Nie tylko LinkinBall Z: amatorskie anime w teledyskach

FYI.

This story is over 5 years old.

Czytelnia

Nie tylko LinkinBall Z: amatorskie anime w teledyskach

Mimo wielu starań i pewnych sukcesów, nadal pozostaje pytanie czy teledyski wykorzystujące sample z filmów i seriali anime (AMV) mają jakiekolwiek znaczenie.

Grafika autorstwa Jane Kim.

Fandom to pewna forma zbiorowej obsesji. Ale jego członkowie bywają znacznie bardziej produktywni, niż zwykli szaleńcy. Fani tworzą własną sztukę i oryginalne treści, w których zmieniają konteksty i reinterpretują ukochanych bohaterów oraz łączące ich relacje. Ludzie spoza środowiska zwykle traktują taką twórczość z pogardą, sami twórcy też z czasem odcinają się od swoich dokonań, uznając je za młodzieńcze wprawki zrodzone z nudy. Ma to sens: po co się przyznawać do rzeczy wynikających z bezkrytycznej fascynacji światami istniejącymi tylko na papierze lub w pikselach? O ile jednak gotycki fanfik z Harrym Potterem czy pokraczne postacie z gry "Sonic the Hedgehog" tworzone przez wielbicieli mogą śmiało konkurować o tytuł najbardziej żenujących fanowskich produkcji, to niewiele dokonań spotkało się z tak ostrą krytyką, jak klipy AMV.

Reklama

Mówiąc w skrócie - AMV to kolaże, sceny z seriali anime, zmontowane w rytmie dopasowanym do muzyki służącej im za podkład. Sama praktyka jest powiązana z szerszą modą na tworzenie fanowskich klipów wideo oraz istniejącą w Japonii tradycją montowania animowanych samoróbek. Oba te zjawiska pojawiły się wcześniej, a pierwsze z nich korzystało z innych źródeł (aktorskie filmy fabularne i seriale telewizyjne) i było tworzone przede wszystkim przez kobiety i dla kobiet (w odróżnieniu od AMV, tworzonych głównie przez mężczyzn). Ci z nas, którzy w czasach pomiędzy upadkiem Netscape'a a rozwojem mediów społecznościowych, kręcili się w okolicach Newsgrounds, DeviantArt i licznych stron dla graczy, wiedzą, że produkcje AMV od dawna są traktowane jako powód do wstydu. Uznaje się je za żenujące przykłady młodzieńczego buntu, ekwiwalent trzaśnięcia drzwiami do swojego pokoju i odpalenie Slipknota na cały regulator. A skoro już przy nich jesteśmy, to proszę - oni również doczekali się swoich AMV! Mamy też Evanescence i System of a Down. Jednak zespołem, który najmocniej kojarzy się ze sceną AMV jest bez wątpienia Linkin Park. Jak łatwo zauważyć, twórców AMV kręcił głównie nu-metal. Jeśli oglądacie je teraz po raz pierwszy, to czeka was… hmm… zajebiście żenujące doświadczenie. Problem w tym, że ignorując i odrzucając AMV, tracimy opowieść o prężnej fanowskiej scenie, której początki sięgają narodzin fandomu anime na Zachodzie.

Reklama

Pierwszy zachodni klip anime powstał w 1982 roku i był dziełem Jima Kaposztasa. Dwudziestojednoletni twórca połączył w nim sceny bitewne ze "Star Blazers" (zamerykanizowanej wersji klasycznego "Uchū Senkan Yamato") z beatlesowskim "All You Need is Love", by uzyskać efekt #ironii. Jego metoda polegała na skrupulatnej synchronizacji dwóch magnetowidów: zwykłego, który odtwarzał kasetę z muzyką oraz sprzętu wyposażonego w ruchomą głowicę, która umożliwiała wymazywanie fragmentów filmu i ułatwiała montaż poszczególnych elementów składających się na klip. Choć dziś na sieci nie pozostał żaden ślad po mashupach Kaposztasa, do czasu rozpowszechnienia odpowiedniego oprogramowania prawie każdy początkujący twórca AMV korzystał z jego metody tworzenia teledysków za pomocą magnetowidów.

Zgodnie z tym, co pisze Ian Roberts - brytyjski twórca gier i fan AMV - w eseju "Genesis of the digital anime music video scene 1990 - 2000", większość teledysków z wczesnych lat 90., takich jak ten, rozpowszechniano na taśmach wideo, które zawierały amatorskie tłumaczenia seriali anime jeszcze niedostępnych w amerykańskiej dystrybucji. "Fanowskie teledyski zawsze stanowiły silne narzędzie promocji anime na Zachodzie" wspomina Roberts. "Traktowano je jak materiały promocyjne, dołączane do kaset z fanowskimi tłumaczeniami". Ale na prawdziwą popularność AMV musiało zaczekać do połowy dekady i pierwszych zachodnich konwentów anime, zwłaszcza tych, na których organizowano konkursy dla twórców amatorskich klipów. Zdaniem Robertsa to właśnie te konkursy "pomogły sformalizować wiele estetycznych aspektów AMV. Pod koniec lat 90. teledyski rywalizowały w takich kategoriach jak komedia, dramat, sensacja, a technologia umożliwiła rozwój nowego języka wizualnego, wykorzystywanego do zdobywania nagród w takich konkursach".

