FYI.

This story is over 5 years old.

muzyka

Błagam, wykończcie te klisze w 2014 roku

Wyblakłe kolory, hashtagi, raperzy w autach. Czy naprawdę każdy klip młodych artystów musi przypominać każdy inny klip?

Nie powiem ci, co jest moją najulubieńszą rzeczą na świecie. Nie znam cię, nie mieliśmy okazji się poznać i NO WEŹ, pozwól mi przynajmniej postawić ci drinka i poopowiadać bezcelowe anegdoty z mojego życia. Powiem ci za to, że uwielbiam wideoklipy. To jedna z tych zwykłych rzeczy, razem z przecenami, dobrymi obiadami i świeżymi skarpetkami, które zawsze potrafią poprawić mi humor.

Problem w tym, że większość klipów powiela nudne klisze. Rozumiem, że nie każdy klip będzie tak rewolucyjny jak „Drop” The Pharcyde czy „Da Funk” Daft Punku. Albo tak zdumiewający jak „Born Free” M.I.A. czy „Stress” zespołu Justice. Prawdopodobieństwo, że Roman Gavras, Spike Jonze albo Hype Williams zajmą się produkcją wideo dla pierwszego singla zespoliku spod Londynu jest tak wysokie jak to, że któraś z aktorek z „Girls” znajdzie wszystkie moje tweety na jej temat i stwierdzi, że LOL, jestem wspaniały i chce się ze mną upić i razem wynudzić się do kryzysu wieku średniego. Po prostu do tego nie dojdzie. Ale to nie znaczy, że każdy klip młodych artystów musi przypominać każdy inny klip.

Reklama

Oto kilka klisz, które muszą umrzeć z początkiem tego roku.

VINTAGE'OWE NAGRANIA

Nie nagraliście swojej płyty w latach 60. Kręcicie starą kamerą, żeby utwierdzić się w swojej wersji nostalgicznego indie-popu, tworząc klip dla odbiorcy, dla którego coś fajnego jest równoznaczne z wyblakłymi kolorami. Czasami odrzucone fragmenty filmu działają naprawdę dobrze – „Lost” Franka Oceana, wypuszczone w kwietniu tego roku, to idealny przykład na sklejenie z urywków nagrań z trasy zachwycającego klipu. Ale jeśli po prostu biegasz z kolegami po plaży, a w tle leci sztampowa letnia piosenka o miłości skomponowana przez Fendera Telecastera, to, nie wiem, pewnie uda wam się wypuścić jedno EP na Bandcampie, zanim zespół rozejdzie się po różnych uczelniach.

KALEJDOSKOPY I ADOBE AFTER EFFECTS

Podobne sentymenty udzielają się też w procesie post-produkcji. Swoimi dwoma płytami Tame Impala wskrzesiło nurt i wyruchało wszystkich, którzy ogłosili śmierć muzyki gitarowej. Radzą sobie świetnie, jestem z nich naprawdę dumny. Niestety, idąc ich tropem, setki zespołów skąpały swoje klipy w efektach kalejdoskopu, ponieważ: psychodelia, australijski, hashtagi, umiarkowany sukces. To już nie tylko wizuale, które wyglądają jakby pochodziły z dziecięcej zabawki – wiele nowych klipów wygląda jakby były sklecone przez licealistę z torbą ritalinu i scrackowanym Adobe After Effects.

KLIPY Z TEKSTEM

Jakiś czas temu znalazłem klip z tekstem, który moja przyjaciółka, nastolatką będąc, zrobiła dla swojego ówczesnego chłopaka. Był naprawdę żenujący i chwilę po oczywistym zapisaniu go w folderze z ulubionymi przeszły mnie ciary. Teledyski z tekstami utworów tworzone przez „artystów” to coś podobnego, z tym, że są świadomymi tworami dorosłych ludzi z dostępem do iMovie, więc warte są przynajmniej 20 lat wstydu więcej. Wszystkie najlepsze wideoklipy odciskają na mnie swoje piętno – za każdym razem, gdy słyszę „Weapon of Choice”, w mojej głowie bezustannie tańczy rozpalony Christopher Walken. Albo Britney Spears, której kosmonauta, z niewyjaśnionych przyczyn, dostarcza do rąk własnych pierścionek. To pewnie przez duże budżety i zadurzenie lat 90. w stacjach kosmicznych*. Ale jedyne, co przypominają mi klipy z tekstami, to to, że umiem czytać.

