Zbudowałem dom ze śmieci i wystawiłem na Airbnb

FYI.

This story is over 5 years old.

pieniądze

Zbudowałem dom ze śmieci i wystawiłem na Airbnb

Postanowiłem zmienić moją budę z dykty w maszynkę do zarabiania pieniędzy. Nie wszystko poszło zgodnie z planem...

Ostatni miesiąc spędziłem, budując mój własny dom za darmo, co w tym przypadku należy czytać jako: „buda sklecona z fantów z wysypiska". Wszystko zaczęło się od tego, że skończyłem 30 lat i pomyślałem o kupnie domu. Niestety szybko okazało się, że zupełnie nie stać mnie na własny kąt, a co dopiero cztery. Jak pewnie zauważyłeś, ceny nieruchomości w tzw. krajach rozwiniętych kompletnie odkleiły się od zarobków i poszybowały gdzieś do krainy liczb urojonych. Zarabiasz 40 tys. rocznie? Cóż, w takim razie cena rzędu pół miliona staje się zupełnie absurdalna. Równie dobrze mógłby to być milion. Albo miliard. A chuj, właściwie to czemu nie nieskończoność? Na tym etapie, gdybym zobaczył reklamę domku na drzewie na Antarktydzie za nieskończoność pieniędzy, nawet nie drgnęłaby mi powieka. Powiedziałbym co najwyżej: „O, to na Antarktydzie rosną drzewa? No proszę".

Reklama

Ja i mój dom. Wszystkie zdjęcia Julian Morgans z pomocą Bena Thomsona i Ashley Goodall

A zatem byłem zły i, przyznaję, w nastroju do dramatycznych gestów, więc postanowiłem zbudować sobie dom za darmo. Całą historię mojej przygody w branży budowlanej znajdziesz w pierwszej części tego artykułu. Potem jednak zaprosiłem do siebie rodziców na obiad. Gdy zobaczyli, jak mieszkam, powiedzieli, żebym się ogarnął, przestał użalać nad sobą i odłożył trochę pieniędzy. I oczywiście mieli rację. Koniec końców wszyscy się poddajemy i pełni goryczy zaczynamy oszczędzać.

Postanowiłem zatem zmienić moją budę w maszynkę do zarabiania pieniędzy i wystawiłem ją na Airbnb. Z początku nie mogłem pojąć, dlaczego nikt się nią nie zainteresował, ale potem zrozumiałem, że za mało nakłamałem w ogłoszeniu. Jestem pewien, że wszystkie podręczniki dla agentów nieruchomości zaczynają się od rozdziału pt. „Kłamstwo popłaca".

Zmieniłem opis na „Luksusowa Mikrochatka Odnowy Ducha i Ciała na Łonie Przyrody" i dodałem jeszcze parę bredni, jak ta, że domek jest „skonstruowany z przyjaznego środowisku drewna z recyklingu" i „usytuowany na pokrytej soczystą murawą posesji". Nie byłem do końca pewien, co piszę. Czy murawa ma coś wspólnego z murem? A posesja ze studiami?

Dzien dobry. My jest para mamy 60 lat my troszczy o srodowisko i lubi twoja chata tak bardzo ale chce pytac czy w pokoj jest podwojne lozko? Z wyrazami szacunku

Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki ludzie zaczęli dom nie pisać z pytaniami. Byli mili. Byli uprzejmi. Turyści, którzy marzyli, by spędzić noc w jakimś niedrogim, ciekawym miejscu, a rano ewentualnie zaliczyć przejażdżkę na kangurze. Ich maile emanowały uroczym optymizmem. Natrafili na moją ofertę i uznali, że to okazja ich życia.

Reklama

Czułem się jak ostatni kutas. Nie chodziło tylko o to, że wynajmowałem chatę ze śmieci, ale że zbudowałem chatę ze śmieci. Spory odsetek światowej populacji gnieździ się w slumsach i obozach przejściowych, w takich skleconych w pośpiechu budach, jak moja. Znajomi pytali mnie, czy zdaję sobie sprawę, że mój poprzedni artykuł mógł wyglądać na pogardliwą drwinę z cudzego smutnego losu ‒ co oczywiście nawet mi przez myśl nie przeszło. A teraz jeszcze próbowałem się na tym dorobić?

Potem jednak przypomniałem sobie, że takie myśli nie nachodzą wszystkich tych milionerów, deweloperów i bankierów, którzy zarabiają na naszej krwawicy. Nie mają czasu na jakieś etyczne pierdolety. A ja nie planowałem położyć łapy na 20 nieruchomościach pod inwestycje ‒ marzyłem jedynie o własnym kącie. Skup się Julian: zarób hajs, kup sobie dom.

Ta miła para to Leilah i Lucca z Niemiec. Do dziś nie jestem w stanie tego pojąć, ale chcieli u mnie pomieszkać. „Lubimy takie zabawne przygody" ‒ wyjaśniła Leilah, gdy wiozłem ich z lotniska do mojego domku. „Będzie z tego dobra anegdota". Jednak gdy wjechaliśmy na obskurne tereny fabryczne, gdzie stała moja chatka, w samochodzie zapadła cisza.

Zaparkowałem, przeprowadziłem ich przez płot i mały zagajnik, po czym para backpackerów weszła do środka. Zrobiłem powyższe zdjęcie i sobie poszedłem, zastanawiając się, o czym tak naprawdę ma być mój artykuł.

