FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Uwięzieni pod stertą kosmicznych śmieci

Otaczająca naszą planetę próżnia z zastraszającą szybkością zapełnia się odpadami i brudami.

Ludzkości udało się zapełnić po brzegi ziemię, morze i powietrze śmieciami w najróżniejszych, ohydnych postaciach. Można by zatem pomyśleć, że będziemy starać się przynajmniej nie zasmrodzić kosmosu. Guzik z tego. Okazuje się bowiem, że otaczająca naszą planetę próżnia z zastraszającą szybkością zapełnia się odpadami i brudami. Jeśli utrzymamy obecne tempo zapychania przestrzeni kosmicznej całym tym szajsem, już wkrótce staniemy w obliczu poważnych problemów. Statki kosmiczne nie będą w stanie przedrzeć się przez chmurę powstałą z niebezpiecznych odpadków, co znacznie utrudni, a może nawet uniemożliwi, podbój galaktyki. Wizja istot ludzkich stanowiących nieusuwalny odtąd komponent ziemskiego pejzażu przyprawia mnie o dreszcze. Ale skoro najprawdopodobniej i tak nigdy się stąd nie ruszymy, postanowiłem dowiedzieć się, co dokładnie nas czeka. W tym celu odbyłem rozmowę z zatrudnionym w NASA astrofizykiem Donem Kesslerem, który jako pierwszy zwrócił uwagę na potencjalne zagrożenia związane z rosnącą masą śmieci na orbicie ziemskiej. 

Reklama

TEKST: BRUNO BAYLEY

Zdjęcie udostępnione przez NASA

VICE: Czy wystrzeliwaniu maszyn i satelitów na orbitę towarzyszyły myśli o ewentualnych niebezpieczeństwach związanych z gromadzeniem się śmieci w przestrzeni kosmicznej? 

Don Kessler: Nie. W tamtych czasach ludzie byli wyznawcami „Teorii Wielkiego Nieba”, czyli wierzyli, że można wysyłać w kosmos tyle śmiecia, ile dusza zapragnie. Byli przekonani, że odpadki lądują w przestrzeni międzyplanetarnej. Tymczasem tworzyły one kosmiczne wysypiska na niskiej orbicie okołoziemskiej.

Niebezpieczeństwo polega więc na tym, że sytuacja wymknie się spod kontroli i wyprawy w kosmos staną pod znakiem zapytania. 

Zgadza się, ale jest to odległa przyszłość. W tej chwili daleko nam do stanu, w którym nic już nie da się zrobić. Według zasad fizyki, każde zderzenie obiektów poruszających się z dużą prędkością może wytworzyć w przybliżeniu 100 nowych odłamków, na tyle dużych, żeby uszkodzić inne satelity. Rozpad satelity prowadzi do rozprzestrzenienia się w kosmosie jeszcze drobniejszych fragmentów, a te z kolei mogą uszkodzić statki kosmiczne.

Jak małe są te odłamki? Wielkości nakrętki albo śrubki? 

Nawet mniejsze. W wahadłowcu STS- 7 konieczna była wymiana okna z powodu uderzenia płatka złuszczonej farby o średnicy około jednej dziesiątej milimetra. Średnica powstałej w ten sposób dziury w szybie wynosiła mniej więcej od czterech do pięciu milimetrów. To wystarczyło, żeby uznać ponowne wystrzelenie promu kosmicznego za zbyt ryzykowne.

Reklama

Ludzie wyobrażają sobie kosmos jako krainę wielkiego spokoju, po której nieśpiesznie dryfują różne obiekty.  Tymczasem te odpadki poruszają się z ogromną prędkością, prawda? 

Tak. Żeby móc utrzymać się na orbicie trzeba rozwinąć prędkość siedmiu kilometrów na sekundę. Odpadki i śmieci poruszają się w różnych kierunkach, a to oznacza, że do kolizji dochodzi przy prędkościach od zera do czternastu kilometrów na sekundę. Weźmy przykład zderzenia Iridium 33 i Kosmos-2251 w 2009. Doszło wtedy do zderzenia obu satelitów niemal pod kątem prostym, przypominało to kolizję dwóch samochodów na skrzyżowaniu. Ten wypadek wzbudził ogólne zainteresowanie. Ja już od 1978 roku przewidywałem, że coś takiego może mieć miejsce.

W jaki sposób możemy zatem uniknąć sytuacji, w której pozostaniemy na zawsze więźniami tej przeklętej planety? 

To jest tak, jak z globalnym ociepleniem: im dłużej zwlekamy z działaniem, tym trudniej będzie odwrócić zachodzące zmiany. Moim zdaniem możemy przez kolejne sto lat postępować, tak jak do tej pory, ale potem zaczną nam grozić problemy. Reasumując, teraz jest właściwa pora na to, żeby zacząć się przejmować odpadkami na niskiej orbicie okołoziemskiej.

koniecznie zobacz też:

Pokaż dziary

Na falach radia pezet

Nergal, ty bucu