FYI.

This story is over 5 years old.

Recenzje

ADHD - Kości i kwiaty

Ciekawy debiut, na którym raperzy traktują się zbyt serio.

Absolutnie godna pochwały jest sytuacja gdy debiutanci siedzą nad swoim pierwszym legalem parę lat i dopieszczają go odpowiednio. ADHD to właśnie ten przypadek. "Kości i kwiaty" są przykładem całkiem starannie napisanej płyty, która ma nie tylko pomysł, ale i odpowiedni, mroczny i tajemniczy klimat. Bity podkreślają nawijki usiłujące łączyć podwórkowy sznyt z bardziej literacką manierą. Gra żywa gitara, ale mowa też o bałałajce czy ukulele, choć i południowego basu nie zabraknie.

Reklama

Jestem fanem pofolgowania wyobraźni i wybierania sobie trudnych dróg, do tego z ulgą zauważam, że album jest o wiele mniej pretensjonalny, niż mógłby być (i niż sugeruje ta dekadencka martwa natura na okładce). Ale teatru i tak jest tu za dużo - ciemność i mrok, diabły i demony, kandelabry, krew, samotność, potępienie, gorzki miód, nóż na gardle. Niby "śmierć zapierdala w najkach", ale umówmy się, że gdyby Dante czy Goethe żyli w dzisiejszych czasach, to by nie rapowali. A już na pewno nie tak.

Widzę u nawijaczy chęć różnicowania styli. Jeden z panów wcina się w bit ostro, z manierą bliską Pihowi czy Jinxowi. Drugi kładzie nacisk na to, by wyróżnić się irytującym często przestawianiem akcentów. Trzeci pompuje we flow melodię albo po prostu śpiewa, co czasem przypomina poliszbluesowe, Riedlowe zawodzenia i pasuje, czasem zbliża się ku polskiemu reggae, kiedy to pasuje już mniej, a w innym wypadku jest po prostu jakąś oderwaną od bitu i jego melodii, trudną do wytrzymania masakrą narządów słuchu. Należy pochwalić sporo sprytnych, stylowych linijek (posłuchajcie chociażby "Nerwusa"), plastyczność słyszalną w zarzuconymi rekwizytami scenkach, ale też w prezentowaniu negatywnych emocji. A jednak raperzy po wysłuchaniu płyty pozostają dla mnie anonimowi, wciąż robią zbyt niewiele, by się przedstawić, dać poznać i zapamiętać.

Po wydawanym przez StoPro ADHD czuć tendecję do przekombinowania vide późny Trzeci Wymiar, ale najbardziej przypomina mi się inna grupa, debiutujące oficjalnie w Wielkim Joł, też wrocławskie Wice Wersa. Tam też było dużo, być może za dużo, ambicji, jakieś próby pakowania "szesnastek" w okołometafizyczną otoczkę i chęć uzyskania spójnej płyty z własną atmosferą, przy jednoczesnej potrzebie sprzedania nowemu odbiorcy wszystkich swoich walorów (w "Za tych, co nie mogą" jest trapowo szarpany flow, są i hasztagi). I również pozostawało wrażenie, że niby wszystko dobrze jak na Polskę, ale jeszcze raz by sobie człowiek wcale tego nie chciał puszczać. "Kości i kwiaty" to płyta obiecująca, niemniej zbyt marudna, za długa, storpedowana tym swoim romantycznym zadęciem. Lokalne wydarzenie dla czujnych obserwatorów sceny.