FYI.

This story is over 5 years old.

Recenzje

R.A.U. - Konkretna rozrywka

Alkopoligamia odważnie wychodzi poza czysto hiphopowe ramy. Podano ze smakiem i z pogardą dla oklepanych patentów.

Alkopoligamia coraz odważniej wykracza poza stricte hiphopowe ramy. Po Małych Miastach i Wasabi, przyszła kolej na R.A.U. - chyba największego oryginała z tego grona. Jak mnóstwo albumów określa się mianem "świeżych" na wyrost, tak jego "Konkretna rozrywka" jest świeża do bólu - choć pozostawia niedosyt.

Mimo że na swoim debiucie odpowiada także za wszystkie teksty i ich wykonanie, pisząc o R.A.U., trudno mi uciec od określania go "producentem". To przede wszystkim od tej strony dał się dotychczas poznać wszechstronny wykonawca - rzucił kilka ultraprzebojowych rzeczy na płyty z katalogu macierzystej wytwórni, po sieci krąży wiele luźnych bitów jego autorstwa, a do tego dochodzi jeszcze udział na instrumentalnych kompilacjach pokroju wspomnianego Wasabi czy 10 Donuts For Dilla… Owszem, wokalnie pojawił się w paru miejscach, lecz - pomimo całej mojej sympatii chociażby dla zwrotki z "Konia" również wspomnianych Małych Miast - nie miałem poczucia, że raper R.A.U. istnieje na równi z producentem R.A.U. Tymczasem na "Konkretnej rozrywce" istnieje od początku do końca i bez niczyjej pomocy.

Reklama

Byłbym ostrożny jednak z nazywaniem go rasowym MC - ten typ ma po prostu zbyt szerokie horyzonty muzyczne, żeby zamykać się w jakże lubianej u nas podziałce: szesnastka, refren, szesnastka, refren, dziękuję. Po kolejne ma zbyt szaloną głowę, żeby przejmować się jakimikolwiek schematami. Czy był wcześniej w polskim rapie taki numer jak "Papierowy man", w którym wykonawca łączyłby nazwy znanych marek z instagramowym slangiem i dobrze brzmiącymi w towarzystwie obcymi wtrąceniami, tworząc z tego ograbiony z… właściwie wszystkiego bełkot? Jak się zapewne domyślacie, odpowiedź brzmi: nie.

Właśnie, bełkot - pozornie tak to brzmi, a w rzeczywistości ten prześmiewczy, niedopowiedziany utwór niesie ze sobą ogrom socjologicznej niemalże wrażliwości. Rozważania nad kondycją człowieka wykonawca kontynuuje w "Ogrom pogrom" czy "Truciźnie" - tam jednak uderza już w zupełnie poważne tony i tylko szkoda, że umiejscowienie pomiędzy wręcz kabaretowymi kawałkami mocno banalizuje ich wydźwięk. Prawdę mówiąc jednak, bardziej przemawia do mnie R.A.U. w wersji autoironiczno-humorystycznej niż w wersji mentorskiej - zrozumiecie, gdy usłyszycie "Bic śmiesznego", przywodzące poniekąd na myśl… Franka Kimono. Na zachętę, zostawię tutaj puentujące hymn zapalonych amatorów siłowni słowa: "Patrzę na łapę / Szału nie ma / Większym ciężarem / Trzeba ją doj***ać" - z tą nieśmiałą uwagą, że R.A.U. nie sprawia wrażenia szczególnego schaba.

Reklama

Przesłuchujemy setki płyt, żeby wybrać dla was te najciekawsze. Polub fanpage Noisey Polska, żeby być z nami na bieżąco


To poczucie humoru z pewnością nie będzie dla wszystkich jednakowo strawne, podobnie jak szeptana, pozbawiona najmniejszych emocji maniera głosu twórcy. Podobnych dylematów nikt nie powinien mieć z warstwą muzyczną, wszak R.A.U. to ścisła czołówka producentów w Polsce. Singlowe "Nie śpię bo trzymam poziom" czy zwłaszcza "Part Time No Life" hitowym potencjałem bez trudu dorównują najpopularniejszemu dotychczas solowemu utworowi artysty "Cotozakot" ze składanki "Klaser vol. 2", ale "Konkretna rozrywka" to znacznie więcej. To ejtisowe wariacje na samplu z Majki Jeżowskiej, to wolne, okołoambientowe tempa, to cały przekrój elektroniki - od house’u po dubstep, to wreszcie miotące wszystko z powierzchni ziemi linie basu. Podano ze smakiem i z pogardą dla oklepanych patentów.

Zanim sięgnięcie po ten album, jeszcze drobna rada: dobrze jest dać debiutowi R.A.U. więcej niż jedną szansę. Ja potrzebowałem kilku odsłuchów, by docenić "Konkretną rozrywkę" i choć nie kupuję jej w pełni, to w pełni szanuję. Polska muzyka potrzebuje takich albumów i tak nieszablonowych postaci.