FYI.

This story is over 5 years old.

Interviews

​Czy przyjaźń po seksie jest możliwa?

Czym różni się taka przyjaźń od bliskich relacji, które nie zaczęły się od seksu? Postanowiłam zebrać wypowiedzi kilku osób, które zdradziły mi swoje intymne historie
Flickr/Rainier Martin Ampongan

Szybki seks albo kilkutygodniowy romans – co dalej? Było i minęło? A może to moment na przeformułowanie znajomości? Z opowieści naszych rozmówców wynika, że przyjaźń po seksie jest możliwa, ale czasem na tyle trudna, że się ostatecznie nie udaje. Czym różni się taka przyjaźń od bliskich relacji, które nie zaczęły się od seksu? Postanowiłam zebrać wypowiedzi kilku osób, które zdradziły mi swoje intymne historie. Jedno jest pewne: po wspólnych, cielesnych uciechach przynajmniej jednej osobie musi zależeć na tym, by znajomość kontynuować na innych zasadach. Jeśli ta druga nie ucieknie, jest szansa na powodzenie tej akcji.

Reklama

Od złego seksu do dobrej przyjaźni

Natalia: Przeżyłam dwie takie historie. W dwóch przypadkach przelotna, erotyczna przygoda przerodziła się w kilkuletnie, bliskie przyjaźnie. Jedna z nich trwa do dziś. W moim odczuciu takie relacje są – jakkolwiek dwuznacznie to brzmi – głębsze niż przyjaźń bez takiego wstępu. Przeformułowanie płytkiej i hedonistycznej znajomości w silną więź wymaga jeszcze większego zaangażowania i wysiłku. My po prostu uznaliśmy, że w seksie do siebie nie pasujemy, związku budować nie chcemy (w jednym przypadku ja podejmowałam takie próby, ale bez skutku), ale nie mamy ochoty zrywać kontaktu, bo dobrze się dogadujemy. Chciały tego obie strony. Jeżeli jest zaufanie, wszystko da się przegadać i przepracować.

Temat seksu powracał przez chwilę w jednej z tych relacji – mój przyjaciel chciał formuły „friends with benefits", na którą nie poszłam. Później, w obu przypadkach, nikt do nikogo fizycznie już nie startował, mimo wielu okazji. Nie odczuwam żadnego napięcia w powietrzu. Jedna z tych przyjaźni skończyła się po paru latach, gdy on znalazł miłość. Przykro to mówić, ale przestałam mu być potrzebna. Drugi to typ Piotrusia Pana.

Za dużo toksyn

Filip: Staram się rozdzielać przyjaźń i seks. Moim zdaniem jedno wyklucza drugie. Seks wprowadza w relację nowe oczekiwania i emocje, element zazdrości, często jedna osoba chce robić z tego związek, a druga nie, i już po zawodach. Urażone ego nie jest dobrym startem w przyjaźń.

Reklama

A nawet, gdy się uda, problem pojawia się, gdy jedna z tych osób wchodzi w związek. Czy mówić nowemu parterowi, że spało się z najlepszym przyjacielem? Nie ma dobrego wyjścia z tej sytuacji. Gdy powiemy prawdę, partner może się niepokoić za każdym razem, gdy idziemy się spotkać z bratnią duszą. Jeśli nie powiemy, może się kiedyś dowiedzieć przypadkiem i zaufanie będzie podkopane. Dlatego, po kilku kiepskich doświadczeniach, wolę nie pakować się w takie historie.

Nieskuteczne lekarstwo na rozstanie

Sylwia: To była miesięczna próba związku, on był z innego miasta i po pierwszym pójściu do łóżka uznał, że jednak nic z tego nie będzie. Zaproponował przyjaźń, która również nie wypaliła, bo ja wciąż miałam do niego pretensje, których nie umiałam przezwyciężyć, a on próby mojego zacieśniania relacji przyjacielskiej odbierał jako manipulację wciągnięcia go w związek. To wszystko było takie na siłę, chyba tylko po to, by uratować resztki godności. Ja tę propozycję przyjaźni odczułam trochę jak ochłap, rzucony mi na pocieszenie. Wydaje mi się, że warunkiem przyjaźni po seksie jest brak żalu, roszczeń i poczucia winy. Chęci z obu stron muszą być autentycznie, niepodszyte ukrytymi intencjami. Tu ewidentnie zabrakło wzajemnego zaufania, a więź była zbyt krucha, by przetrwać ten szybki fakap.

Zazdrość za rogiem

Sebastian: Krótkotrwały związek na odległość, zerwanie przez telefon, cisza na cztery miesiące. Nagle odezwał się i od tamtej pory mamy stały, intensywny kontakt. Najpierw 2-3 razy w tygodniu pisaliśmy SMS-y, później coraz częściej. Minęło 5 lat, a my nadal rozmawiamy codziennie. Kłócimy się, strzelamy fochy. Widzimy się rzadko, bo mieszkamy w innych miastach. Ale to prawdziwa przyjaźń, bo wiem, że jakby się waliło i paliło, mogę na niego liczyć. Nie można powiedzieć, że nie ma w tym zaborczości. Szlag mnie trafia, gdy nie odzywa się jeden dzień i naprawdę nie wiem, jak zareaguję, gdy znajdzie sobie kogoś na stałe.

