FYI.

This story is over 5 years old.

Newsy

Studentki medycyny tłumaczą, co się zmieni, jeśli „ustawa antyaborcyjna” wejdzie w życie

„Czyżby z momentem zajścia w ciążę kobieta przestawała być człowiekiem i traciła prawo do życia? Jest to skandaliczny i nieludzki zapis, który doprowadzi do śmierci wielu kobiet"

Zdjęcie via Gilberto Santa Rosa

Kiedy czytam wypowiedzi doktora Chazana albo wywiady z Mariuszem Dzierżawskim z Pro-Prawo do życia, nóż otwiera mi się w kieszeni. Czemu ktoś ma decydować, jaką mam stosować antykoncepcję i kiedy rodzić? Chyba żaden z moich partnerów, nie był zainteresowany moją macicą bardziej niż obecny rząd.

Na szczęście nie jestem jedyną oburzoną. W Warszawie, w niedzielę 18 września, odbyła się manifestacja „Za pięć dwunasta, Ratujmy Kobiety", a środa i czwartek upłynęły pod znakiem „czarnego protestu".

Reklama

Dotychczas przeciwnicy ustawy antyaborcyjnej zebrali już ponad 200 tys. podpisów przeciw zaostrzeniu istniejących praw. Zakaz w Polsce jest fikcyjny, sprawnie działa jedynie na papierze. Według Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, w naszym kraju rocznie wykonuje się ponad 100 tys. zabiegów przerwania ciąży, z czego tylko kilkaset jest legalnych. Znam wiele dziewczyn, które zdecydowały się na ten krok. Ich historie nie są ani proste, ani komfortowe. Często występują w nich wątpliwej sterylności gabinety ginekologiczne i nastawieni na zysk lekarze. Jak donosi Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), zaostrzenie praw aborcyjnych ma bezpośredni wpływ na zdrowie i życie kobiet, a sprawienie, żeby aborcja była bezpieczna to kwestia dobrej polityki zdrowia publicznego.

Wypowiedzi lekarzy, czyli osób, które mają rzetelną wiedzę na ten temat, jest nadal za mało. Dlatego postanowiłam zapytać dwie przyszłe lekarki, co myślą o antyaborcyjnych nastrojach w kraju, w którym seks oglądać można od 18 roku życia, a uprawiać od piętnastego.

VICE: „Trzy czwarte Polaków nie chce zaostrzania ustawy antyaborcyjnej – pokazał sondaż SW Research dla „Newsweeka". Tylko, co 11. uważa, że należy zakazać aborcji, nawet gdy płód jest uszkodzony, ciąża jest efektem czynu zabronionego lub zagraża zdrowiu matki". A jak sytuacja wygląda wśród lekarek i studentek medycyny?
Anna Rewekant (Międzynarodowe Stowarzyszenie Studentów Medycyny IFMSA-Poland, koordynator narodowy ds. zdrowia reprodukcyjnego i AIDS):
Znane mi studentki medycyny nie chcą, żeby ktoś decydował za nie o ich zdrowiu czy sumieniu. Chcemy żyć w kraju, w którym prawa reprodukcyjne są przestrzegane i szanowane. To ciężarna kobieta powinna podjąć decyzję czy jest w stanie zaopiekować się śmiertelnie chorym dzieckiem, a wsparcie zespołu medycznego powinna otrzymać bez względu na jej decyzję.

