FYI.

This story is over 5 years old.

Festiwale 2015

Dlaczego na Primavera Sound występuje tylu starych kolesi?

Nie trzeba daleko szukać, aby wiedzieć, że obecnie w przemyśle muzycznym króluje nostalgia. Festiwale i starzy muzycy zarówno korzystają, jak i przyczynili się do tego zjawiska.

Photo by the author

"Ja pierdolę", wrzasnął mi prosto do ucha, z niedowierzaniem, nawalony Angol stojący tuż obok mnie, machając ręką w kierunku pioniera rave’u, Andrew Weatheralla, który stał na scenie jakieś sześć metrów przed nami. "On ma jakieś pięćdziesiąt lat"!

Weatherall ma już, w rzeczy samej, 52 lata i z pewnością nie był jedynym wykonawcą na festiwalu Primavera Sound w Barcelonie, który byłby na oko dwa razy starszy od tego skonsternowanego Anglika. Zdążyłem już zobaczyć Giant Sand, The Replacements, Spiritualized i Sunn O))), wszystkie te zespoły mają za frontmenów ludzi powyżej czterdziestki, a tamta noc miała się jeszcze zakończyć o piątej nad ranem występem weterana Detroit house Richiego Hawtina. W ten weekend grali też Thurston Moore, Patti Smith, Sleater-Kinney, Einstürzende Neubauten, The Julie Ruin, Ride, The Church i wielu innych, znanych w tej branży od 20 lat, albo i dłużej.

Reklama

Nie trzeba szukać dalej niż w najbliższym sklepie Urban Outfitters, by przekonać się, że obecny klimat muzyczny jest trawiony nostalgią podsycaną przez Internet, dzięki któremu rzadkie niegdyś płyty stały się dostępne za jednym kliknięciem. Festiwale i sędziwi muzycy zarówno skorzystali na tym zjawisku, jak i przyczynili się do niego. Fani dowiedli gotowości płacenia grubej kasy, by zobaczyć powrót na scenę zespołów, które rozpadły się już dawno temu (zwłaszcza, jeśli miałyby wykonywać swoje klasyczne albumy w całości) - do tego stopnia, że udało im się przekonać muzyków, by przeszli do porządku dziennego nad najbardziej katastrofalnymi i nienawistnymi rozpadami swoich zespołów, o czym świadczy choćby przedłużające się zwycięskie okrążenie w wykonaniu Pixies. A nostalgia stała się kluczowym elementem festiwalowego biznesu, co zachęciło fanów, by zagrzebali się jeszcze głębiej w swojej ulubionej, muzycznej króliczej norze.

Jak na ironię, wszystkie te kontrkulturowe sceny, z których wywodzą się wspomniani artyści, odnosiły się niezwykle podejrzliwie do fenomenu starzenia się - mowa zwłaszcza o tych, które powstały po tym, jak spektakularny koniec Sex Pistols ugruntował punkowski etos "live-fast-break-up-young". Nienadużywanie gościnności było kwestią dumy na scenie indie rocka, która obecnie masowo się reaktywuje. Thurston Moore, który niegdyś zachęcał publiczność do zabijania idoli, wydaje się zadowolony z tego nostalgicznego nurtu i faktu, że gra dla tłumów ludzi, którzy kochają Sonic Youth, choć prawdopodobnie nie rozpoznaliby żadnego kawałka z "Chelsea Light Moving".

Reklama

Z drugiej strony, wielu spośród tych starszych wykonawców jest naprawdę świetnych i pierwszego dnia Primavery udało im się zawładnąć tym miejscem. Sunn O))) słucha się dobrze tylko przy ogromnej aparaturze nagłaśniającej, której nie uświadczycie na zwykłych, niewielkich koncertach, które zazwyczaj grają. Ich monolitowy drone słychać było jeszcze w połowie drogi przez Parc del Forum, w miejscu, gdzie grał James Blake. Weatherall i Hawtin stworzyli odpowiedni nastrój z wprawą, jaką nabiera się po kilkudziesięciu latach doświadczenia w podkręcaniu publiki, a The Replacements udało się przekształcić niedorzeczność bycia bandą podstarzałych kolesi grających w rockowym zespole w ich własny rodzaj punkowości, absolutnie przyćmiewając młodych, dziarskich gitarzystów z Viet Congu.

(Nie chcę przez to powiedzieć, że tylko staruszki pokazały, na co ich stać. Barceloński zespół The Suicide of Western Culture zaprezentował fascynujące i bardzo aktualne połączenie techno i krautrocka, a set polskiego duetu Rebeka okazał się najbardziej pasjonującym synthpopowym występem, jaki nie wiem od jak dawna widziałem. Również Jungle, odnowicielom disco, udało się tamtego dnia ożywić tłumy bardziej, niż komukolwiek innemu.)

Niepokojącym aspektem inwazji staruszków na festiwalowy biznes jest ewentualność odsunięcia interesujących, młodszych artystów od jednego z najważniejszych źródeł zarobku we współczesnym biznesie muzycznym. Przy malejącej sprzedaży płyt trasy koncertowe stają się dla muzyków zasadniczym składnikiem zarabiania na życie a letnie festiwale w Europie i Ameryce Północnej stanowią lwią część branży koncertowej. Bycie wyłączonym z tej działki może okazać się fatalne w skutkach dla kariery młodszych artystów.

Poza tym, przesadna nostalgia jest problemem, który na ogół znika sam z siebie i aktualna akceptacja dla muzyków w średnim wieku w kontrkulturze może się szybko skończyć, gdy tylko młodzi ludzie, od których zależy biznes festiwalowy, uznają, że mają już tego dosyć. Niektórzy już to zrobili. Podczas gdy kilkutysięczny tłum ochoczo i z należnym szacunkiem bawił się przy muzyce Weatheralla, napierający na mnie młody, pijany Angol wojowniczo domagał się nowoczesności. "To jest gówno", wrzeszczał do Weatheralla. "Zagraj coś nowego"!

Miles Raymer jest młody. Śledź go w serwisie Twitter.

Tłumaczenie Ewa Szymczyk.