Reklama
Reklama
Michael Knights: Zimne wojny zawdzięczają swoją nazwę m.in. temu, że nie przemieniają się w długo trwające „gorące" wojny. Spór na linii GCC (Rada Krajów Zatoki Perskiej) – Iran zalicza się właśnie do tej kategorii. Oba państwa są bardzo narażone na wzajemne ataki. To dlatego w przeszłości dokonywano licznych aktów terroru w ramach wojen zastępczych, zwykle przy użyciu państw trzecich, takich jak Jemen, Syria, Liban czy Bahrajn.Należy jednak pamiętać, że każda zimna wojna może nagle stać się gorąca, z reguły na chwilę przed jej końcem. Takie samo ryzyko dotyczy konfliktu irańsko-saudyjskiego. Obie strony jeszcze do niedawna uznawały wzajemnie swoje granice bezpieczeństwa. W zeszłym roku Iran zaczął jednak używać przydrożnych ładunków wybuchowych na Prowincji Wschodniej (jedna z 13 prowincji A. Saudyjskiej – przyp. tłum.), której ludność, to w większości szyici bardzo niezadowoleni ze swojej drugorzędnej pozycji w społeczeństwie. Mieszanie się Iranu w sprawy Prowincji Wschodniej można porównać do rozkładania bomb atomowych na terenie Kuby przez Sowietów. Takie sytuacje są niedopuszczalne. To po części wyjaśnia, dlaczego władze Arabii Saudyjskiej zdecydowały się stracić zamieszanego w to szejka Nimra Al-Nimra.
Reklama
Departament Stanu Stanów Zjednoczonych ostrzegał, że ww. egzekucja może jedynie pogorszyć relacje panujące pomiędzy Arabią Saudyjską a Iranem, ale rząd Obamy wyraźnie nie skrytykował tego ruchu. Jakie stanowisko ma w tej sprawie Ameryka?Należy pamiętać, że każda zimna wojna może nagle stać się gorąca
USA nie pochwala stracenia Nimra Al-Nimra, podobnie jak brutalnych nalotów w Jemenie, których również dopuściła się Arabia Saudyjska. Nawet w przypadku względnie spokojnych relacji, śmierć Nimra mogłaby spowodować irański odwet, który byłby wstępem do regularnej wojny. Rząd Obamy robi wszystko, by utrzymać przy życiu atomową umowę z Iranem, a to tylko potęguje obawy Białego Domu. Co do Jemenu, to Saudyjczycy stosują niepotrzebne oraz nieczyste zagrania, a my jesteśmy w to wplątani. Chcemy, żeby to się już skończyło.Rzecznik Departamentu Stanu, John Kirby, powiedział: „Chcemy być świadkami zmniejszenia napięć i powrotu normalnego dialogu. Chcielibyśmy osiągnąć ten cel za pomocą pokojowej dyplomacji, bez przemocy". Jak USA chce pomóc w realizacji tego planu?
Stany Zjednoczone nie pełnią funkcji mediatora w tym sporze. Waszyngton nawet nie utrzymuje normalnych stosunków dyplomatycznych z Teheranem, który – w opinii ww. departamentu – stanowi oazę dla terrorystów. Do zmniejszenia ryzyka rozlewu krwi we Wschodniej Prowincji może dojść na dwa sposoby. Pierwszy, to zasygnalizowanie Iranowi, że dalszy przemyt broni na tereny Wschodniej Prowincji poskutkuje odrzuceniem umowy atomowej przez USA oraz sankcjami. Drugi, to praca z Arabią Saudyjską nad bezpieczeństwem szyitów ze Wschodniej Prowincji, co staramy się osiągnąć poprzez wojskowe wsparcie Jemenu. Z tym że te opcje mogą się w pełni sprawdzić jedynie w świecie idealnym. W rzeczywistości ludzie Obamy nie narażą umowy na niebezpieczeństwo, bez względu na wymiar irańskich prowokacji. Rząd USA dąży też za wszelką cenę do zachowania poprawnych stosunków z Arabią Saudyjską.Załóżmy, że Amerykanie nie będą w stanie utrzymać pokoju. Kogo poprą w razie konfliktu?
W pewnym stopniu jesteśmy związani z Arabią Saudyjską, jako że wspieramy ją w sektorze militarnym i energetycznym. Nie do końca podobają nam się ich poczynania i nie chcielibyśmy widzieć czołgów, które im zapewniliśmy, niszczących szyickie świątynie we Wschodniej Prowincji. Jedyne co możemy zrobić to silnie zasygnalizować, że sposób, w jaki prowadzimy wojny, musi podlegać pewnym regulacjom, zarówno teraz, jak i w przyszłości. Jeżeli dojdzie do poważnych naruszeń, militarne wsparcie ulegnie znacznemu utrudnieniu zarówno pod względem prawnym, jak i politycznym. Dodatkowo takie nadużycia nie pomagają w zażegnaniu konfliktu, tylko działają jak dolanie oliwy do ognia.Pracowałeś przy zachowaniu równowagi militarnej pomiędzy Iranem a państwami znad Zatoki Perskiej przez ponad dwadzieścia lat. Czy to są ich najgorsze relacje do tej pory?
Nie bardziej niż przez cały okres mojej kariery. O wiele gorzej było w latach 1980-1988, podczas wojny pomiędzy Iranem a Irakiem. Wtedy Irańczycy wystrzeliwali pociski w porty w Kuwejcie, desantowali swoich ludzi na saudyjskim wybrzeżu, rozkładali miny pod amerykańskimi pojazdami, a ich okręty i statki były niszczone przez Amerykanów i Saudyjczyków. Obecnie obie strony mogą za naciśnięciem guzika zniszczyć miasta położone na wybrzeżu wroga, unicestwiając ośrodki przemysłowe i inwestycyjne państw z zagranicy. A wszystko to może się rozegrać w przeciągu kilku minut. To sprawia, że nie da się do końca przewidzieć tego, co się stanie, ale i tak nie jest aż tak źle, jak było w latach 80.Co dalej?
Następnym krokiem w tej wojnie zastępczej będzie nasilenie ilości irańskich sił na terenach Wschodniej Prowincji oraz Jemenu, podczas gdy w zachodniej Syrii Saudyjczycy i Turcy powiększą swoje jednostki antyirańskie i anty-Asadowe (Baszszar al-Asad to prezydent Syrii – przyp.tłum.). Jedną wielką niewiadomą jest to, czy Arabia Saudyjska spróbuje przeprowadzać niepożądane działania na obszarze irańskim i czy podejmie się wspierania sunnickich rezerwistów w Sistanie i Beludżystanie (przy granicy z Pakistanem) albo w Chuzestanie. To by było odpowiednikiem irańskich poczynań we Wschodniej Prowincji.