FYI.

This story is over 5 years old.

Recenzje

Tracy Bonham - Wax & Gold

"Wax & Gold" to dla Bonham kolejny krok na drodze wiodącej dalej od rocka, a bliżej folkowym manowcom. Udany niespieszny krok.

Bonham to nie tylko songwriterka. Poza nagrywaniem albumów ("Wax & Gold" to piąta płyta w jej dwudziestoletniej karierze) zajmuje się też śpiewaniem z Aerosmith, graniem z Jimmym Pagem, a jako klasycznie przeszkolona skrzypaczka, także nauczaniem młodzieży. I takich pedagogów powinna sobie owa młodzież życzyć, bo Bonham w bardzo wielu gatunkach czuje się jak ryba w wodzie. Nowa płyta startuje jazzującym mocno "Noonday Demon", by w "Luck" wybrzmieć country-rockowo. Zdecydowanym highlightem jest tu dziko-zachodnia "This, Here's My Granpas Guitar", której nie powstydziłby się jakiś wiekowy czarnoskóry bluesman. Takiego "Oh McKenzie Silver Water" mógłby naszej bohaterce pozazdrościć Tom Petty. "Gonegonegone" to polka w mocno waitsowskim stylu, ocierająca się o kabaretowo-cyrkową estetykę. "Black Tears" to z kolei jakby balladziarska strona Springsteena. Nawet gdy robi się naprawdę country'owo i wieśniacko (myślcie: grupowy taniec w stodole na kowbojskiej imprezie), jak we "From the Tree to the Hand to the Page", Bonham potrafi zachować wiele uroku i elegancji.

Reklama

Tytuł albumu z kolei jest ponoć zapożyczeniem z kultury etiopskiej, gdzie narracje mają dwie warstwy - tę powierzchowną reprezentowaną przez wosk i tę prawdziwą, głęboką, ukrytą, złotą. Wpływ na nazwanie płyty w ten sposób miała zapewne adopcja etiopskiego chłopca, którego ostatnimi czasy Bonham wychowuje wraz z mężem. Storytellingowe, rodzinne oblicze płyty jest natomiast słyszalne. I są to proste, ale i niegłupie historie, dotykające powszechników, czyli śpiewane jest tu o wszystkim co dla ludzkości wspólne i istotne. Nie ma jednak prstych nakazów, godnego kaznodziei nawracania świata. Przeciwnie: doświadczona życiowo kobieta dzieli się tym swoim doświadczeniem w sposób nienachalny, poetycki. Brzmienie, za które odpowiada Kevin Salem (współpracował m. in. z Lenką, Yo La Tengo, czy Mercury Rev) jest tu urokliwie klasyczne, oszczędne i doskonale eksponuje ciepły (chciałoby się powiedzieć: matczyny), nieforsowny głos Bonham.

Wszystkiemu temu uroku dodaje fakt, że za finansowaniem albumu nie stoi jakiś drapieżnie kapitalistyczny label, a skromna akcja w ramach PledgeMusic wsparta dodatkowo drobną serią koncertów. Pogłębia to tylko wrażenie szczerości i autentyczności. Niesamowicie szlachetny to album. Oby częściej obcować z muzyką taką, jak "Wax & Gold". I taką wrażliwością, jaką posiada Tracy Bonham.