FYI.

This story is over 5 years old.

Recenzje

Major Lazer - Peace Is The Mission

Poczuj Major Lazer sound.

Diplo ze swoją produktywnością spokojnie mógłby obdzielić hitami połowę światowej muzycznej czołówki. Po szalonym albumie Jack Ü i całej masie materiału ogarniętego jako producent, przyszła wreszcie pora na macierzysty projekt Thomasa Wesleya Pentza (nie umniejszając zupełnie zasług Jillionaire'a i Walshy Fire'a). Major Lazer zawsze znany był z wszelkiej maści kooperacji. I nie inaczej jest tym razem. A że panowie kumplują się z całą muzyczną śmietanką, to nawet udział Morrisseya nie byłby tu zaskoczeniem.

Pierwszy kawałek, nagrany we współpracy z Wild Belle jednak zaskakuje - albo Major Lazer się starzeje, albo panowie doszli do wniosku, że czasem można zrobić coś na poważnie. Cukierkowy głos Natalie Bergman rozpuści każdą skałę. I muzycznie to zdecydowanie jeden z mocniejszych punktów albumu. Potem wszystko wraca do normy - wpadają same sztosy w stylu, za jaki pokochaliśmy Major Lazer. To właśnie klimat, jaki wielu określa mianem Major Lazer Sound. Jest więc "Blaze Up The Fire" z totalnie pojechanym bitem i "Too Original" z nieocenionym wkładem Elliphant (swoją drogą już w końcówce września kolejny album Szwedki). Do "Lean On" tańczyli już wszyscy. Nie zdziwiłbym się, gdyby krok po kroku z tutorialem na YouTube w domowym zaciszu ćwiczyła go nawet Krystyna Czubówna. Kawałek króluje też w tracklistach większości dj setów na tegorocznych letnich festiwalach. Trochę nie rozumiem euforii z nim związanej, ale skoro demokracja, to demokracja. Z wolą ludu się nie dyskutuje.

Tempo nieco zwalnia na "Powerful" - z tym tytułem pewnie chodzi o naładowanie akumulatorów przed totalnym exodusem. Rollercoaster powoli pnie się w górę na "Light It Up" okraszonym ciekawymi efektami rodem z gier Atari i wtrętami w stylu ¥o-landi Vi$$er (#kmwtw). A potem już tylko ręce w górę i lecimy! "Roll The Bass" to jedyny utwór z całej płyty nagrany zupełnie "samodzielnie". Może też właśnie dlatego to największy killer, totalnie nie do strawienia na trzeźwo. Dobrze, że z odsieczą postanowiło wpaść trzech muszkieterów amerykańskiego rapu: Travis $cott, Pusha T i 2 Chainz. "Night Riders" jest bezapelacyjnie numerem jeden całej płyty. "Get Free" może czuć się zagrożone. Chociaż na detronizację to chyba trochę za mało.

Powszechnie wiadomo, że muzyka chłopaków z Los Angeles wchodzi tym lepiej, im wyższe stężenie nielegalnych substancji w organizmie. Dobrze więc nad tym popracować przed ostatecznym zawyrokowaniem, że album jest słaby. "Peace Is The Mission" może i nie trafi do rocznych topów, ale na pewno rozkręci nawet najbardziej dołującą imprezę. Walory czysto muzyczne są tu raczej znikome, ale przecież nie o to w tym wszystkim chodzi. Peace!