszego brzmienia, ponieważ dzisiejszy metal nie jest zbyt bogaty.
Malcolm: Szczerze powiedziawszy, na co dzień nie słucham zbyt wiele metalu. Po prostu go robię. Słucham współczesnej muzyki. Nie potrafiłbym nawet wymienić zbyt wielu dzisiejszych metalowych zespołów. To ja chcę tworzyć ten zespół, dzięki któremu metal znów stanie się popularny. Zobaczymy, czas pokaże.
Alec: Dzisiaj wszystko brzmi tak samo. Brzdąkanie na pustych strunach. Ja lubię wrócić do starszych rzeczy, takich jak wczesny Linkin Park, bo właściwie to nie przepadam zbytnio za ich nowymi rzeczami, są zbyt delikatne. Lubię też Metallikę i sporo starych rzeczy. Lubię początek milenium.
Malcolm: Nu metal.
Alec: Tak do 2003, 2004. Wtedy metal był naprawdę zajebisty. Rzeczy jak Korn, Slipknot. Dobry nu metal.

Reklama
Kadr z filmu

Dla mnie to wszystko brzmi tak samo i jest zbudowane na "okej, zrzućmy struny do C albo D i lecimy z koksem".
Alec: No w dzisiejszym metalu nie uświadczysz niczego innego.
Malcolm: Ja często zrzucam swoją gitarę do drop C, by lecieć bardziej nu metalowo. Metallica gra w standardowym stroju w E. Ja często szukam dobrego stroju - najczęściej to C, czasem B.

B? To chyba nie jest zbyt popularny strojenie.
Malcolm: Slipknot czasem zrzuca do niego swoje gitary. W mojej opinii im niżej, tym lepiej. Ludzie też nie chcą cały czas słuchać metalowych numerów w standardowym strojeniu.

Ja zawsze lubiłem grać w drop D. Od początku swoich muzycznych poszukiwań bardzo lubiłem Black Sabbath, a oni bardzo, bardzo często się nim posługiwali. Lubię stare rzeczy, nu metal nigdy mnie nie jarał. Ani współczesny, ani ten sprzed niemal 20 lat.
Alec: Nie lubisz tego? Jak? (śmiech).

Oj, no ja zawsze będę wracał przez sentyment do 80., przede wszystkim "Master of Puppets", który był chyba pierwszy albumem muzycznym jaki w całości przesłuchałem. A potem każdego dnia po szkole, dopóki taśma w kasecie nie umarła. Ale czy wy w ogóle słyszeliście kiedyś o takim urządzeniu jak kaseta magnetofonowa, walkman?
Alec: Wiemy co to jest, jednak my to już inna era.
Malcolm: Płyty CD, iPady, odtwarzacze mp3. Pamiętam swój pierwszy kompakt. To było "Indestructible" Disturbed. Kupiliśmy ten krążek, kiedy tylko wyszedł, z samego ranka. Mój tato zabrał do sklepu mnie i Jarada i ledwo po pobudce mieliśmy już swój upragniony album. Nigdy nie musieliśmy się martwić o to, że taśma w kasecie się zużyje.

Jasne. Dzisiejsze w pełni cyfrowe formy są jeszcze trwalsze i bardziej dostępne.
Malcolm: Wiadomo. Gdy tylko pojawiły się rzeczy jak Spotify, iTunes, itd. fani zyskali możliwości dokładnego dobierania muzyki do swojego gustu i to jest świetne. W czasach kiedy metal był na fali popularności, wiele zawdzięczał telewizji. Na MTV można było oglądać koncerty, teledyski. Disturbed byli na MTV, w radiu. Fani nie mieli zbyt wielkiego wpływu na to czego słuchają, po prostu odpalałeś program w telewizji, czy włączałeś odbiornik i zwyczajnie słuchałeś tego, co w danej chwili leciało. Byłeś do tego niejako przymuszany.

Dziś, kiedy mamy wysoce rozwiniętą technologię, internet, smartfony, możemy precyzyjnie nakierować program, który znajdzie idealną muzykę dla naszego gustu. Myślę, że to zajebiste. To może być również powód, przez który metal traci dzisiaj na popularności. Niewiele młodych osób się nim jara, mało go w mediach społecznościowych. Dlatego chcemy pokazać ludziom swój styl, coś świeżego. Swag metal (śmiech).
Alec: Media społecznościowe mają spory wpływ na kształtowanie zainteresowań młodych ludzi. Celebryci naprawdę mocno na to wpływają. Gwiazdy takie jak Rihanna, Beyoncé nagrywają z raperami, co wpływa na popularność gatunku. Rap ewoluuje, pojawiło się dużo trapu. I to zepchnęło metal na dalszy plan, ponieważ ludzie nie chcą wychodzić poza pewną strefę komfortu i po prostu wkręcają się w to co lubią ich znajomi. Mogą to w każdej chwili sprawdzić na ich Facebooku, a ktoś inny może podpatrzeć ich stronę. Koło się zamyka, a metal pozostaje za nim. To jednak może w przyszłości się zmienić, ponieważ niektórzy artyści zaczynają otwarcie przyznawać, że inspirują się ciężkim brzmieniem.

Powiedzcie mi coś więcej o waszej obecności na Millenium Docs Against Gravity.
Malcolm: Przede wszystkim na festiwalu jest wyświetlany nasz dokument, "Breaking a Monster", którym jestem niesamowicie podekscytowany. Wiesz - to jest nasz pierwszy wyjazd za ocean. Czuję sporo emocji, wielu naszych znajomych również jara się naszym wyjazdem.
Alec: Tak - to znaczy, że wiele wygraliśmy. Nasi znajomi w Nowym Jorku mogli nas oglądać w lokalnej telewizji, miejscowych newsach, lecz to, że mieliśmy szansę polecieć za ocean jest dla nas ogromnym wyróżnieniem.

Wiele zawdzięczacie Internetowi i viralowej popularności, prawda?
Malcolm: Nie lubię tego zjawiska. Wiem że dzięki temu, iż nasz filmik, kiedy gramy na Times Square stał się viralem staliśmy się znani. Powiem ci coś o tym, wszystko wybuchło, dostaliśmy kontrakt, itd. Byłem naprawdę w szoku, kiedy na naszym Facebooku z godziny na godzinę pojawiały się tysiące nowych obserwujących. To było cudowne uczucie. Teraz jednak uważam, że najważniejsze to skupić się na muzyce. Nie na tym, żeby być popularnym. Jeśli grasz dobrze, trzymasz wysoki poziom, fani sami do ciebie przyjdą. Denerwuje mnie to, że wciąż jesteśmy postrzegani jako viral. Nie chcę, żeby tak było, chcę tworzyć zespół, który coś znaczy. Dlatego teraz mocno pracujemy nad sobą i mam nadzieję, że to zaowocuje w przyszłości.