Reklama

Troy Williams, twórca teledysków anime, który aktualnie zajmuje się sędziowaniem na konkursach AMV, rozpoczynał karierę w 1999 roku, pracując, jak sam mówi, "na najprymitywniejszym oprogramowaniu do montażu firmy Avid" i wspomina te czasy z dużym sentymentem. "W 2002 roku zmontowałem drugi klip i wygrałem konkurs na Anime Expo w Los Angeles, zdobywając nagrodę w kategorii komediowej. Wtedy wygrywał ten, któremu najgłośniej kibicowano, decydował pomiar natężenia hałasu wśród publiczności. Trudno było odróżnić, czy ludzie się cieszyli, czy próbowali wybuczeć twój film, więc rok później pojawiły się karty do głosowania, ale strasznie mi tego brakuje, bo publiczność dawała z siebie naprawdę wszystko, żeby okazać entuzjazm". Główną inspiracją Williamsa był Kevin Caldwell, najsłynniejszy twórca AMV końca lat 90. "Był prawdziwą legendą", wspomina Williams. "Wciąż nią jest". Tworząc swoje olśniewające, technicznie perfekcyjne teledyski, Caldwell wykorzystywał do maksimum istniejącą wtedy technologię i precyzyjnie dopasowywał ruch ust bohaterów do tekstów piosenek. W słynnym wideo "Believe" udało mu się nawet zsynchronizować postacie z samplami wokali. Jest to również zdumiewający przykład sztuki łączenia różnych mediów, więc zróbcie sobie tę przyjemność i zobaczcie poniższy klip.

Złota era niszowego AMV dobiegła końca na początku nowego tysiąclecia, gdy oprogramowanie do montażu stało się dostępne dla rosnących rzesz fanów, zwabionych przez międzynarodowy boom na anime, jaki nastąpił pod koniec lat 90. Jak twierdzi Williams, pierwsze filmy z serii określanej przez niego jako "LinkinBall Z", gdzie muzyka Linkin Park towarzyszyła scenom walk z "Dragon Ball", pojawiły się w okolicach 2004 roku. "W końcu było ich tyle, że ludzie, którzy od dawna montowali AMV zaczęli mieć tego po dziurki w nosie. Przypadek i rozwój technologiczny doprowadziły do tego, że społeczność AMV została zalana tego typu produkcjami". Zdaniem Williamsa, źródeł tego zjawiska należy upatrywać w "młodzieńczym buncie" i rozpowszechnieniu komputerów, ale Nick Creamer, bloger, krytyk i dziennikarz związany z Anime News Network wskazuje nieco bardziej konserwatywne przyczyny: "Większość fanów anime interesuje się tym tematem jedynie przez kilka lat, zwykle w okresie wczesnonastoletnim. Ich sztuka to odzwierciedla. Zamiłowanie do buntowniczego rocka znajduje swoje odbicie w produkowanych przez nich klipach".

Reklama

Co zaskakujące, muzycy Linkin Park mają świadomość swojego znaczenia w świecie anime. "Fani tworzyli swoje animowane klipy do naszych piosenek od kiedy tylko pamiętam", przyznaje Mike Shinoda, raper i twórca brzmienia Linkin Park. "Ale odkrycie, jak wiele takich klipów powstało bywa szokujące". Zdaniem Shinody, powiązanie Linkin Park z anime "nie jest przypadkowe" - kręcąc teledysk do "Breaking the Habit" zespół współpracował ze Studio Gonzo, znanym z "Kill Billa" i "Hellsinga", a firma Bandai wypuściła modele Gundamów, wzorowane na muzykach grupy. "Dorastaliśmy z anime", wyjaśnia Shinoda. "Kiedy razem z Joem (DJ-em Linkin Park) trafiliśmy do szkoły plastycznej, obaj inspirowaliśmy się tą stylistyką, zarówno w malarstwie, jak i obmyślając estetykę naszego zespołu". Wśród swoich ulubionych dzieł anime Shinoda wymienia "Akirę", "Ghost in the Shell" i "Ninja Scroll".

