Reklama
Za co zabrałaś się w pierwszej kolejności, gdy już dostałaś od naczelnej zielone światło na reportaż?Pracuję sześć dni w tygodniu 24 godziny na dobę. Mieszkam we wspólnej kwaterze nad salonem. Siódmego dnia jadę się przespać u siebie we Flushing, po czym szybko wracam do roboty.
Reklama
Reklama
Czekałam bite dziewięć miesięcy na informacje z Departamentu Pracy. Pamiętajmy, że jego pracownicy mają ustawowy obowiązek przekazywać takie dane zgodnie z Ustawą o swobodzie dostępu do informacji. Ale najbardziej wstrząsnęło mną odkrycie, jak rzadko ci ludzie odwiedzają salony kosmetyczne. Po koreańsku mówi dwóch pracowników departamentu. Nikt nie sprawdza, co się tam dzieje.Z twojego reportażu wynika, że wyzysk pracowników salonów kosmetycznych to norma. Wygląda na to, że w całym mieście nie znajdzie się ani jedno miejsce, gdzie można zrobić sobie manikiur bez wyrzutów sumienia.Nie udało mi się znaleźć bohaterów pozytywnych. Tylko trzy z moich rozmówczyń przyznały, że otrzymują godne wynagrodzenie, z rozliczeniem na podstawie dziennej stawki i z odpowiednimi dodatkami. Dwie z nich zatrudnione były w tym samym salonie. Nie ma czegoś takiego jak tani luksus. To sprzeczność sama w sobie. W Nowym Jorku manikiur kosztuje grosze, bo ktoś inny ponosi ciężar finansowy atrakcyjnej zniżki. Tym kimś jest pracownik, a więc ostatnia osoba, która może sobie na to pozwolić.Śledźcie Sarah Maslin Nir na Twitterze.Śledźcie Allie Conti na Twitterze.