FYI.

This story is over 5 years old.

Gallery

​Chcę pracować na Oktoberfeście do końca życia

Praca przez 16 godzin dziennie, przedzieranie się przez tłumy i noszenie dwunastu litrowych kufli piwa naraz. Brzmi jak niezły odpoczynek? Dla fotografki Sonji Herpich z Monachium tak

Praca przez 16 godzin dziennie, przedzieranie się przez tłumy i noszenie dwunastu litrowych kufli piwa naraz. Brzmi jak niezły odpoczynek? Dla fotografki Sonji Herpich z Monachium tak. Dla niej praca w namiocie browaru Hofbräu na Oktoberfeście jest coroczną atrakcją. Sonja kiedyś marzyła, aby choć raz być kelnerką na Oktoberfeście. Teraz to 16-dniowe święto piwa jest dla niej osobistym wyzwaniem, okazją, aby przekroczyć swoje fizyczne i emocjonalne granice, a także odpocząć od pracy w branży kreatywnej.

Reklama

Jedyną wymówką, żeby nie pracować na Oktoberfeście, jest ciąża albo złamana noga.

Właśnie skończyła piąty rok kelnerowania na jesiennym festiwalu, na który do Monachium co roku przyjeżdża ponad sześć milionów gości. Herpich jest praktycznie ekspertem od Oktoberfestu. Z wprawą roznosi ciężkie kufle, przedziera się przez tłumy i obsługuje gości. Oprócz tego Sonja uwiecznia swoje doświadczenia w serii autoportretów: codziennie robi sobie zdjęcie rano i wieczorem. Porozmawialiśmy z nią niedługo po zakończeniu Oktoberfestu, by dowiedzieć się czegoś o kulisach festiwalu i przeciętnym dniu kelnerki.

Munchies: Oktoberfest właśnie się skończył. Jak było?

Sonja Herpich: Dziś jestem bardzo zmęczona. W trakcie Oktorberfestu wydaje się nam, że to dość łatwe, czujemy się dobrze i w ogóle. Ale kiedy mam już wolne, tak jak dziś, zaczynam czuć, że moje ciało jest bardzo wyczerpane: bolą mnie nogi, mam skurcze mięśni. Na szczęście organizacja była tak sprawna, że to był dla nas dość łatwy rok. Nie mieliśmy zbyt wielu problemów z klientami i wydaje mi się, że byli milsi niż w poprzednich latach.

Zdjęcia: Sonja Herpich

Jak zaczęłaś pracę na Oktoberfeście?

Jakieś 15 lat temu sprzedawałam po szkole precle. Lubię takie fuchy – ciężką pracę w tłumie. Pragnęłam wrócić do czegoś podobnego, ale nie chciałam już handlować preclami czy pamiątkami. I wtedy na pewnej sesji poznałam stylistkę jedzenia, która pracowała też jako kelnerka na Oktoberfeście. Powiedziałam jej, że marzę o tej pracy. A ona, po namyśle, zapoznała mnie z innymi dziewczynami. I tak stałam się częścią zespołu.

Reklama

Co cię w tym pociągało?

Dla mnie to pewien rodzaj życiowego doświadczenia. Niektórzy ludzie wędrują przez Alpy, aby sprawdzić, jak daleko mogą dojść, odkryć – „czy jestem w stanie to zrobić?". Dla mnie takim wyzwaniem jest Oktoberfest. „Czy dam radę? Czy jestem dość silna?" – co roku zadaję sobie te pytania. Gdy pracuję jako fotograf ciągle się zastanawiam: „Powinnam zrobić zdjęcie z tej czy z tamtej strony?". Nikt nie mówi mi, kiedy taka praca jest skończona. Sama muszę czuć, że zrobiłam już właściwe zdjęcie. A na Oktoberfeście praca nie jest skomplikowana. Nie potrzebuję tu mózgu. Nieważne, czy wniosę kufle z lewej, czy z prawej strony. Ja tylko przynoszę piwo – to dość łatwe. Dla mojego mózgu to jak wakacje, przerwa od codzienności.

Jak wygląda twój przeciętny dzień pracy na Oktoberfeście?

Najcięższe są weekendy. Zaczynamy około ósmej lub dziewiątej rano. Wchodzimy do namiotu, a na zewnątrz setki ludzi czekają już, aż zaczniemy ich wpuszczać. W środku jest pusto, czyścimy stoły, przygotowujemy wszystko. Pół godziny później ochrona otwiera drzwi i wtedy zaczyna się szaleństwo. Ludzie wariują, wbiegają do namiotu, krzyczą, szukają stolików, a gdy uda im się jakiś zająć – świętują. Stoimy z boku i patrzymy, co się dzieje, a potem około dziewiątej lub dziesiątej zaczynamy sprzedawać piwo. Przyniesienie wszystkim pierwszej partii to dużo pracy. A potem zaczynamy rozpijać gości (śmiech). Cały dzień robimy to samo – sprzedajemy piwo i jedzenie. Ludzie stoją wszędzie, tańczą, krzyczą, skaczą, a my musimy kombinować, jak się przez nich przedrzeć. Każdy chce piwo, które właśnie niesiesz. Trzeba pilnować wszystkiego, każdej kieszeni – nic nie może zostać bez nadzoru.