Reklama

Martyna Równiak Edyta (studentka medycyny, założycielka stowarzyszenia Medical Students for Choice): Większość osób niezależnie od tego, czy należy do środowiska medycznego, czy też nie, chciałaby przedstawiać swoje poglądy, jako wyważone i centrowe. Odpowiedź w ankiecie nie mówi nam o tym, jak zachowa się dana osoba, a o tym, jak chciałaby być postrzegana. Chyba najlepiej ilustrują to wyniki innego badania dotyczącego poglądów kobiet, które zdecydowały się na przerwanie ciąży w Polsce. To kobiety deklarujące religijność częściej decydują się na aborcję, niż osoby, w których życiu religia odgrywa mniejszą lub nieznaczną rolę.Z moich obserwacji wynika, że większość środowiska nie popiera projektów, mających na celu ograniczanie prawa kobiet do przerywania ciąży, jak np. projekt Ordo Iuris. Moim zdaniem jedynie kobieta ma prawo do decydowania o tym, czy wybiera kontynuację ciąży, czy też decyduje się na jej zakończenie. Nikt nie ma prawa ingerować w cudze prawo do samostanowienia, czy w życie prywatne, zwłaszcza w kraju gdzie nie mamy zapewnionych miejsc w żłobkach czy przedszkolach.

Fragment projektu zmiany ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży: „Art. 1. Każdy człowiek ma przyrodzone prawo do życia od chwili poczęcia, to jest połączenia się żeńskiej i męskiej komórki rozrodczej. Życie i zdrowie dziecka od jego poczęcia pozostają pod ochroną prawa"; „§ 24. Dzieckiem poczętym jest człowiek w prenatalnym okresie rozwoju, od chwili połączenia się żeńskiej i męskiej komórki rozrodczej".

Reklama

Jakie jest podejście lekarzy do tej sprawy?
Anna: Jeszcze nie jestem reprezentantką środowiska lekarskiego, zajmuję się szeroko pojętym zdrowiem reprodukcyjnym i myślę, że to pytanie do etyków. Lekarz powinien postępować zgodnie z przyrzeczeniem na podstawie Kodeksu Etyki Lekarskiej.

Martyna: Mogę się wypowiadać jedynie we własnym imieniu. Powyższy fragment doskonale ilustruje braki w edukacji autorów powyższego projektu. Nie można stwierdzić, że przyrodzone prawa nabywane są w momencie zaplemnienia. Jest to stwierdzenie pozbawione logiki. O nabyciu praw możemy mówić w momencie narodzin. Płód, zygota, embrion czy zarodek nie są podmiotami prawnymi i nie posiadają zdolności prawnej. Nabywają ją dopiero w momencie, gdy po długim rozwoju w ciele matki dochodzi do narodzin, wtedy też dopiero mówimy o dziecku.

Myśli pani, że przepisy wymierzone w lekarzy, mówiące o odpowiedzialności karnej przy wykonaniu aborcji, mogą skutkować zaniżeniem jakości opieki medycznej kobiet?
Anna: Zgodzę się z prof. Dębskim, że lekarze mogą bać się ratować kobiety, bojąc się poświęcić swoją własną wolność. Jeśli wykonanie procedury może zakończyć się pozbawieniem wolności, to liczba lekarzy gotowych podjęcia się walki o zdrowie matki i dziecka znacznie spadnie. Nie można pozwolić na to, żeby polska medycyna zrobiła krok w tył.

Martyna: Ciężko będzie znaleźć kogoś, kto będzie w stanie postępować zgodnie z medycyną opartą na dowodach naukowych i walczyć o życie i zdrowie pacjentki, gdy będzie mu za to grozić odpowiedzialność karna. Dlaczego to życie i zdrowie kobiety ma być mniej ważne? Czyżby z momentem zajścia w ciążę kobieta przestawała być człowiekiem i traciła prawo do życia? Jest to skandaliczny i nieludzki zapis, który doprowadzi do śmierci wielu kobiet. Dlatego tak ważne jest, aby ten barbarzyński projekt nie wszedł w życie.

