FYI.

This story is over 5 years old.

zdjęcia

Poznaj tatuatora, który przenosi glitch art na ludzką skórę

Artysta znany jako LOUIS.LOVELESS odrzuca tradycyjne techniki i wzory tatuażu, bo, jak mówi: „kwiaty nie rosną na przetartych ścieżkach”
Wszystkie zdjęcia dzięki uprzejmości artysty

Artykuł pierwotnie ukazał się na Creators

Czarne, wyraziste tatuaże z zauważalnymi „zakłóceniami" stanowią nowy, punkowy etap w twórczości artysty znanego pod pseudonimem LOUIS.LOVELESS, który ostatnimi czasy mocno inspiruje się ideą cyfrowych zakłóceń i zniekształceń (ang. glitch). Tatuator nie zgadza się na uznanie dziar za formę sztuki i tym samym pluje w twarz kilkudziesięcioletniej tradycji współczesnego tatuażu. Jak jednak sam przyznaje, z pierwszych praktyk tatuatorskich został wyrzucony po niecałych kilku miesiącach. Jego sceptyczne podejście do zasad i autorytetów znajduje swój wyraz w preferowanej przez niego estetyce – jego prace zdają się nie podlegać żadnym zewnętrznym regułom. LOUIS.LOVELESS, który przeważnie pracuje w Paryżu i Londynie, swoimi projektami neguje samą ideę elegancji i wyrafinowania – znacznie bardziej woli dawać upust swoim fantazjom za pomocą charakterystycznych, monochromatycznych, czarnych wzorów.

Reklama

Artysta w rozmowie z Creators powiedział, że specjalnie nie uczył się tradycyjnych technik wykonywania tatuaży oraz różnych klasycznych wzorów, ponieważ chciał znaleźć własną, autorską metodę. Jak stwierdził: „kwiaty nie rosną na przetartych ścieżkach".

Od początku kręciły go linearne, trójwymiarowe grafiki. Bardziej doświadczeni tatuatorzy doradzali mu, żeby w swoich pracach zaczął używać cieniowania oraz innych popularnych technik. Jednak LOUIS.LOVELESS miał pewność, że właśnie taka estetyka mu odpowiada, więc ignorował takie komentarze. „Od początku wiedziałem, jakie mam upodobania i w jakim kierunku chciałbym się rozwijać. Nie obchodziło mnie, że stało to na kontrze do wszystkiego, co było wówczas modne" – powiedział. „Teraz ten styl niezwykle szybko staje się popularny wśród moich rówieśników".

Wraz z upływem czasu jego metoda wprowadzania tuszu stała się znacznie mniej staranna i dopieszczona. Obecnie LOUIS.LOVELESS stara się przede wszystkim uzyskać efekt jak najpłynniejszych pociągnięć, nawet jeśli wiąże się to z lekką niedbałością wykonania tatuażu (przy czym artysta nigdy nie rezygnuje z typowej dla siebie kontrastowej estetyki). Dla niego każdy tatuaż stanowi okazję, aby stworzyć coś, co inni uznaliby za „nietatuowalne".

„Myślę, że obecnie żyjemy w erze mediów społecznościowych i dużo czerpiemy ze świata cyfrowego" – zauważył. „Te rzeczy mają wpływ na naszą społeczną etykietę, zaburzają percepcję i zmieniają naturę naszych relacji z innymi ludźmi. Od pewnego czasu przestaliśmy zwracać uwagę na prawdziwe osoby i jedynie obserwujemy ich internetowe alter ego. Ludzie nieustannie dokumentują własne życie, bo chcą zabawiać resztę świata i mieć pewność, inni ich akceptują".

Reklama

LOUIS.LOVELESS podejrzewa, że media społecznościowe są odpowiedzialne za niektóre z nowych trendów w tatuażach, w tym za jego własny styl. Jak powiedział, ma to zarówno dobre strony, jak i złe. Jeżeli chodzi o jego tatuaże, zakłócenia wprowadza tylko w niektóre obrazy – te, które same z siebie są w jakiś sposób symboliczne.

LOUIS.LOVELESS chętnie „glitchuje" czaszki, ponieważ reprezentują one śmierć szczerych interakcji w erze internetu. Lubi też wprowadzać zakłócenia do wszelkiego rodzaju pomników i posągów, ponieważ według niego reprezentują one sprawiedliwość, siłę i władzę. Wprowadzając usterki do ich podobizn, chce zwrócić uwagę na to, co on sam postrzega jako iluzję systemu sprawiedliwości oraz ślepe posłuszeństwo wobec struktur władzy. Tworzy również zniekształcone tatuaże religijnych postaci, aby obnażyć naszą wiarę w fałszywych idoli.

Jego proces twórczy jest nieco inny, niż można by się spodziewać. Tworzenie zakłóceń wymaga innej techniki szkicowania – na początku rysował obrazy i za pomocą własnoręcznie wykonanych szablonów sam wprowadzał w nie zakłócenia. Jak przyznaje, nie za bardzo orientuje się w nowych technologiach.

„Wtedy mój proces polegał na dwukrotnym narysowaniu wzoru: najpierw normalnie, a potem z zakłóceniami. Używając kalki kreślarskiej oraz pomocniczej skali przerysowywałem obrazek i dodawałem efekt przesunięcia" – wyjaśnił. „Teraz po prostu używam apki do operacji plastycznych, którą znalazłem na moim iPadzie. Potem przerysowuję to na kartkę. W moim wypadku glitche najpierw istniały w świecie analogowym, a dopiero potem zostały przeniesione w cyfrowy".

Reklama

„Dzięki epidemii kompleksów, które wywołało rozpowszechnienie się mediów społecznościowych, powstały aplikacje umożliwiające samodzielne edytowanie i zmienianie naszych twarzy" – dodał. „Umożliwiło mi to znacznie łatwiejsze zakłócanie moich wzorów… o ironio".

Więcej prac artysty znajdziesz na jego Instagramie.