FYI.

This story is over 5 years old.

Wywiady

Eekwol: Hip-hop w walce o prawa rdzennych Kanadyjek

Została jej nadana łatka "pierwszej rapującej kobiety wśród rdzennych ludów Kanady", ale ona totalnie się od niej odcina.

Zdjęcie należy do Sweet Moon Photo

Wpadając na bibę, albo słuchając gościa, który nawija o swojej deskolotce, rzadko pamiętamy, że hip-hop narodził się ze sprzeciwu wobec politycznych, społecznych i rasowych nierówności. Ale czasem pojawia się jakiś ogarnięty twórca, który przypomina, o co w tym wszystkim chodzi. Eekwol, raperka pochodząca z Saskatoon w kanadyjskiej prowincji Saskatchewan, opisuje w swoich kawałkach rodzinną prerię i życie plemienia Kri, z którego się wywodzi. Na scenie pojawiła się pod koniec lat 90. jeszcze jako Lindsay Knight, tworząc razem z bratem Milsem i piątką kuzynów ekipę Innersoulflow. Z czasem członkowie składu poświęcili się karierom solowym, Eekwol natomiast skupiła się na poszukiwaniu wiedzy i oświecenia w muzyce oraz postulowaniu zmian społecznych.

Reklama

Po nagraniu epki "Soundsick", oddała bratu Milesowi nadzór nad produkcją debiutanckiego solowego albumu "Apprentice to the Mystery", który w 2005 roku przyniósł jej nagrodę CAMA (Canadian Aborginal Music Awards - nagrody muzyczne dla wykonawców wywodzących się z rdzennych ludów Kanady) za najlepszą płytę hiphopową. W czasie naszej rozmowy telefonicznej, artystka przyznała, że wygrana była dla niej "olbrzymim zaskoczeniem", a nagroda miłą niespodzianką, jak sama jednak wyjaśnia: "zależy mi na stworzeniu czegoś nowego, poruszającego, to jest mój cel". Zakładając, że nie ma szans na wygraną, Eekwol nie pojawiła się na ceremonii wręczenia nagród w Toronto.

W czasie rozmowy Eekwol wspominała o swoich problemach na kanadyjskim rynku muzycznym. Określa się ją tam między innymi mianem "pierwszej rapującej kobiety wśród rdzennych ludów Kanady", co jej zdaniem jest nieuzasadnione i niemożliwe do udowodnienia, a na dodatek poważnie ogranicza możliwość dotarcia do szerszej publiczności. Poprosiliśmy, by opowiedziała nam o tym, jak aktualnie odnajduje się na kanadyjskiej scenie oraz o swoim najnowszym albumie "Good Kill". Musieliśmy jednak zacząć od pytania o sens oceniania muzyki w kategoriach rasowych.

Noisey: Jak ci się podoba system kategoryzacji kanadyjskich nagród muzycznych? Irytuje cię to, że nie jesteś oceniana razem z innymi miejscowymi raperami, którzy nie wywodzą się z rdzennych ludów Kanady?
Eekwol: Pewnie! Kocham hip-hop, całą tę kulturę. Jaram się tym od dziecka przecież nie dlatego, że rap to dzieło rdzennych mieszkańców czy kobiet… Jak można oceniać w jednej kategorii albumy z tradycyjną muzyką naszych plemion i współczesny rap? Tego się nie da porównać. Cały ten podział na muzykę nagrywaną przez rdzennych artystów i pozostałych jest strasznie wymęczony.

Reklama

Nie wydaje ci się, że taki podział to ściema, obliczona na zwiększenie zysków z muzyki?
To zależy od sytuacji. Czasem warto podkreślać, że mamy do czynienia z twórczością rdzennych mieszkańców tego kraju, zarówno z szacunku dla nich, jak i z powodów edukacyjnych. Ale jeśli przyznajemy nagrody muzyczne i nagle tworzymy osobne kategorie w oparciu o pochodzenie rasowe wykonawców, to nie wydaje mi się, żeby to jakoś szczególnie pomagało artystom.

Myślisz, że ma to wpływ na twórczość rdzennych wykonawców?
Tak mi się wydaje. A Tribe Called Red dopiero w 2014 roku dostało nagrodę JUNO dla Najlepszej Grupy Roku - całe lata po tym, gdy nagroda przypadła Buffy Sainte-Marie czy jakiemukolwiek innemu wykonawcy o indiańskich korzeniach. To było naprawdę bardzo ważne wydarzenie.

Skoro już mówimy o A Tribe Called Red, warto wspomnieć, że 2oolman wyprodukował numer "Pitiful" z twojego najnowszego albumu.
Zawsze się przyjaźniłam z ekipą Tribe. Zagraliśmy parę wspólnych koncertów. Zaprosili mnie do Ottawy na Electric Pow Wow. Występowałam razem z Wab Kinew. Muzycznie sporo nas łączy. A 2oolman jako producent to czysty obłęd. Podrzucił mi kilka bitów, jeden z nich idealnie zgrał się z tekstem nad którym pracowałam. W końcu zdecydowałam, że ten numer musi otwierać album.