Reklama

Czy zgodne z etyką lekarską jest wymaganie od kobiet by rodziły dzieci powstałe wskutek czynu zabronionego? Co z nieletnimi matkami? Czy ciąża kilkunastolatki zagraża jej zdrowiu?
Anna: Każdy absolwent kierunku lekarskiego składa przyrzeczenie, w którym deklaruje służyć życiu i zdrowiu ludzkiemu; przeciwdziałać cierpieniu i zapobiegać chorobom, a chorym nieść pomoc bez żadnych różnic, takich jak: rasa, religia, narodowość, poglądy polityczne czy stan majątkowy. To właśnie tymi wartościami powinien kierować się lekarz w swojej pracy. Każdy lekarz powinien się dzielić z pacjentem najnowszą wiedzą medyczną, a nie swoimi poglądami. Najnowsza historia młodziutkiej, dwunastoletniej matki z Kielc pokazuje, że tak młode dziewczyny nie są gotowe do macierzyństwa. Są zbyt drobne, by urodzić siłami natury, podczas porodu często nie wiedzą, co się wokół nich dzieje, ich współpraca z lekarzami bywa niewielka.

Martyna: Lekarz przede wszystkim musi uwzględnić stan zdrowia pacjentki i ewentualne konsekwencje porodu. Ciąża może zagrażać życiu, czy zdrowiu fizycznemu i psychicznemu kobiety, niezależnie od jej wieku. W przypadku bardzo młodych dziewcząt to ryzyko jest większe, niż w przypadku osoby, która jest pełnoletnia. Niektóre 14-latki są w stanie, ze względu na swoją budowę i rozwój fizyczny, a także dojrzałość emocjonalną, urodzić i podjąć opiekę nad dzieckiem. Należy jednak pamiętać, że ciąża w tym wieku jest efektem czynu zabronionego i dziewczynka nie jest w stanie świadomie wyrazić zgody na współżycie. Powinno się uwzględnić przede wszystkim jej wolę i zapewnić jej fachową opiekę. Zwłaszcza że w większości w przypadków plemnikodawcą jest osoba starsza od nastolatki.

Reklama

Zmuszanie kobiety do kontynuowania ciąży, w której nie chce być, jest zwykłą torturą. Tym bardziej, gdy ciąża jest efektem czynu zabronionego, który już traumatyzuje pacjentkę

Etyka lekarska nie stawia życia pacjentki niżej od życia płodu, który znajduje się w jej macicy. Nie można, więc mówić o tym, że lekarze zobligowani są do namawiania czy wymagania od kobiet, by rodziły, gdy tego nie chcą. Zmuszanie kobiety do kontynuowania ciąży, w której nie chce być, jest zwykłą torturą. Tym bardziej, gdy ciąża jest efektem czynu zabronionego, który już traumatyzuje pacjentkę. Rolą lekarza nie jest pogłębianie tej traumy przez narzucanie swojej woli i podejście paternalistyczne. Jego obowiązkiem jest przedstawienie jej wszystkich dostępnych opcji i uszanowanie jej decyzji.

Źródło: Flickr/Nadia Santoyo

Łatwy i powszechny dostęp do antykoncepcji jest ważny? Co uważa pani o tabletkach „72h po"?
Anna: Łatwy i powszechny dostęp do antykoncepcji to jedno z najważniejszych praw reprodukcyjnych w dzisiejszym świecie, a wciąż ponad 200 milionów kobiet na świecie nie ma do niej dostępu. Antykoncepcja nie jest chorobą, na którą potrzebujemy leków na receptę, to prawo każdej kobiety. W Polsce mamy do czynienia z pewnego rodzaju paradoksem zdrowia reprodukcyjnego i seksualnego. Chociaż wiek zgody wynosi 15 lat, to młoda, niepełnoletnia kobieta nie może przyjść do ginekologa i poprosić o antykoncepcję. Lekarz musi uzyskać zgodę jej matki, a rzeczywistość jest taka, że w wielu domach temat seksualności jest tematem tabu. Pozwalamy uprawiać seks po 15 roku życia, ale swobodny dostęp do usług zdrowia seksualnego jest zapewniony dopiero po 18 roku życia.

Reklama

Tabletki „72 po" powinny być dostępne w aptekach bez recepty. Powinny być wykorzystane w nagłych przypadkach w ciągu 120 godzin od stosunku płciowego bez zabezpieczenia, ale nie mogą być stosowane zamiast długotrwałej antykoncepcji. Działanie tabletek „72h po" polega na hamowaniu lub opóźnianiu owulacji.

