FYI.

This story is over 5 years old.

podróże

Jestem na haju dzięki temu, że oddycham

Praca nad oddechem jest rodzajem medytacji, której efekty są podobne do tych po LSD. Poprzez szybkie i głębokie oddychanie możesz osiągnąć niezwykły stan. Tak przynajmniej mówią ludzie. Postanowiliśmy to sprawdzić

Alex Gamsujenkins

Praca nad oddechem jest rodzajem medytacji, której efekty są podobne do tych po LSD. Poprzez szybkie i głębokie oddychanie możesz osiągnąć niezwykły stan: wpadasz w trans, rodzisz się na nowo, odwiedzasz siebie w poprzednich wcieleniach, masz zwidy, słyszysz głosy. Tak przynajmniej mówią ludzie.

Szamani używali technik oddychania od zarania dziejów, ale obecna forma wywodzi się z badań nad działaniem LSD w latach 60. Mimo że obaj herosi kontrkultury, tacy jak Timothy Leary i Robert Anton to praktykowali, to jednak Stanislav Grof uważany jest za prekursora. Grof znany jest z wczesnych badań nad LSD, zwłaszcza w dziedzinie „psychodelicznej terapii" – idea halucynogennych narkotyków mających wspomagać psychoterapię. Kiedy FBI zaczęło interesować się kwasem, przerzucił się na coś, za co nie można trafić za kratki – oddychanie.

Reklama

Istotą pracy nad oddechem jest robienie tego bardzo, bardzo szybko. Należy usunąć z układu oddechowego dwutlenek węgla, co prowadzi do podwyższenia pH krwi. Skutki uboczne oscylują między zawrotami głowy, dreszczami, oraz spazmami, czyli łopotaniem rękami i nogami. Większość tych objawów może być tłumaczona hiperwentylacją, ale przy kontrolowanym oddechu dodaje się do tego medytację, z podpowiedziami i paroma terapeutycznymi poradami. Poza tym ma kto cię złapać, zanim rąbniesz głową w podłogę, upadając.

Podczas ostatniej wyprawy do Indii moją uwagę przykuła ulotka zajęć z oddychania przyczepiona do blatu w sklepie ze zdrową żywnością w Gokarna, małym miasteczku kilka godzin lotu na południe od Goa. Warsztaty prowadzone były przez gościa, który nazywa się Franz Simon. Praktykował on głównie metody Grofa. Simon to starszy facet, po pięćdziesiątce, z najmocniejszym szwajcarskim akcentem, z jakim się spotkałem. Franz napisał wiele książek w stylu New Age, które noszą tytuły takie jak The End of Longing albo Life Desn't Care If You Pretend to be Dead. Lubi jodłować i grać na fisharmonii.

Franz szkolenia prowadzi w pensjonacie. Tego dnia, kiedy zjawiłem się u jego drzwi z dwoma Niemcami i trzema Izraelczykami, najwyraźniej o nich zapomniał. Staliśmy, pukając i oczekując na wejście.

„Przepraszam – powiedział – dajcie mi pięć minut".

Po chwili siedzieliśmy już u niego na podłodze, na dużych poduszkach. W środku panował ukrop, jakby powietrze wydobywało się z tostera. Franz próbował uruchomić zawieszony na suficie wiatrak, jednak jedyne co mu się udało, to przemieścić gorące powietrze z miejsca w miejsce. Każdy z nas miał wielkie plamy potu z przodu, z tyłu i pod pachami T-shirtów.

Reklama

„OK, zacznijmy" – oznajmił Franz.

Zasiedliśmy w parach, każdy naprzeciwko całkowicie obcej osoby. Sesję zaczęliśmy od zadania serii pytań – Kim jesteś? Co zaryzykowałbyś dla bycia szczęśliwym? Co możesz zmienić, by być wolnym? – trzeba było odpowiedzieć jak najbardziej naturalnie i szczerze w wyznaczonym czasie, który wydawał się ciągnąć się w nieskończoność.

Po każdym pytaniu zmienialiśmy partnera. Te konwersacje miały uruchomić nasze naturalne zainteresowanie sensem egzystencji i stworzyć warunki sprzyjające oddychaniu. Franz Simon przechadzał się po pokoju, nasłuchując rozmów, męcząc się z sufitowym wiatrakiem i przynosząc butelkowaną wodę.

