FYI.

This story is over 5 years old.

Przewodnik Noisey...

Badamy teorię czy kawałki Drake'a i Rihanny są częścią większego konceptu

Pod wieloma względami Drake i Rihanna stworzyli tetralogię: mini-koncept składający się z czterech piosenek z narracją o nieustającym poszukiwaniu wiecznej miłości.
Daisy Jones
London, GB

Jeszcze w czasach radosnych i upojnych dni w starożytnej Grecji, dramaturg i aktor Arystofanes stworzył teorię, dlaczego jesteśmy przeznaczeni, by spędzić całe swoje życie w poszukiwaniu partnera. Zgodnie z jego skryptami, ówcześni ludzie nie przypominali dzisiejszych form życia. Według starożytnych Greków mieli dwie głowy, dwie ręce i dwie nogi. Jedna część należała do kobiety, druga do mężczyzny. Tak wyglądało życie przez chwilę. Potem te dwugłowe stworzenia stały się zbyt zarozumiałe, chciały przejąć Olimp i zostały rozdzielone na pół przez Zeusa.

Reklama

Od tego czasu, ludzie szukają swojej drugiej połowy, która sprawi, że znowu poczują się kompletni. Weźmy Drake'a i Rihannę. Dwie proste dusze: jeden mężczyzna, jedna kobieta. Kiedy są razem, wydaje się, że nastąpiło wyrównanie planet, Merkury nie jest w retrogradacji, a Ziemia rozpada się na bilion drobnych kawałeczków i zostaje zastąpiona nową, lepszą wersją samej siebie. Wygląda na to, że każda współpraca Drake'a i Rihanny jest częścią projektu sztuki koncepcyjnej, gdzie rozmyśla się o dwójce ludzi beznadziejnie poszukujących drugiej połówki, która sprawi, że poczują się ponownie całością.

Pod wieloma względami Drake i Rihanna stworzyli tetralogię: mini-koncept składający się z czterech piosenek z narracją o nieustającym poszukiwaniu wiecznej miłości. Jak u Arystofanesa, ich historia jest o byciu całością - dwie głowy, dwie ręce, życie w końcowej fazie wyewoluowanej chwały - znaną jako Drakanna. Mając to wszystko w głowie, pozwólcie nam zamknąć wasze oczy i cofnąć się do 2010 roku, gdzie poprowadzę was przez bajkę o parze, która rozpoczęła nieuniknione i beznadziejne poszukiwania zdrowej miłości.

BŁOGIE POCZĄTKI

Jak wszystkie wielkie i płomienne historie miłosne, ta również zaczyna się przypadkowym spotkaniem. Koło południa, w lokalnym sklepie monopolowym, podczas kupowania kartonu mleka. Ten moment został uwieczniony w teledysku do "What's My Name", gdzie Drake zauważa Rihannę na rogu sklepowej lodówki i rzuca seksowne spojrzenie (zdjęcie powyżej). Później tępo gapi się na nią i robi kapryśną minę, prawdopodobnie chcąc przyciągnąć jej uwagę mocą swojego opuszczonego i samotnego spojrzenia. Ta scena przypomina każde dziwne spojrzenie, jakim facet w komunikacji miejskiej obdarzył kobietę, której nigdy wcześniej nie spotkał. Z tą różnicą, że tu mamy Drake'a i Rihannę, a nie jakiegoś dupka w garniturze pocącego się w londyńskim metrze Jubilee Line.

Reklama

Wysiłki Drake'a jednak się opłaciły, bowiem Rihanna odwzajemniła zmysłowe spojrzenie, sprawiając, że globalne ocieplenie przyśpieszyło bardziej niż całkowite wyniszczenie lasów na świecie. Po upuszczeniu kartonu mleka, które rozlało się na podłogę sklepu - słabo ukryta metafora interakcji seksualnej - Drake zaprasza ją do siebie na "dobre zielsko i białe wino". Rihanna się zgadza. Randka z Tindera na wieki.

W tym momencie zaczynamy być świadkami tego, jak dwie istoty wykazują poziom przytłaczającego zadowolenia, które jest tak rzadko spotykane, poza reklamą marki elegancko wyglądających piw lub drogich domków letniskowych. Opróżniają butelkę White Zinfandela, odpalają drugiego blanta; to wstępny rytuał do najczystszej chwały, dwa lwy turlające się po sawannie. Drake i Rihanna zajdą daleko. "You take me way past the point of turning me on" - śpiewa wokalistka. "You about to break me, I swear you got me losing my mind". Spójrzcie bliżej, można prawie dostrzec jak ta dwójka marzy o otwarciu wspólnego konta bankowego i rozmowie z agentem nieruchomości. Rozkwitająca miłość we wczesnym stadium. Czas zadać sobie…

POWAŻNE PYTANIA

"Take Care" to ta część bajki, w której rzeczy stają się poważne. Skąd to wiemy? Zacznijmy od tego, że wideo jest neutralne i w szarych barwach, a według tego czego nauczyłam się na studiach o mediach, a miałam same piątki, to oznacza, że będzie to coś głębokiego. No i sam fakt, że piosenka nosi tytuł "Take Care". Czy muszę wyjaśniać więcej? Istnieje połączenie pomiędzy semantyką a kolorami, którego nie da się zignorować. To są właśnie te rzeczy, które sprawiają, że artystyczny projekt Drake'a i Rihanny jest najwspanialszy. W każdym razie…

Reklama

Wyobraźmy sobie, że minęło kilka miesięcy od czasu teledysku "What's My Name". Ciągle się spotykają, seks satysfakcjonuje każdą ze stron, ale zaczynają padać pytania. Co tak naprawdę robią? Czy mają siebie na wyłączność? Czy wszystko musi się kręcić wokół seksu i czy zamiast tego mogą się kłócić o miskę Doritos i zrobić sobie maraton ze "Stranger Things" na Netfliksie?