Martyna: Nie ma żadnych wiarygodnych badań naukowych, które sugerowałyby, że antykoncepcja awaryjna nie powinna być dostępna bez recepty. Uważam, że swobodny dostęp do niej, pozwala na świadome kształtowanie swojego życia i podejmowanie odpowiedzialnych decyzji. Skuteczność tej metody ściśle powiązana jest z czasem, jaki upłynie od stosunku do jej przyjęcia. Wprowadzanie wymogu posiadania recepty, którą otrzymuje się po uprzedniej konsultacji z lekarzem, utrudnia do niej dostęp, zwłaszcza kobietom mniej zamożnym, których nie stać na szybką wizytę w prywatnym gabinecie.

Próżno też szukać informacji, co do tego, z jakiego źródła korzystał minister Radziwiłł, twierdząc, że sprzedaż tzw. pigułek dzień po wzrosła wśród nastolatek, w momencie zlikwidowania wymogu posiadania recepty podczas ich zakupu

Próżno też szukać informacji, co do tego, z jakiego źródła korzystał minister Radziwiłł, twierdząc, że sprzedaż tzw. pigułek dzień po wzrosła wśród nastolatek, w momencie zlikwidowania wymogu posiadania recepty podczas ich zakupu. Dopóki informacja ta nie zostanie ujawniona, nie widzę powodu, by nie brać za pewnik tego, że jest to decyzja ideologiczna, podyktowana jedynie wyznawaną przez obecnego Ministra Zdrowia religią i jej wpływem na jego działania.

Reklama

Bądź z nami na bieżąco. Polub nasz nowy fanpage VICE Polska


Łatwy i powszechny dostęp do antykoncepcji jest bardzo ważny, zwłaszcza w kraju gdzie kobiety nie mogą podjąć decyzji o sterylizacji (popularnie zwanej podwiązaniem jajowodów), gdyż jest to nielegalne. Nie powinno się odmawiać kobietom prawa do życia wolnego od troski o zajście w nieplanowaną ciążę, ponieważ wpływa to negatywnie na jakość ich życia i ich dobrostan.

Czy „edukacja seksualna", może zostać zamieniona na „wychowanie do życia w rodzinie obejmujące wiedzę o zasadach odpowiedzialnego rodzicielstwa oraz wartości rodziny i ludzkiego życia od poczęcia do naturalnej śmierci". (fragment ustawy Ordo Iuris)? Wiedza o antykoncepcji jest ważnym aspektem w edukacji dzieci i młodzieży?
Anna: Według raportu Pontonu z 2014 roku zajęcia z wychowania do życia w rodzinie nie spełniają standardów rzetelnej edukacji seksualnej. Podstawowe problemy wskazane w raporcie to brak wykwalifikowanej kadry czy nowoczesnych podręczników. Zajęcia z edukacji seksualnej są bardzo potrzebne w szkołach. Młodzież musi mieć dostęp do rzetelnych, naukowych informacji pozbawionych osobistych poglądów, a nie szukać tego wszystkiego w szarych zakamarkach Internetu.

Nastolatkowie, nie myślą o infekcjach przenoszonych drogą płciową, nie znają różnicy między HIV a AIDS, nie mają zielonego pojęcia, czym jest wirus HPV

Raport wakacyjny Pontonu z 2015 roku ukazuje również ogromne braki w wiedzy młodzieży. Stosunek przerywany jest uważany za dobre zabezpieczenie przed ciążą. Nastolatkowie, nie myślą o infekcjach przenoszonych drogą płciową, nie znają różnicy między HIV a AIDS, nie mają zielonego pojęcia, czym jest wirus HPV i co może wywołać. Brakuje podstawowej wiedzy na temat fizjologii, własnego ciała i seksualności.