Około godziny spędziliśmy na sesji odpowiedź-pytanie, która okazała się całkiem odkrywcza i poruszająca. Byliśmy całkowicie obcymi sobie ludźmi, zwierzającymi się sobie ze swoich porażek, pragnień i rzeczy, które stoją nam na drodze. Niektóre z odpowiedzi, które udzieliłem, mnie zaskoczyły. Energia w pomieszczeniu – a może gorąc lub wyczekiwanie – doprowadziła do tego, że staliśmy się bardziej otwarci na siebie. I połączeni potem.

Poznaj jedynego lekarza uprawnionego do leczenia medycznym LSD

Franz poprosił, abyśmy wstali. Wspomniał, że teraz odbędzie się ta potencjalnie niebezpieczna część procesu – że nasze ciała mogą się zdeformować albo że ktoś może upaść, chociaż nigdy wcześniej żadna z tych rzeczy mu się nie zdarzyła. Mieliśmy pozbywać się z organizmu dwutlenku węgla, co mogło prowadzić do naprężania się ciała. Praktykanci oddychania nazwali to „pazurem" – palce u rąk i stóp stają się sparaliżowane w pozycji podobnej do pazurów, a potem upadasz.

Wszystko stało się bardzo ciche i poza Franzem. Nie odczuwałem siebie w pomieszczeniu.

Reklama

Zaczęliśmy oddychać przez nos, zgodnie z tempem narzuconym przez Franza, z każdym wydechem uginając kolana. Każdy wydech był dłuższy od wdechu. Zamknęliśmy oczy: wydobywaliśmy z siebie powietrze coraz szybciej. To było niesamowicie niekomfortowe i bardzo chciałem zacząć oddychać zwyczajnie. W pokoju było strasznie głośno; trzęsły mi się nogi i nie czułem palców. Franz podszedł do mnie, jakby to wyczuł, i kazał mi upaść na kolana. Kilka minut później położyłem się na plecach. Wszystko stało się bardzo ciche i poza Franzem, nie odczuwałem niczyjej obecności w pomieszczeniu. Nie odczuwałem siebie w pomieszczeniu.

A potem Franz zaczął śpiewać mantrę – jesteś zrobiony z miłości – jodłując.

Na wewnętrznej stronie powiek zacząłem zauważać fraktale i kształty zwierząt. Widziałem lisa, coś, co przypominało słonia i ponieważ znajdowaliśmy się w Indiach, krowę.

Jakiś czas później, Franz zarządził, abyśmy otworzyli oczy. Kiedy to zrobiłem, dostrzegłem, że wszyscy leżą na podłodze. Spytał nas, ile wydaje nam się, że leżeliśmy. Miałem wrażenie, że było to pół godziny, ale Franz uświadomił nas, że byliśmy w transie przez 90 minut.

Szybka przerwa na zjedzenie lodów, po której powtórzyliśmy proces oddychania. Tym razem udało mi się wdychać i wydychać jeszcze szybciej, a trans wydawał się silniejszy. W pewnym momencie byłem nawet w stanie ujrzeć długi, ciemny tunel, do którego zbliżając się, wpadłem. Efekty przypominały te po małej ilości LSD, słabszym sorcie grzybów, lub pójściu spać po jaraniu cały wieczór. Faza była OK, ale zwykłe otwarcie oczu wyrwałoby mnie z niej. Pomimo przyjemnej natury tego błogostanu, sęk tkwił w tym, że doszedłem do niego, oddychając szybko, potem szybciej, kładąc się na ziemi i słuchając jodłowania.

Reklama

Franz zagrał ostatnią piosenkę na fisharmonii, po czym nas obudził. Mówił niczym skrzeczący starzec, jednak mi jego głos wydawał się cienki i łagodny niczym głos kastrata.

„No" – powiedział. „To tyle. Jak było?".

Dziewczyna z Izraela odparła, że czuła wibracje przechodzące przez całe ciało. Niemiec stracił czucie w rękach i myślał, że lata. („Prawie latałeś" – powiedział mu Franz). Ktoś inny słyszał muzykę Franza w innym języku. Simon uznał moją wizję tunelu za oglądanie mojego własnego porodu.

Franz oznajmił, że to, przez co właśnie przeszliśmy, było jedynie początkiem techniki oddychania. Ludziom, którzy się tego uczą, po pewnym czasie udaje się dojść dużo dalej – odwiedzanie siebie w poprzednich wcieleniach, oczyszczanie, pozbywanie się starych traum. Czasami można być w transie całą noc.

Od tamtej pory próbowałem oddychać w samotności, ale bez Franza – bez jego fisharmonii, jodłowania, przebywania z nieznajomymi i 95% wilgotności – oddychałem, dopóki się nie zmęczyłem. A potem poszedłem spać.

Conor Creighton na Twitterze.