Rosnąca popularność "dramatycznych" AMV na konwentach oraz narodziny YouTube sprawiły, że moda na klipy w stylu LinkinBall Z utrzymała się aż do końca dekady. Wraz z kolejnymi teledyskami narastała też fala szyderstw. Oceniając po tym wątku, założonym trzy lata temu przez zagubionych fanów "Dragon Ball" na Reditcie, wciąż trwają w tej kwestii zaciekłe walki. Jeden z komentatorów zauważa, że AMV zawdzięcza fatalną opinię przede wszystkim nadgorliwym, ale "leniwym" twórcom, którzy, cytuję: "…po prostu sklejają ulubione sceny z nałożoną muzyką, nie przejmując się przy tym rytmem i efektami specjalnymi". Jak to zwykle bywa, prawdziwa twórczość musiała ustąpić miejsca stereotypowym produkcjom. Ale to właśnie ci, którzy wkładali w swoją działalność taki wysiłek i wyobraźnię, jak twórcy z początku lat 90., zdobywali kolejne nagrody na konwentach i fanów na YouTube.

Reklama

W 2014 roku jednym z tych zwycięzców okazał się Matthew Gutierrez, który tworzy pod pseudonimem BakaOppai. Jego film "Anime 404" to dziwaczna, dynamiczna mieszanka współczesnych memów i klasycznego AMV ze szkoły Caldwella. Klip stał się wiralem dzięki jutuberom, którzy dzielili się na portalu swoimi reakcjami na dzieło Gutierreza, a jego twórca może się dziś pochwalić dwudziestoma milionami odsłon. "Wielu ludzi spoza fandomu nie rozumie AMV, ponieważ od samego początku nie ogarniają, dlaczego ktoś ogląda anime", przyznaje Gutierrez. "Zakładają, że tworzenie takich rzeczy to rozrywka dla dzieciaków, które nie mają nic lepszego do roboty, i w moim przypadku akurat mieliby rację". Jego kariera zaczęła się w 2013 roku od zajęcia pierwszego miejsca na konwencie Fanime w San Jose, gdzie zaprezentował AMV inspirowane serialem "U nas w Filadelfii". Stworzył również "A Piece of Toast", pojedynczy klip zawierający pięćdziesiąt trzy piosenki i sceny z czterdziestu dzieł anime, oraz "One Punch Manstep", w którym połączył zdjęcia i efekty dźwiękowe z anime "One Punch Man" z własną muzyką w stylu Skrillexa. Na marginesie warto wspomnieć, że amerykański dubstep stał się następcą nu-metalu wśród fanów anime, co na swój sposób ma aż zbyt wiele sensu.

Prace Gutierreza są doskonałym przykładem na to, że AMV stanowią reprezentatywny składnik kultury remiksu, opisywanej przez profesora Lawrence'a Lessiga. W opublikowanej w 2008 roku książce "Remiks. Aby sztuka i biznes rozkwitały w hybrydowej gospodarce" harwardzki uczony wyobrażał sobie wolny od praw autorskich, utopijny świat, w którym wszystkie dzieła mogły być dowolnie wykorzystywane i zestawiane ze sobą w celu zmiany kontekstu. We fragmencie opisującym społeczności remikserskie, Lessig odnosi się bezpośrednio do AMV, pisząc: "Remikserzy pokazują sobie wzajemnie proces tworzenia (…) I nawet jeśli ich dzieła nie mają żadnej wartości, sama wymiana pomysłów jest czymś wartościowym". Wartością AMV jest humor i pobłażliwe podejście do materiału źródłowego, które pozwala opowiedzieć znane historie całkiem na nowo.

Albo i zupełnie nieznane historie, jak na przykład w przypadku Nicka Creamera, który poznał serię "Cowboy Bebop" oraz muzykę grupy Weezer, właśnie dzięki AMV. Jego zdaniem większość tych klipów, to sztuka bardzo osobista. "AMV wyrażają nie tylko uwielbienie dla materiału źródłowego, pokazują też, co w nim jest najważniejsze dla twórcy danego klipu. Dokonując cięć w montażu, producenci AMV prezentują własne wizje, a materiał wyjściowy służy im jako punkt odniesienia do opowieści o osobistych doświadczeniach związanych z daną serią, nie dyktuje im sposobu opowiadania". Więzi łączące twórców AMV przenikają również do świata poza siecią. Jak twierdzi Troy Williams, większość twórców utrzymuje regularne kontakty między sobą, zarówno dzięki portalowi animemusicvidoes.org, jak i różnym facebookowym grupom. "Społeczność twórców, która powstała na przełomie tysiącleci, jest dziś jest dziś równie mocno powiązana jak wtedy, o ile nie mocniej", podsumowuje Williams. A co z "młodzieńczym buntem"? Ostatecznie nie jest przecież niczym złym, podobnie jak inne uczucia. "Niezależnie od tego, co czujesz", wyjaśnia Williams, "na pewno istnieje piosenka i dzieło anime, które pozwolą ci wyrazić te uczucia. I to jest w tym wszystkim najpiękniejsze".

Zdaniem Phila to jest najlepsze połączenie muzyki i anime. Znajdziecie go na Twitterze.