Reklama

Martyna: Ta wiedza jest niezbędna w procesie edukacji młodych osób. Sama wraz z kolegami i koleżankami z Międzynarodowego Stowarzyszenia Studentów Medycyny IFMSA - Poland, prowadziłam takie zajęcia. Widać, że młodzież chce nabyć rzetelną wiedzę z tego obszaru. Najgorsze, co możemy zrobić to skazać ich na czerpanie wiedzy z internetu i pornografii. Prowadzi to do nierealnych oczekiwań, a także sprzyja zwiększeniu przypadków wystąpienia chorób wenerycznych. Większość młodych ludzi nie podejmuje aktywności seksualnej z myślą o założeniu rodziny, więc przedmiot wychowanie do życia w rodzinie, który pomija temat antykoncepcji, nie spełnia ich potrzeb i oczekiwań.

Co się stanie, jak wprowadzony zostanie całkowity zakaz aborcji?
Anna: Z medycznego punktu widzenia myślę, że odbije się to na poziomie polskiej ginekologii i położnictwie, leczenie prenatalne przestanie istnieć. Warto przypomnieć również w tym miejscu definicję praw reprodukcyjnych według Światowej Organizacji Zdrowia, która definiuje je następująco: „Podstawą praw reprodukcyjnych jest uznanie podstawowego prawa wszystkich par i jednostek do decydowania swobodnie i odpowiedzialnie o liczbie, odstępach czasowych i momencie sprowadzenia na świat dzieci, prawa do informacji, dostępu do środków, które to zapewniają, a także prawa do utrzymania najwyższego standardu zdrowia. Te prawa implikują również prawo wszystkich do podejmowania decyzji dotyczących ich reprodukcji w sposób wolny od dyskryminacji, przymusu i przemocy".

Martyna: To doprowadzi do zwiększenia śmiertelności wśród kobiet i rozwoju tzw. podziemia aborcyjnego w Polsce. Żadna Polka, w tym również ja, nie będzie się mogła czuć w takiej sytuacji bezpiecznie. Mam dwie siostry, w tym jedną 7-letnią i nie chcę, by one musiały żyć w kraju, gdzie ich podmiotowość oraz prawo do życia i zdrowia przestaje być respektowane w momencie zajścia w ciążę. Uważam za swój obowiązek, zarówno jako kobiety, jak i przyszłej lekarki, aktywne wspieranie inicjatyw, które mają na celu niedopuszczenie do takiej sytuacji.

Żadna Polka, w tym również ja, nie będzie się mogła czuć w takiej sytuacji bezpiecznie

Dlatego też wraz z kolegami i koleżankami z polskich uniwersytetów medycznych, rozpoczynamy współpracę z międzynarodową organizacją Medical Students For Choice, która zrzesza studentki i studentów medycyny, którzy opowiadają się za prawem kobiet do wyboru i są przekonani, że należy ufać kobietom i respektować ich decyzje, w tym prawo do aborcji na życzenie.

Czy może się pani nazwać feministką?
Anna: Wydaje mi się, że mamy w Polsce mały problem z definicją słowa feminizm. Kojarzymy feministki z kobietami, które nie chcą mieć dzieci, nie znoszą facetów, nie angażują się w związki, są nieatrakcyjne i wiecznie sfrustrowane. Jest wiele nurtów feminizmu, tym który jest mi bliski, jest równouprawnienie w polityce, pracy społeczeństwie czy obecność kobiet w różnych obszarach życia.

Martyna: Oczywiście, że jestem feministką. Uważam to za równie naturalne, jak oddychanie. Jestem dogłębnie wdzięczna kobietom, które poświęciły swoje życie walce o prawa kobiet. Każda z nas powinna dostrzec, że nie otrzymałyśmy tych praw raz na zawsze i nie możemy zaprzepaścić osiągnięć naszych babek i prababek, które wykonały ogromną pracę na rzecz zrównania w prawach kobiet i mężczyzn. Coraz częściej słyszy się o próbach odbierania nam praw, które przysługują każdej jednostce, nie możemy na to pozwolić.