Reklama

Z naszego namiotu goście muszą wyjść o 15. Znów sprzątamy, a potem zaczyna się jakby nowy dzień, bo o 16 wchodzą następni goście, którzy zarezerwowali stoliki, i zaczynamy od nowa, z trzeźwymi jeszcze ludźmi. Pracujemy cały dzień, aż do ostatniego zamówienia o 22.30. Wtedy klienci muszą zacząć się zbierać. Idzie całkiem szybko, ochrona odgradza sektory i ogłasza, że zamykamy. Potem sprzątamy, wynosimy kufle do mycia, czyścimy stoły, pijemy piwo. A potem jedziemy do domów. Jestem w domu koło północy.

Ile piw możesz unieść?

12. Jest na to pewien sposób, choć wygląda to na dużo trudniejsze. Kufle z piwem są ciężkie, ale jeśli masz odpowiednią taktykę, jest okej. Bawi mnie, gdy idę z tacą i jacyś chłopcy albo turyści mówią: „O, super, chcę spróbować", a potem: „To takie ciężkie, o Boże, nie dam rady", bo nie znają dobrego sposobu.

Gdy jest już po wszystkim, na co najbardziej masz ochotę: wypić duże piwo czy wziąć długi, gorący prysznic i iść na masaż?

Jedno i drugie. Wczoraj na zakończenie wypiłyśmy dużo piwa. Dziś wypiłyśmy też po kieliszku szampana, aby uczcić, że to już koniec. Wszystko było idealne, nikt z ekipy nie ucierpiał. Jutro idę z dziewczynami do spa na masaż i na dobre jedzenie, żeby się odprężyć. Więc potrzebuję zarówno piwa, jak i masażu.

Najlepsza rzecz, jaka zdarzyła się na tegorocznym Oktoberfeście, to…?

Wczorajszy wieczór był wyjątkowy. Na koniec festiwalu zawsze organizowane są atrakcje dla kelnerek. Tym razem wszędzie były zimne ognie, obsługa zgasiła światło i włączono piosenkę Angels Robbiego Williamsa. Na Oktoberfeście nie wolno wchodzić na stoły, ale na końcu wszystkie kelnerki to robią. Krzyczą, płaczą i świętują, że to już koniec. Aż ciarki przechodzą, to niesamowite. Wszyscy są szczęśliwi.

Reklama

Czy w trakcie festiwalu widziałaś jakieś nieszczęśliwe wypadki?

Jeden bardzo zły. Nasz klient miał straszny wypadek. Siedział na płocie, krzyczał i śmiał się, a potem spadł. Zleciał prosto na kark i już nie wstał. Zawołałam ochronę i pierwszą pomoc. Poszłam do innych kelnerek i zaczęłam płakać, ciężko było na to patrzeć. Facet dobrze się bawił na imprezie, świętował z przyjaciółmi, a dwie sekundy później stało się coś takiego.

A ty nadal musiałaś pracować.

Tak. Dwa stoliki dalej nikt tego nie zauważył, więc ludzie nie mieli pojęcia, co się stało. Wszyscy krzyczeli tylko: „Przynieś mi piwo!". W myślach widziałam ten zły obraz, ale musiałam nadal pracować, jak gdyby nigdy nic. Nie dałam rady. Musiałam zrobić sobie przerwę, wypić piwo, popłakać. Pół godziny później mogłam wrócić do pracy. To było straszne. Często zdarzają się jakieś wypadki, ale przeważnie widzi się tylko skutki, np. zakrwawione ręce.

To naprawdę ciężka praca.

Tak, to prawda. Ludzie przychodzą tu tylko w jednym celu: żeby się upić. A jak są pijani, tracą kontrolę i robią straszne rzeczy. A my jesteśmy w centrum tych wydarzeń, trzeźwe.

Wrócisz do tej pracy?

Pewnie, że wrócę. Jedyną wymówką byłaby ciąża albo złamana noga. Będę pracować tu co roku przez resztę życia, jestem tego pewna. Mam koleżankę, która pracuje tak już 19 lat, jest niesamowita. Nauczyła mnie wszystkiego: jak nosić piwo, jak sobie radzić z gośćmi i ze wszystkim. Trzeba chronić swoją przestrzeń, być miłą, ale też twardą, żeby pokazać ludziom: „Tu jest linia, której nie wolno ci przekroczyć".

Masz teraz coś w planach czy będziesz po prostu odpoczywać?

Jedno i drugie. Pójdę z koleżankami odpocząć w spa, a w weekend będę pracować. Potem jadę w góry na małe rodzinne wakacje. Będziemy przez kilka dni świętować pierwsze urodziny mojej córeczki. A potem wrócę do swojej codzienności. Pod koniec października w Monachium odbędzie się wystawa moich prac i muszę wszystko zorganizować. W związku z tym wciąż czeka mnie dużo pracy. Odpocznę kilka dni i biorę się do roboty.

Artykuł ukazał się pierwotnie w MUNCHIES.