Mam z Jackiem Sienkiewiczem taki problem, że nie potrafię go wyłączyć. Słucham tego i myślę, że już w sumie mam dość, że wystarczy i włączę sobie coś innego. Za chwilę. Po tym kawałku. No dobra - po tym. I tak słucham "Hideland" już szósty dziś raz. Na pewno nie ostatni.Zastanawialiśmy się z Jackiem nad tym jak jego nowa płyta zostanie odebrana po ogólnonarodowej fazie na "Drifting", bo "Hideland" to w sumie nadal techno, ale już inaczej pomyślane i nie tylko. Teraz jest wszystkiego więcej, tak dźwięków jak i wtłoczonych w nie pomysłów. Od surowego i kwaśnego 303, przez miękkie, pulchne transowe nuty. Kolaż w rozpoczynającym album "Hide away" to w zasadzie nic innego jak atawistyczny szał dzikich bębnów, z tym, że raczej syntetycznych. Techno pełną parą pełza od kolejnej produkcji, "First run", w którym suche talerze kontrastują z plastycznymi impulsami jak z respiratora i wprowadzającymi element niepokoju głosami. Charakterystyczne brzmienia marimbowe i migające, uporczywie powtarzające się, akcentowane na bicie dwudźwięki z "Desert plan" plasują ten numer najbliższej atmosfery "Drifting" i stawiam piwo, że Sienkiewicz zrobił ten numer gdzieś w okolicach premiery ostatniej płyty. Jako, nie-taka-znowu-skryt,a fanka trance'u z radością przyjmuję szczególnie te momenty, w których Jacek przywołuje echa gatunku w zagęszczonym basie z bitem.
Polub nasz fanpage, żeby nie przegapić żadnej recenzji ciekawej polskiej płyty
Choć rok między dwiema premierami to stosunkowo niewiele, trudno mi nazwać "Hideland" kontynuacją "Drifting", bo nowa płyta jest w zasadzie przeciwieństwem mocno osadzonej w formie poprzedniczki. Tu Sienkiewicz jakby pozbył się ram gatunkowych, a przynajmniej mocno je rozciągnął. Zróżnicował brzmieniowo o naleciałości z innych stylistyk, także tych eksperymentalnych, którymi producent para się w twórczości "obok" techno. Intensywnie dubujące momenty, masa przydźwięków pojawiających się często w zaskakujących momentach, polaryzują estetykę albumu. Między minimalistyczną oszczędnością a brzmieniowym ekspresjonizmem. Więcej tu materiału do słuchania niż tańczenia, lecz bynajmniej nie jest to album dla koneserów. Mam przeczucie graniczące z pewnością, że z "Hideland" Sienkiewicz wyjdzie z klubów i ta płyta wygeneruje jeszcze większy szał. Pierwsze miejsca podsumowań 2016 roku czekają.Jacek Sienkiewicz - Hideland, 2016, Recognition
Reklama
Polub nasz fanpage, żeby nie przegapić żadnej recenzji ciekawej polskiej płyty
Choć rok między dwiema premierami to stosunkowo niewiele, trudno mi nazwać "Hideland" kontynuacją "Drifting", bo nowa płyta jest w zasadzie przeciwieństwem mocno osadzonej w formie poprzedniczki. Tu Sienkiewicz jakby pozbył się ram gatunkowych, a przynajmniej mocno je rozciągnął. Zróżnicował brzmieniowo o naleciałości z innych stylistyk, także tych eksperymentalnych, którymi producent para się w twórczości "obok" techno. Intensywnie dubujące momenty, masa przydźwięków pojawiających się często w zaskakujących momentach, polaryzują estetykę albumu. Między minimalistyczną oszczędnością a brzmieniowym ekspresjonizmem. Więcej tu materiału do słuchania niż tańczenia, lecz bynajmniej nie jest to album dla koneserów. Mam przeczucie graniczące z pewnością, że z "Hideland" Sienkiewicz wyjdzie z klubów i ta płyta wygeneruje jeszcze większy szał. Pierwsze miejsca podsumowań 2016 roku czekają.Jacek Sienkiewicz - Hideland, 2016, Recognition