Słyszałem, że jesteś fanką "Fear of a Black Planet" Public Enemy?
Pierwsza płyta CD jaką kupiłam. Naprawdę byłam z tego dumna. To ona mnie wprowadziła w hip-hop. Ci ludzie wychodzili na scenę po coś, nawijali o polityce i ważnych sprawach. To było dla mnie ciekawsze niż rapowy mainstream, chociaż z głównego nurtu też sporo rzeczy mi wchodziło. Ale zawsze najbardziej kochałam podziemie, społecznie zaangażowane kawałki.

Reklama

Nietrudno zauważyć, że w swoich kawałkach masz oldschoolowe podejście do rymów i brzmień.
Twórcy, którzy mnie inspirują zawsze stawiali na przekaz. Jeśli wsłuchasz się w ich numery, to co chwilę rzucają takimi tekstami, których nie da się zapomnieć. Staram się jak mogę, żeby osiągnąć podobny efekt.

Weźmy na przykład "Ghost" z twojego najnowszego albumu; numer w którym poruszasz takie tematy jak samobójstwo, kolonializm i duchowość. Skąd bierzesz odwagę to pisania o takich rzeczach?
Zabrzmi to banalnie, ale pisząc przestaję być sobą. Normalnie jestem raczej pozytywnie nastawiona, staram się dostrzegać głównie dobre rzeczy, ale siedząc z bitem w uszach nad kartką papieru, wyrzucam z siebie wszystko. Ten kawałek to odpowiedź na działania i wnioski komisji pojednawczej, która zajmowała się sprawą przymusowego odbierania dzieci rdzennym mieszkańcom Kanady i umieszczania ich w szkołach prowadzonych przez białych. Poproszono mnie kiedyś o występ na spotkaniu z ofiarami tego systemu w Saskatoon. Opowieści z pierwszej ręki wywarły na mnie ogromne wrażenie. Po powrocie do domu zupełnie nie potrafiłam zasnąć. Nie mogłam zrozumieć, jak mogło dojść do takiej sytuacji. Musiałam o tym napisać. Wyobraziłam sobie, że jestem rodzicem takiego dziecka. Sama mam dwójkę, więc chyba jestem w stanie zrozumieć, co czuje człowiek, któremu je odebrano.

Myślisz, że rap to dobry sposób do przekazywania takich treści?
Hip-hop narodził się w dzielnicach biedy, wśród ludzi, którzy każdego dnia musieli się zmagać ze społeczną i polityczną dyskryminacją. Twórcy wywodzący się spośród rdzennych ludów Kanady również się z tym zmagają. Rap dał nam szansę na wyrażenie, opisanie swojej tożsamości. Myślę, że wszyscy jesteśmy skolonizowani, różnimy się tylko tym, jak bardzo się temu poddaliśmy. Są tacy, którzy dali się całkowicie skolonizować i ci, którzy wciąż stawiają jakiś opór, domagają się dekolonizacji. Dlatego wśród rdzennych hip-hopowych składów są ekipy grające gangsta i tacy ludzie jak ja, zainteresowani opowiadaniem o naszej historii i światopoglądzie, komunikacją z pozostałymi mieszkańcami Kanady. To dlatego kategoria "hip-hop w wykonaniu rdzennych Kanadyjczyków" jest taka myląca. Nie mam nic wspólnego z gangsta rapem, ale jestem oceniania jak oni, bo wszyscy wywodzimy się z kanadyjskich plemion.

A jak się czujesz z etykietką "pierwszej rapującej kobiety wśród rdzennych ludów Kanady"?
Zupełnie mi to nie pasuje. Nie mam pojęcia, czy to prawdziwe twierdzenie, sama na pewno tego nie wymyśliłam. Nie wiem czyj to pomysł. Ale masz rację, krąży taka opinia. Jeśli chodzi o bycie emce, raperką, artystką hip-hopową, zawsze miałam problem z określeniem "rapująca kobieta", od razu trafiasz do jakiejś podkategorii MC. A ja zabrałam się za hip-hop, bo od pierwszej chwili zakochałam się w sztuce opowiadania historii na dobrych bitach. Chciałam pisać teksty i to jak najlepsze. Nigdy nie pisałam o tym, jak to jest być kobietą.

Zawsze inspirowałam się najlepszymi raperami. To czy nawijała laska czy facet nie miało dla mnie znaczenia. Niestety resztą świata, zwłaszcza w rapie widzi to inaczej. Kobiety w hip-hopie muszą się dostosować do mizoginicznych stereotypów. W każdym teledysku znajdziemy tego na kopy. Albo superlaski albo twarde suki. Nie piszę się na to. W sprawie kobiet wciąż jest wiele do zrobienia, zwłaszcza w sprawie naszych kobiet, które są porywane i giną, a władze umarzają kolejne śledztwa. To ważne, by zabierać głos w takich sprawach

Dotarło to do mnie po trzydziestce, córka dała mi zupełnie nową perspektywę. Muszę z nią rozmawiać o kobiecości. Chcę mieć pewność, że wyrośnie na dumną przedstawicielkę swojego plemienia. Ja się nie dałam zawstydzić swojemu pochodzeniu. Ale mimo tego, że moja muzyka coraz częściej podejmuje kobiece tematy, wciąż nie lubię być określana jako "rapująca kobieta". Dorównuję każdemu facetowi.

Devin Pacholik to pisarz mieszkający w Saskatchewan. Możecie śledzić go na Twitterze.