FYI.

This story is over 5 years old.

Recenzje

Jacek Sienkiewicz - Hideland

Więcej tu materiału do słuchania niż tańczenia, lecz bynajmniej nie jest to album dla koneserów.

Mam z Jackiem Sienkiewiczem taki problem, że nie potrafię go wyłączyć. Słucham tego i myślę, że już w sumie mam dość, że wystarczy i włączę sobie coś innego. Za chwilę. Po tym kawałku. No dobra - po tym. I tak słucham "Hideland" już szósty dziś raz. Na pewno nie ostatni.

Zastanawialiśmy się z Jackiem nad tym jak jego nowa płyta zostanie odebrana po ogólnonarodowej fazie na "Drifting", bo "Hideland" to w sumie nadal techno, ale już inaczej pomyślane i nie tylko. Teraz jest wszystkiego więcej, tak dźwięków jak i wtłoczonych w nie pomysłów. Od surowego i kwaśnego 303, przez miękkie, pulchne transowe nuty. Kolaż w rozpoczynającym album "Hide away" to w zasadzie nic innego jak atawistyczny szał dzikich bębnów, z tym, że raczej syntetycznych. Techno pełną parą pełza od kolejnej produkcji, "First run", w którym suche talerze kontrastują z plastycznymi impulsami jak z respiratora i wprowadzającymi element niepokoju głosami. Charakterystyczne brzmienia marimbowe i migające, uporczywie powtarzające się, akcentowane na bicie dwudźwięki z "Desert plan" plasują ten numer najbliższej atmosfery "Drifting" i stawiam piwo, że Sienkiewicz zrobił ten numer gdzieś w okolicach premiery ostatniej płyty. Jako, nie-taka-znowu-skryt,a fanka trance'u z radością przyjmuję szczególnie te momenty, w których Jacek przywołuje echa gatunku w zagęszczonym basie z bitem.

Reklama

Polub nasz fanpage, żeby nie przegapić żadnej recenzji ciekawej polskiej płyty


Choć rok między dwiema premierami to stosunkowo niewiele, trudno mi nazwać "Hideland" kontynuacją "Drifting", bo nowa płyta jest w zasadzie przeciwieństwem mocno osadzonej w formie poprzedniczki. Tu Sienkiewicz jakby pozbył się ram gatunkowych, a przynajmniej mocno je rozciągnął. Zróżnicował brzmieniowo o naleciałości z innych stylistyk, także tych eksperymentalnych, którymi producent para się w twórczości "obok" techno. Intensywnie dubujące momenty, masa przydźwięków pojawiających się często w zaskakujących momentach, polaryzują estetykę albumu. Między minimalistyczną oszczędnością a brzmieniowym ekspresjonizmem. Więcej tu materiału do słuchania niż tańczenia, lecz bynajmniej nie jest to album dla koneserów. Mam przeczucie graniczące z pewnością, że z "Hideland" Sienkiewicz wyjdzie z klubów i ta płyta wygeneruje jeszcze większy szał. Pierwsze miejsca podsumowań 2016 roku czekają.

Jacek Sienkiewicz - Hideland, 2016, Recognition