Indeksy rynku nieruchomości w Australii w latach 1986-2016

A zatem: w tym artykule chciałbym chyba powiedzieć, że pierwsze, absolutnie podstawowe mieszkanie nie powinno kosztować milionów. Dach nad głową stanowi przejaw wrodzonego ludzkiego pragnienia, by nie moknąć na deszczu. To nie fair, że ktoś próbuje z niego zrobić towar luksusowy.

Reklama

Leilah i Lucca odkrywali uroki mojej chatki, a ja porozmawiałem z Philipem Soosem, ekonomistą i współautorem książki Bubble Economics: Australian Land Speculation 1830-2013 (Ekonomia bańki: Spekulacja gruntami w Australii w latach 1830-2013). Chciałem się dowiedzieć, dlaczego domy kosztują tak wiele. Według Philipa, problem tkwi w deregulacji sektora finansowego.


Polub fanpage VICE Polska i bądź na bieżąco


„Od czasu, gdy państwa rozpoczęły deregulację swoich systemów bankowości w latach 80. [w przypadku Polski w latach 90., przyp. red.], jesteśmy świadkami, jak banki pożyczają pieniądze każdemu, kto do nich przyjdzie" ‒ powiedział Soos. „To właśnie zamienia rynek mieszkaniowy w grę spekulacji, co w latach 90. i 2000. znacząco podbiło ceny mieszkań. W USA takie zabawy oczywiście w końcu doprowadziły do światowego kryzysu finansowego".

Spytałem Philipa, czy ma na to jakiś dowód. W końcu mógłby to być rezultat zwykłego mechanizmu popytu i podaży. W kilku prostych słowach wyjaśnił, dalczego sprawa ma się zupełnie inaczej: „Gdyby wzrost cen nieruchomości [housing prices] był spowodowany przez brak podaży, koszty wynajmu [rental prices] również rosłyby w podobnym tempie. Jak widać na wykresie, taka rzecz po prostu nie ma miejsca".

„Nie, ceny mieszkań rosną przez rynek kredytowy i przez to, że rządy nie potrafią postawić się bankom".

Następnego ranka wróciłem do mojego domku, by odebrać Leilę i Luccę. Powiedzieli, że całkiem nieźle się wyspali, choć przez noc zwiało część dachu. „Gdy tu przyjechaliśmy, paliły się świeczki i było całkiem przytulnie" ‒ wyjaśniała Leilah z tą rozbrajającą szczerością w głosie, typową dla wielu Niemców. „A potem obudziliśmy się rano i zapytałam Luccę: »Co to jest? Gdzie my w ogóle trafiliśmy?«".

Reklama

Przeprosiłem ich i zwróciłem pieniądze, po czym odwiozłem do prawdziwego hostelu, gdzie czekały na nich wygody i cywilizacja.

Nie zarobiłem ani grosza, ale z jakiegoś powodu mój domek trafił na pierwsze strony gazet. Pierwsza część niniejszego artykułu ukazała się na VICE, a inne redakcje postanowiły uszczknąć coś dla siebie z mojej paździerzowej sensacji. W rezultacie moja skrzynka na Airbnb zaczęła się zapychać wiadomościami od wszelkiej maści oszołomów, którzy koniecznie chcieli przenocować w mojej rzekomo niepoprawnej politycznie szopie z odpadków.

Nie nadążałem. Czy kiedyś zdarzyło ci się wrzucić na Instagrama zdjęcie twojego psa w kapeluszu? Jeśli tak, to wiesz, jakie to uczucie ściągnąć na siebie uwagę internetu. A teraz wyobraź sobie jeszcze, że musisz odpisać każdej osobie, która polubiła twoją fotkę pieska w czapce, bo inaczej Airbnb obniży twój status do „niesolidnego gospodarza". Stres mnie wykańczał.

Mniej więcej w tym momencie przestało to mnie bawić. Nagle zdałem sobie sprawę, że nie zbudowałem domu. Zbudowałem coś w stylu dziecięcego domku na drzewie ‒ tyle że na ziemi i nie dla dzieci. Wszystko to aż krzyczało: „Ten facet nie może się pogodzić, że skończył 30 lat i raczej już młodszy nie będzie!". Nie tak miało być.

Dorosłe życie jest trudne, a domy są drogie, ale taka jest rzeczywistość. Nie będę śpiewał w boysbandzie. Nie zrobię kariery w Hollywood. Nie wynajdę niczego, co choć odrobinę poprawiłoby ludzką egzystencję, ani nie rozwiążę żadnego wielkiego problemu. Tak wygląda teraz moje życie, a wypasiony pałac, na który zawsze liczyłem, raczej nie spadnie mi z nieba. Poza tym jestem jednym ze zwykłych gości, z którymi współczesny świat obchodzi się wcale nie najgorzej. Może drogie mieszkania należą do kilku nielicznych niedogodności, które po prostu trzeba zaakceptować.

Reklama

Zadzwoniłem do rodziców, żeby powiedzieć, że mieli rację. Muszę po prostu zacząć oszczędzać i zachowywać się jak dorosły facet, którym chcąc nie chcąc jestem.

A potem pożegnałem się z moim domkiem.