Reklama

Wydaje mi się, że warunkiem przyjaźni po seksie jest brak żalu, roszczeń i poczucia winy

Wściekłe psy popijane piwem

Marysia: Poznałam go 12 lat temu, na studiach, na domówce u kolegi. Byli na niej także Niemcy, Węgrzy i Francuzi. Uczyliśmy ich typowego polskiego napitku, a więc popijania „wściekłych psów" piwem. I jeden taki Niemiec wpadł mi w oko. Studiował politykę, przyjechał do Polski na roczną wymianę. Bawiliśmy się do rana, piliśmy i jedliśmy pieczonego kurczaka z budki na jakimś placu zabaw, spisała nas policja. Był inteligentny, romantyczny i szalony, co było kuszącym połączeniem cech. Wróciliśmy do domu razem, seks był naprawdę udany, a romans trwał jeszcze miesiąc, bo tyle zostało mu do wyjazdu.

Były próby powrotu do płomiennego uczucia, ale brakowało już między nami tej iskry

Zaskoczył mnie, gdy po czterech miesiącach odezwał się do mnie z Niemiec. Zaczęliśmy wymieniać maile, a później – gadać godzinami przez telefon. Po pół roku przyjechał do mnie i razem, już jako przyjaciele, zwiedzaliśmy Dolny Śląsk. Odwiedzaliśmy się regularnie przez 4 lata. Były próby powrotu do płomiennego uczucia, ale brakowało już między nami tej iskry. Myślę, że dały się we znaki różnice kulturowe i wieku. Kontakt urwał nam się, gdy ja wyjechałam do innego kraju, a on znalazł sobie dziewczynę. Nigdy go nie zapomnę, był rewelacyjnym facetem.

Biurowa porażka

Sławek: To był typowy romans biurowy. Ona po krótkim, frustrującym związku bez przyszłości, a ja wyposzczony po kilku miesiącach od rozstania z dziewczyną. Na początku było to bardzo ekscytujące: atmosfera konspiracji, zmowa milczenia z kilkoma osobami w pracy, taki wczesny entuzjazm, smak czegoś nowego. Kiedy po kilku miesiącach zaczęliśmy się kłócić, okazało się, że nie jest łatwo żyć z tym w biurze. Wylądowaliśmy na dywaniku u szefa, który w międzyczasie się o nas dowiedział, i usłyszeliśmy wykład na temat profesjonalizmu oraz budowania dobrej atmosfery w zespole. Wtedy właśnie zapadła decyzja o „przyjaźni", co miało uciąć nasze konflikty i wprowadzić pozytywny klimat w pracy. Dużo mówiliśmy o dystansie, głównie ja, bo propozycja, żeby zmienić status relacji, była moja. Miało być dobrze, dojrzale i profesjonalnie – tak, jak życzył sobie nasz przełożony.

Reklama

Bądź z nami na Facebooku. Polub nasz nowy fanpage VICE Polska


Zaprosiła mnie na piwo, żeby porozmawiać „jak przyjaciele". Zgodziłem się, mile zaskoczony tym gestem, z nadzieją, że jej ego za bardzo nie ucierpiało i że jest w stanie schować dumę do kieszeni. A nie przywykła do tego, by to ją odrzucano. Początek spotkania był obiecujący, ale po kolejnym wypitym drinku okazało się, że ma dla mnie kilka dobrych, przyjacielskich rad – ot tak, żebym lepiej rozumiał kobiety, żeby było mi lepiej i łatwiej w życiu. To był grad słów krytyki pod moim adresem, a wszystko ubrane w zgrabne eufemizmy, opowiedziane z miną troskliwego przyjaciela, „dla mojego dobra". Zamiast się przyjaźnić, zbierałem potworne cięgi, słuchając diagnoz meandrów mojej psychiki, kierujących mnie na właściwe tory. Miałem wrażenie, że uczestniczę w sesjach psychoterapeutycznych, o które nie prosiłem. Co ciekawe, jej te spotkania naprawdę się podobały i chciała to ciągnąć. Gdy raz wspomniałem, że się z kimś przespałem, rozpętało się piekło.

Długo milczeliśmy po tamtych zajściach, w biurze też. Na przyjaźń ochoty nie było już po żadnej stronie

Zacząłem się dystansować, unikać jej, odrzucać zaproszenia, bo stało się jasne, że nie o przyjaźń tu chodzi, a o jej samopoczucie. No i fakt, przez krótki czas triumfowała, tworząc iluzję, że to ja jestem tym przegranym. Długo milczeliśmy po tamtych zajściach, w biurze też. Na przyjaźń ochoty nie było już po żadnej stronie. Potem ona zmieniła pracę i słuch o niej zaginął.