Reklama

* patrz też N-Sync – „ I Want You Back”

BEZSENSOWNIE DŁUGIE WSTĘPY

Zazwyczaj nie oglądam klipów Taylor Swift, ale jak już do tego dojdzie, to chcę przez dwie minuty słuchać monologu Tay-Tay wprowadzającego w kryminalno-romantyczną epicką historię (albo jej licealne wyobrażenie). Żartuję. Nigdy, przenigdy, bym czegoś takiego nie chciał. Tak samo jak znaczna większość 149 310 419 widzów, którzy zapełnili komentarze pod filmem cennymi radami – „Jakby co, to zaczyna się w 2:03”.

Jednak nie powstrzymało to Drake'a przed stworzeniem niepotrzebnego dwu i pół minutowego intro. Które i tak jest niczym w porównaniu do dziesięciu przygnębiająco wojerystycznych minut jego ostatniego klipu, który rozciągnięto chyba tylko dlatego, że „HEJ! Wstawmy tam dużo prawie-filmowych przebitek, bo wtedy będą puszczać go w kinach!”. Jest jeszcze np. Alex Turner, który bardzo stara się udawać kogoś na kwasie zanim „Why'd You Only Call Me When You're High” się rozkręci. Drake i Arctic Monkeys są w miarę znośni, ale tylko dlatego, że robią klipy nie od dziś no i, heloł, są SUPER SŁAWNI, interesujący i obchodzą niektórych ludzi. Więc jeśli jesteś hydraulikiem za dnia, a wieczorami basistą w najnowszym zespole nagrywającym dla Moshi Moshi Music, raczej nie spodziewaj się, że ktokolwiek wysiedzi więcej niż dziesięć sekund wprowadzenia zanim wróci do lajkowania, reblogowania gifów, sub-tweetowania i nieprzerwanego przełączania trzech stron internetowych.

Reklama

HASHTAGI

PRZESTAŃCIE #TO #ROBIĆ #BŁAGAM

DOSŁOWNE WIDEOKLIPY

Jeśli tekst twojej piosenki ukazuje ważny problem społeczny, i dobrze zrobiłby jej pouczający, filmowy wideoklip, to nie ma problemu, możesz przeprowadzić słuchacza/widza przez tę narrację za rączkę. TLC tak zrobiły, przybliżając szerokiemu odbiorcy przekaz jednej z najlepszych piosenek popowych na świecie. Ale jeśli śpiewasz o „tańcu w ogniu” i jednocześnie tańczysz w ogniu, to sorry, ale nie. To poniżające, jakby się chciało powiedzieć „Spójrzcie na mnie! Śpiewam o  zwykłych przedmiotach nieożywionych, jestem zupełnie taka jak wy (nawet mimo tego, że bujam się na wielkiej betonowej kuli, która wkrótce trafi do onanistycznego skarbca Terry'ego Richardsona)”.

JEŻDŻENIE SAMOCHODEM W TELEDYSKU HIPHOPOWYM

Ludzie na całym świecie jeżdżą samochodami, ale nikt na całym świecie tak bardzo nie chce powiedzieć całemu światu, że jeździ samochodami jak raperzy. Automobil był nieodłącznym element hiphopowych klipów na długo zanim Nelly postanowił umieścić go w każdym ze swoich klipów (serio, spróbujcie je policzyć). Są powodem dla którego zawsze słuchając Ricka Rossa przenoszę się myślami na wygodną kanapę Maybacha, na której wszyscy wykonują dziwne ruchy rękoma. Są też powodem dla którego większość rapowych klipów leniwie powiela konwencje, dzięki którym mogą spędzić więcej czasu na wylegiwaniu się w swojej limuzynie, a nie na podążaniu za wizją artystyczną. Pomyślcie tylko jak bardzo lepsze byłoby „No Games” Rossa, gdyby był na skraju załamania nerwowego w lesie skąpanym w świetle zachodzącego słońca albo na stole piknikowym przy poboczu drogi. Nie byłoby to nic niesamowitego, ale na pewno byłoby to ciekawsze niż oglądanie kolejnego rapera łamiącego przynajmniej dwa przepisy drogowe.

OWSZEM, JESTEM PROSTYM GOŚCIEM

MISIA FF: PREMIERA NOWEGO KLIPU

KEVIN SAM W PIZZERII