No i jest jeszcze byk. Sądzę, że wszyscy wiemy, że to metafora trudności z manipulowaniem czyimiś uczuciami, kiedy chcecie chronić swoje własne, tak jak byk przystępujący do obrony i ataku. Jak już pisałam, ten klip zawiera w sobie bardzo oczywistą symbolikę.

KIEDY WKRADA SIĘ APATIA

To tutaj, drodzy czytelnicy, przeskoczyliśmy aż pięć lat, by dotrzeć do "Work", albo raczej do Początku Końca, momentu w którym nawet najmniejszy gest partnera staje się irytujący, przykładowo kąciki ich ust albo ta mała urocza rzecz, którą robią ze swoim nosem, która sprawia, że chcecie rozwalić mu głowę o podłogę.

W tym właśnie momencie kilka niewinnych, anielskich momentów uwiecznionych w "What's My Name" odeszło w niepamięć. Drake i Rihanna przypominają bardziej Richarda i Judy niż dwójkę napalonych dusz złapanych w sidła dzikiej miłości. Spójrzcie powyżej, Rihanna nie udaje już nawet, że jest zainteresowana Drakiem. Zamiast tego Drizzy siedzi na kanapie w swoim dresie niczym zmęczony ojciec czwórki dzieci oglądający "Match of the Day".

Reklama

W trzecim rozdziale tej historii Drake i Rihana nie imprezują za wiele. Są na etapie gdzie siedzą w domu, jedzą przekąski i oglądają powtórki. Kiedy jednak już wyjdą, Rihanna twerkuje naprzeciwko Drake'a przez minutę, sprawiając, że ten się poci, tylko po to, by później sama mogła kręcić tyłeczkiem przed lustrem, co sprawia jej o wiele więcej radości. Drake czuje, że Riri powoli mu się wymyka, więc grozi jej odejściem, jeśli ta nie popracuje nad ich związkiem. "If I get another chance to, I will never, no never neglect you" - słyszymy z jej Rihanny, ale oboje wiedzą, że tak naprawdę nie ma tego na myśli. Czują pustkę. Jakby ktoś wyssał z nich życie i przyszłość za pomocą słomki.

OSTATECZNE ZERWANIE?

Jak wszystkie związki, które doznały mroku, mylącej strefy kłótni i błędnych emocji, relacja Drake'a i Rihanny kończy się zgonem. Właśnie przy "Too Good" mini-seria osiąga swój zimny i ponury koniec. Właśnie w tej chwili oboje zdają sobie sprawę z tego, że co się stało to się nie odstanie i nie można cofnąć wypowiedzianych wcześniej słów.

Piosenka nie doczekała się jeszcze teledysku, pozwólcie zatem, że zamiast tego skupię się na tekście, ponieważ wykroi on prawdziwą historię. "You take my love for granted, I just don't understand it, No, I'm too good to you, I'm way too good to you" - biadoli Drake, brzmiąc jakby bardziej chciał przekonać samego siebie niż dokonywał asertywnej deklaracji o własnej niezależności.

"I don't know how to talk to you, I just know I found myself getting lost with you" - śpiewa Rihanna w odpowiedzi. "Lately you just make me work too hard for you". Wszyscy przez to przechodziliśmy: zabieracie ich po pracy niespodziewanie na musical, który lubią - co to było? Wicked? - robicie im pikantną zupę z makaronem, kiedy są chorzy, słuchacie w kółko nudnych historii, które powtarzają, a oni i tak ciągle narzekają, że to nie wystarcza. Nie chcą byś była Rihanną. Chcą być była ich wersją Rihanny, która nie pali tak dużo marihuany, która śmieje się bardziej, kiedy żartują i która nosi mniej sukienek zrobionych ze sznurka. Ale ciągle w tym tkwicie, dopóki jedno z was w końcu nie przyzna, że to koniec.

W "Too Good" obydwoje przyznają, że ich związek się rozpadł, pora opuścić kurtynę, ruszyć dalej i nigdy nie oglądać się za siebie. Nie ma dla nich drugiej głowy, ręki czy nogi, której szukali. Zapomnijcie o Drakannie. To miejska legenda, która istnieje tylko wtedy, gdy jedno zaprosi na scenę drugie, na występ trwający od czterech do sześciu minut, jakby dwoje ludzi było uwięzionych w nędznym małżeństwie, gdzie uprawia się jeszcze seks, ale żadne z nich nie przeżywa już orgazmu. A może po prostu analizujemy to zbyt głęboko. Czy to w ogóle jest przemyślany projekt czy tylko kilka utworów? Krąg życia toczy się dalej…

Daisy jest obecna na Twitterze.