olenderski wymiar sprawiedliwości od niemal dwóch dekad próbuje ustalić, czy piractwo w sieci jest niezgodne z prawem. Teraz doszła inna kwestia: czy wolno sprzedawać pliki cyfrowe z drugiej ręki? Zeszłego lata holenderski start-up Tom Kabinet uruchomił witrynę, za pośrednictwem której użytkownicy mogli wrzucać i sprzedawać już przeczytane e-booki.Koncepcja używanego e-booka może dziwić, ale założyciele internetowego bazaru nie rozumieją, dlaczego ludzie nie mieliby wystawiać na sprzedaż w sieci swoich e-booków, skoro to samo robią z ich papierowymi wersjami.
Stowarzyszenie Holenderskich Wydawnictw ma inną opinię ten temat. Twierdzi, że e-book nie ulega zniszczeniom podczas użytkowania, a więc nie można zaliczyć go do kategorii przedmiotów używanych. W rezultacie stowarzyszenie pozwało Tom Kabinet o naruszenie praw autorskich.Według stowarzyszenia serwis oferował e-booki bez cyfrowych znaków wodnych potwierdzających, że książki nabyto legalnie. Pod adresem Tom Kabinet padło oskarżenie o zachęcanie do piractwa.Tom Kabinet wygrał sprawę w sądzie, powołując się na orzeczenie Trybunału Sprawiedliwości UE z 2012 roku, zezwalające nabywcy licencji na oprogramowanie na jej odsprzedaż. Jednocześnie sędzia nakazał firmie usunąć ze strony wszystkie e-booki bez znaków wodnych. W rezultacie liczba dostępnych na stronie tytułów gwałtownie się skurczyła, co ostatecznie doprowadziło do zamknięcia serwisu. Teraz Tom Kabinet przymierza się do uruchomienia nowej witryny internetowej na wzór Spotify, tylko że zamiast muzyki będą tam dostępne książki.Sprawa Tom Kabinet stała się prawnym precedensem, jeśli chodzi o obrót plikami cyfrowymi. Musi jednak upłynąć trochę czasu, zanim będziesz mógł na legalu odsprzedać w sieci Gucci Mane'a na mp3. Póki sądy wymagają od sprzedającego dowodu własności, póty sprzedaż bitów i bajtów z drugiej ręki pozostaje szemranym i kłopotliwym zajęciem.
Reklama